[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Platforma podskakiwa³a w spowodowanych przez wirnikpodmuchach powietrza, pêd odchyla³ j¹ w stronê ogona.Celowanie nie by³oprostym zadaniem.Australijczyk namierzy³ kabinê œcigaj¹cej ich maszyny.Celownik jego granatnikanie przybli¿a³ celu, mimo to widzia³, ¿e miêdzy pierwszym a drugim pilotem ktoœstoi, przygl¹daj¹c siê im przez lornetkê.Teraz, kiedy nie by³o miêdzy nimiró¿nicy poziomów, przeciwnicy mogli go zauwa¿yæ.Nie powinien czekaæ, a¿ zbli¿¹ siê jeszcze bardziej.Rozci¹gn¹³ siê na platformie, zapieraj¹c siê nogami o jej tyln¹ czêœæ.Razjeszcze wymierzy³ do przeciwnika.Nie musia³ popisywaæ siê celnoœci¹,wystarczy³o trafiæ go gdziekolwiek.Mocno œci¹gn¹³ ciê¿ko chodz¹cy spust.Granat wyskoczy³ z sykiem z rury.Australijczyk ani na chwilê nie spuœci³wzroku z bia³ej, cienkiej, przecinaj¹cej powietrze smugi.Granat lecia³ przez trzy sekundy i uderzy³ w praw¹ stronê kabiny.Wybuch³a kulaczerwieni i czarnego dymu, w jej œrodku rozb³ys³ srebrzysty p³omieñ.Wirniknoœny siek³ unosz¹ce siê w górê dym i od³amki szk³a.W chwilê póŸniejhelikopter pochyli³ siê w prawo i zacz¹³ kozio³kowaæ w powietrzu.Nie wybuch³.Jego za³oga, martwa lub nieprzytomna, nie by³a w stanie przeciwdzia³aæ kraksie.Œmig³owiec wygl¹da³ zupe³nie jak lotka w badmintonie, z kilkoma wyrwanymipiórami.Maszyna runê³a na ziemiê.Krêci³a siê przy tym powoli — to tylnywirnik obraca³ j¹ to w jedn¹, to w drug¹ stronê, zupe³nie jakby rozpaczliwiepróbowa³ utrzymaæ helikopter w powietrzu.Georgijew uruchomi³ wyci¹garkê i podniós³ platformê.Po kilku sekundachAustralijczyk dotar³ do drzwi Hughesa.Poda³ Bu³garowi granatnik, uj¹³wyci¹gniêt¹ rêkê Barone'a i wskoczy³ do œrodka.Vandal pomóg³ Georgijewowiwci¹gn¹æ platformê do wnêtrza.Urugwajczyk nie puœci³ jego d³oni.Twarz mia³ œci¹gniêt¹ gniewem.— Zamiast wci¹gaæ, powinienem ciê wypchn¹æ — warkn¹³.Downer spojrza³ na niego gniewnie.— Spodziewa³em siê, ¿e powiesz: „Dobry strza³, przyjacielu” — odpar³.— Musia³eœ tam, na dole, tyle gadaæ? Ten twój akcent rozpozna³by nawetg³uchoniemy flick! — Barone odtr¹ci³ d³oñ Australijczyka.— Nie musia³bym siê odzywaæ, gdybyœ tak siê nie leni³.Znam ¿o³nierzy, którzylepiej wykonaliby twoj¹ robotê we œnie.— Wiêc nastêpnym razem pracuj z nimi.— Wystarczy tego dobrego — rzuci³ przez ramiê Vandal.Wraz z Georgijewemprzygl¹dali siê spadaj¹cemu policyjnemu helikopterowi.Widzieli, jak uderza wdomy przy rzece, widzieli bia³¹ kulê wybuchu; w chwilê potem us³yszelist³umiony huk.Zaczêli zamykaæ drzwi Hughesa.— Arogancki osio³ — mamrota³ Barone.— Z kim ja muszê pracowaæ! Z aroganckim,australijskim os³em!Korzystaj¹c z tego, ¿e Bu³gar i Francuz nadal s¹ zajêci, Downer nagle z³apa³Urugwajczyka za przód munduru.Zacisn¹³ d³onie tak mocno, ¿e poczu³, jak palcewbijaj¹ mu siê w skórê na piersi Barone'a.Urugwajczyk wrzasn¹³ z bólu,popchniêty gwa³townie w stronê wci¹¿ otwartego w³azu.Jego ramiona i g³owazawis³y nad przemykaj¹cym w dole Pary¿em.— Jezu! — krzykn¹³ Barone.— Mam doœæ tego gówna! — wrzasn¹³ Australijczyk.— Mam doœæ tych twoichtekstów!— Przestañ! — Vandal skoczy³ w ich kierunku.— Powiedzia³em tylko to, co myœlê — odpar³ Downer.— Zrobi³em moj¹ robotê,rozwali³em ten cholerny helikopter, wiêc ten gnojek przejdzie przyœpieszonykurs latania!Francuz si³¹ wcisn¹³ siê miêdzy nich.Z³apa³ Barone'a za rêkê i barkiemodepchn¹³ Downera.— Uspokójcie siê! — poleci³.Australijczyk wci¹gn¹³ przeciwnika do maszyny, puœci³ go i wycofa³ siêspokojnie.Obróci³ siê i sta³, patrz¹c na worki z pieniêdzmi.Georgijew szybkozamkn¹³ w³az.— Wszyscy macie siê uspokoiæ — powtórzy³ Vandal spokojnym g³osem.— Wszyscyjesteœmy podnieceni po akcji, ale osi¹gnêliœmy to, co chcieliœmy osi¹gn¹æ.Powinno zale¿eæ nam wy³¹cznie na tym, by zakoñczyæ sprawê.— Zakoñczyæ bez czyichkolwiek narzekañ! — Barone trz¹s³ siê z gniewu i strachu.— Oczywiœcie — przyzna³ spokojnie Vandal.— To by³o tylko stwierdzenie faktu — sykn¹³ Downer przez zaciœniête zêby.— W porz¹dku — przytakn¹³ Francuz.Nadal sta³ miêdzy nimi.Spojrza³ na Downera.—Chcia³bym przypomnieæ wam obu, ¿e do zakoñczenia tego etapu misji i wnastêpnym potrzebni s¹ nam wszyscy cz³onkowie zespo³u.Na razie wykonaliœmynasz¹ robotê i wykonaliœmy j¹ dobrze.Jeœli w przysz³oœci postêpowaæ bêdziemynieco ostro¿niej, wszystko bêdzie w porz¹dku.— Spojrza³ na Barone'a.— Nawetjeœli ktoœ us³ysza³ jego g³os, jestem pewien, ¿e zdo³amy wynieœæ siê z tegokraju, nim ktokolwiek zorientuje siê, ¿e jeden z napastników mówi³ zaustralijskim akcentem.— Niewielu jest Australijczyków z doœwiadczeniem komandosa wystarczaj¹cym, bywyci¹æ tego rodzaju numer — odpar³ Barone.— Mimo wszystko zdo³amy uciec, nim wpadn¹ na nasz trop — t³umaczy³ Francuz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]