[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy ten cz³owiek naprawdê ¿yje od stu lat? z niedowie-rzaniem myœla³ Morahan.Przecie¿ to m³odzieniaszek! Aletaki ma autorytet!Marco uœmiechn¹³ siê zak³opotany.- To, co teraz powiem, mo¿e sprawiæ ci przykroœæ, alechcê, ¿ebyœ dobrze siê nad wszystkim zastanowi³.Ze-jdziemy zaraz z g³Ã³wnej drogi i zapuœcimy siê w rzadziejzaludnione okolice.Najw³aœciwszym posuniêciem by³obyumieszczenie ciê w szpitalu, ale wiem, ¿e tego nie chcesz.Przyznajê, ¿e ciê rozumiem.Innym dobrym wyjœciemby³oby wsadzenie ciê do poci¹gu, byœ spokojnie, bezprzeszkód, móg³ dotrzeæ do Sandnessjoen.Nie mamjednak ochoty wypuszczaæ ciê samego w takim stanie.Chcia³bym, ¿ebyœ by³ z nami, kiedy twoje dni dobiegn¹kresu.Morahan by³ wyraŸnie wzruszony.- Ale ja obieca³em Tovie, ¿e nie bêdzie musia³azajmowaæ siê mn¹ po œmierci.- Z Tov¹ ju¿ rozmawia³em.Ona ca³kowicie siê ze mn¹zgadza, nie chce ciê teraz utraciæ.Pozostaje tylko pytanie,czego ty sobie ¿yczysz.Wêdrówka przez góry mo¿e byæogromnie mêcz¹ca.I œmiertelnie niebezpieczna, ale toakurat pewnie wcale ciê nie przera¿a.Jeœli mam byæszczery, nie s¹dzê, byœ móg³ wiele wytrzymaæ.- Ja ju¿ wybra³em - odpar³ Morahan.- Pójdê z wami.I chcê, abyœcie mnie pochowali w piêknych norweskichgórach, w bezimiennym grobie.Wiesz, ¿e jestem w po³o-wie Norwegiem i nauczy³em siê kochaæ ten kraj.Czujê, ¿emój dom jest raczej tutaj, a nie w Liverpoolu.I, Marco.- Tak?- Opiekuj siê Tov¹! Byæ mo¿e bêdzie potrzebowa³awaszego wsparcia.- Wiem o tym - uœmiechn¹³ siê Marco.- Tova po-wiedzia³a mi o waszej umowie.Uwa¿am, ¿e post¹piliœcies³usznie.Tova jest bardzo samotna, spotkanie z tob¹znaczy³o dla niej wiêcej, ni¿ mo¿esz zrozumieæ.- S³odka, kochana dziewczyna - rzek³ Ian z roz-marzeniem w oczach.- Dziêkujê, ¿e nas nie potêpiasz! Jasam by³em bardzo niepewny.Ale oczywiœcie.najpraw-dopodobniej ta noc nie bêdzie mia³a ¿adnych nastêpstw.- Przysz³oœe poka¿e - stwierdzi³ Marco.- Przysz³oœæ - cierpko powtórzy³ Ian.- Z tego corozumiem, nawet dla was, byæ mo¿e, nie ma przysz³oœci.A ju¿ na pewno dla mnie.- Starajmy skupiæ siê na dzisiejszym dniu.- Ja ju¿ teraz liczê raczej w godzinach.Ale cieszê siê,¿e mam tak wspania³ych przyjació³.Wyszli do swych towarzyszy.Ian zbli¿y³ siê do Tovyi obj¹³ j¹, dziewczyna zaraz siê rozjaœni³a.Przez ca³y ranekstara³a siê trzymaæ blisko niego, czêsto mocno œciska³a goza rêkê, jak gdyby ba³a siê, ¿e jej zniknie.Zdawa³a sobie sprawê, ¿e nast¹pi to ju¿ wkrótce.Halkatla tego ranka równie¿ by³a przygaszona.Marcoprzyjrza³ siê jej i nigdy jeszcze jego zwykle tak ³agodnespojrzenie nie by³o równie surowe i badawcze.On wie,pomyœla³a niespokojna.On wie, choæ pewna jestem, ¿eRune nie puœci³ pary z ust.Marco wie i tak.Nie skomentowa³ tego ani s³owem, Halkatla wiedzia³adlaczego.Na policjê nie mo¿na jej by³o zg³osiæ."Jak siênazywasz?" "Halkatla z Ludzi Lodu"."Miejsce zamiesz-kania?" "Nigdzie nie zarejestrowane"."Rok urodzenia?""1370.Zmar³a.w 1390".Prawdopodobnie dojd¹ downiosku, ¿e mê¿czyzna pali³ w samochodzie, trzyma³w rêku taki bia³y patyczek, nazywany papierosem, pozatym czuæ by³o od niego gorza³k¹.Nikt nie bêdzie zg³êbiaæprzyczyn wypadku.Zreszt¹ on sam do niczego siê nieprzyzna; szkoda, jakiej dozna³, by³a zbyt wstydliwa.Nie mieli te¿ czasu na dodatkowe opóŸnienia.Wreszcie wyruszyli z Oppdal.Motocyklem jecha³ teraz Marco, wioz¹c z ty³u urado-wanego Gabriela.Pozostali czworo siedzieli w samo-chodzie kierowanym przez Tovê.Wybrali baœniow¹ drogê ku Nerskogen, wij¹c¹ siêwœród niezwyk³ych ³¹k i rosochatych drzew.Za Ner-skogen nie by³o ju¿ tak piêknie, pojawi³ siê normalny las,taki, jaki porasta wielkie po³acie Norwegii.Tova pozwoli³a Marcowi wybieraæ drogê, z pewnoœci¹wiedzia³, którêdy jechaæ.Nie by³ to najprostszy dojazd doDoliny, Marco stwierdzi³ jednak, ¿e jad¹c têdy zyskuj¹ naczasie.Kilka godzin póŸniej dotarli ju¿ do miejsca, z któregodalsza podró¿ samochodem by³a niemo¿liwa.Ostatniodcinek, wiod¹cy w¹skimi górskimi œcie¿kami, musia³mocno daæ siê we znaki podró¿uj¹cemu na tylnymsiode³ku motocykla Gabrielowi.Podnieœli wzrok na góry.Tam mieli dotrzeæ.Tovaz lêkiem spojrza³a na Iana.Czas ich pogania³, nie moglipozwoliæ sobie na spokojn¹ wêdrówkê, musieli posuwaæsiê do przodu w bardzo szybkim tempie.W³aœciwieszaleñstwem by³o ci¹gn¹æ chorego w tak¹ drogê, ale niktsiê nie waha³, najmniej sam Ian.Tova spostrzeg³a jednak, ¿e na widok pn¹cych siênieub³aganie pionowo w górê zboczy zadr¿a³ w prze-czuciu nadci¹gaj¹cego koñca.- Mimo wszystko wydaje mi siê, ¿e nad³o¿yliœmydrogi - powiedzia³a do Marca.- Owszem, nie jest to najkrótsza trasa do DolinyLudzi Lodu, ale liczy³em, ¿e nie bêdzie obstawiona przezpopleczników Tengela Z³ego.Tak by³o bezpieczniej.Wejœcie do Doliny znajduje siê po drugiej stronie tego³añcucha górskiego.Ukryli samochód i motocykl wœród niskich brzózi ruszyli w ostatni etap podró¿y do Doliny Ludzi Lodu.Wszyscy milczeli.Wyczuwali powagê sytuacji.Ledwie zd¹¿yli wejœæ w pasmo lasu brzozowego, kiedyIan zacz¹³ mieæ problemy.Tova ujê³a go za rêkê, byu³atwiæ mu wspinaczkê, ale niewiele to pomaga³o.Wreszcie musia³ siê po³o¿yæ na miêkkim leœnymposzyciu, gdzie królowa³y jeszcze szarobure barwy zimy,a od ziemi ci¹gnê³o lodowatym ch³odem.Tova siedzia³a przy nim, p³aka³a, nie staraj¹c siê nawettego ukryæ, a reszta grupy sta³a lub klêcza³a obok.- Nie wolno ci, Ianie - szlocha³a Tova.- Nie wolno cinas opuszczaæ!Ian Morahan walczy³ o oddech.Wiedzia³, ¿e to ju¿koniec i ¿e mo¿e jedynie ¿yczyæ sobie, by jak najmniejbola³o.Wydawa³o siê jednak, ¿e nie omin¹ go cierpienia.By³o mu s³abo, przed oczami migota³y czarne plamy,w uszach hucza³o.Przez mg³ê dostrzega³ Marca stoj¹cego u jego stóp.Œwiat³o padaj¹ce od ty³u przeœwietla³o mu w³osy sprawia-j¹c, ¿e wokó³ g³owy niezwyk³ego mê¿czyzny tworzy³a siêaureola.lan s³ysza³ b³agania Runego i Halkatli: "Zrób coœ,Marco, Spróbuj!"Ian nie wypuszcza³ z d³oni rêki Tovy.Drug¹ rêkêdziewczyna pod³o¿y³a mu pod kark.Cieszy³ siê, ¿e s¹ przynim wszyscy.Przyjaciele.Czy kiedykolwiek mia³ lep-szych przyjació³ od tych, których pozna³ w swych ostat-nich dniach? Nie chcia³ ich opuszczaæ, pragn¹³ zobaczyæ,jak powiedzie im siê walka, w której wir teraz siê rzucili.Tyle mia³ pragnieñ.I nigdy siê nie dowie, czy zostawi posobie potomka.- Tova.- szepn¹³ z wysi³kiem.- Opiekuj siê nim,dla mnie! I.uca³uj je.ode mnie.Zalana ³zami pokiwa³a g³ow¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]