[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był zupełnie nieświadomy jej narastającejzmysłowości.A ona regularnie woziła na farmę picie i jedzenie.Bardzo uważała, żeby odnosić się dowszystkich z taką samą życzliwością, celowo prosząc o podwiezienie drugiego studenta,żeby nikt nie zaczął podejrzewać, że faworyzuje Luke'a.Mogły ich zdradzić tylko gorącespojrzenia, jakie między sobą wymieniali.Pewnego wieczoru, kiedy Mark był na polu, doszła downiosku, że dłużej tego nie wytrzyma.Postanowiła zabrać psy na spacer do farmy.Włożyła ulubioną sukienkę w groszki i jedwabną koronkową bieliznę, której Mark nigdynie widział.Psy biegały jak szalone, węsząc i ścigając zające, a w niej coraz bardziejnarastała świadomość, że nie potrafi się powstrzymać, że zmierza prosto w ogień.Ryzykowała dosłownie wszystko, jednak ryzyko jeszcze bardziej ją podniecało ipodsycało pragnienie, żeby być kimś więcej niż tylko wierną gosposią, która gotuje dlamęża obiady z domowych produktów, całkowicie bezinteresownie.Przez tyle lat zasiała tutyle ziaren niewoli i służebności - nadeszła pora żniw.Dotarła do farmy, kiedy słońce skryło się za budynkami, rzucając długie cienie na ścieżkę.Psy zniknęły w stodole i została sama.Szu-szu-szu - usłyszała odgłos zamiatania i ruszyław tamtą stronę.Czuła, że to Lukę i serce zaczęło walić jej jak młotem.Mogła się jeszczewycofać.Jak dotąd nie zrobiła nic złego.Mogła powrócić do swego dawnego życia albourozmaicić je podniecającą przygodą.Uznała, że to drugie wyjście jest zbyt kuszące, bymu się oprzeć, i poszła dalej.To był Lukę, tak jak myślała.Zamiatał w stodole.Był bez koszuli, jego ciało błyszczało odpotu.Spodnie miał ubrudzone ziemią, buty pokryte kurzem.Uśmiechnęła się na widokjego włosów opadających w nieładzie na czoło.Każdy ruch miotłą napinał mięśnie iznowu dotarło do niej, jaki jest młody.Przerażona, że wyjdzie na idiotkę szukającąprzygody w ramionach młokosa, omal nie uciekła.Lecz w tym samym momencie Lukępodniósł wzrok, zobaczył ją i było już za późno na odwrót.Z rozpromienioną twarzą oparł się o miotłę.- Przyszła mi pani pomóc? - spytał, uśmiechając się ironicznie.- Świetnie radzisz sobie sam.Podeszła bliżej.Musiał wyczytać coś w jej oczach, bo nagle spoważniał.- Czy może chce pani dotrzymać mi towarzystwa?Od ryzyka, które podejmowała, zakręciło jej się w głowie.- Tak, przyszłam, żeby dotrzymać ci towarzystwa - odparła cicho.Z pożądania ścisnęło ją w gardle i z trudem przełknęła ślinę.- W takim razie pokażę pani miejsce, gdzie będziemy sami.Oparł miotłę o ścianę i po drabinie wspiął się na wyżki, gdzie przechowywali zebranygroch.Ruszyła za nim, nerwowo rozglądając się wokoło, żeby sprawdzić, czy nikt ich niewidzi.Ale do stodoły wpadły tylko psy, które z nosami przy klepisku ścigały mysz alboszczura.Lukę podał jej rękę.Ona podała mu swoją.Gdy znalazła się na górze, nie puścił jej, tylkoprzez stosy suchego grochu poprowadził do kąta bezpiecznie ukrytego w cie-niu.Teraz już nie mogłaby zawrócić, nawet gdyby chciała -patrząc na jego szerokieramiona, wiedziała, że to dobrze, uległa pokusie.Bez ostrzeżenia odwrócił się i namiętnie ją pocałował.Miał miękkie, zmysłowe usta.Nachwilę odsunął ją od siebie, by sprawdzić reakcję.Uśmiechnęła się zachęcająco, patrząc wjego zielone jak mech oczy i pragnąc, żeby pocałował ją znowu.Zadowolony, że tak milego przyjęła, objął ją, przyciągnął do siebie i rozchylił ustami jej usta, by zbadać językiemich wnętrze.Czuła gorąco jego ciała, czuła, jak uciska ją jego twarda męskość.Rozkoszny ból międzynogami przybrał na sile, rozwiewając ostatnie wątpliwości.W tej chwili jedyną rze-czywistością była teraźniejszość.Nie liczyły się ani dzieci, ani mąż.Nie była Georgią,żoną farmera, tylko po prostu Georgią - samotną wyspą.Upadli na groch zbyt podnieceni, by roześmiać się na myśl o tym, że chcą kochać się w takabsurdalnym miejscu.Ale groch był zadziwiająco miękki i otulał ciało jak piasek.To, żemężczyzna, którego prawie nie znała, dotyka jej skóry, przyprawiło ją o przyjemnydreszcz.Palce miał naładowane elektrycznością, prądem, którego od tak dawna nie czuła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]