[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bezradny i zniechęcony zacząłem raz jeszcze nad nienawiścią do teściowej się zastanawiać.Nic mi jednak na myśl nie przychodziło.I wtem, nie wiedzieć czemu, wizerunek teściowej skojarzył mi się z wodopójką, przy czym rzeczywisty wizerunek wodopójki (małego zwierzęcia wodnego) nic do owego skojarzenia nie miał.Pasowało ono natomiast do wyobrażenia dziecięcego wodopójki - skojarzenia, które powstało, gdym znał tylko nic nie znaczącą nazwę.Było więc odniesieniem do owych dziecięcych wizji - radosnego świata wczesnych psychicznych doznań, gdzie zewnętrzny świat znany jest w większości li tylko z nazw, do których dorabiamy sobie dowolne wyobrażenia.Widocznie skupienie moje i koncentracja spowodowały, iż jaźń, moja sięgnęła do rezerwy nie spalonego balastu doznań dziecięcych.Oto przypomniałem sobie ów dziecinny obraz wodopójki.Zwierzę-Niezwierzę wyglądało w nim jak coś niezwykle chudego i cienkiego, zakończonego baniastą główką, w której widniały cztery pary oczu.Pierwsza para zajmowała większość baniastej główki, przy czym odnosiło się wrażenie, że oczy te są głęboko zapadłe i mroczne.W miejscu ich źrenic usytuowana była druga para oczu.Były to oczka małe i tłuste, niezwykle złośliwe i iskrzące.W mej dziecięcej wyobraźni te małe i przerażające oczka stale robiły krzywdę owym wielkim, niejako dorosłym.Ciągle też dorosłe oczy płakały.Owóż te małe, niedobre oczka, twory dziecięcej wyobraźni w oczy teściowej się wgryzły i poczułem się nagle odprężony, jakby ten pamięciowy balast w psychice mej się spalił.Teściowa wydała mi się nagle niegroźną i zgoła szyderstwa pozbawioną.Po raz pierwszy ujrzałem ją jako osobę starą i pomarszczoną.Jej kruche naczynia krwionośne z wolna jeno krew przepuszczając sprawiały, że mózg jej był stale Wpółuduszony.Siedział w Wyschniętej czaszce niczym w od lat nie wietrzonej celi, przeżarty błąkającymi się resztkami zapachów starych, wysuszonych owoców, nie noszonych ubrań i pończoch.Wszyscy Moi Drodzy Zmarli stłoczyli się i poczułem jakby się bardziej w psychiczność mą wepchnęli.Nikczemny obraz teściowej skurczył się, jak gdyby malująca go nienawiść zmieniła blejtram na mniejszy, jednakże całkiem go wymazać nie zdołała.Teściowa zmniejszona i rozmyta trwała nadal.I gdym zastanawiał się, co by tu jeszcze zrobić poczułem, że bliski jestem odkrycia.Oto wypróbowałem już trzy metody pozbycia się teściowej: Poprzez Wymazanie, Poprzez Utopienie i Poprzez Duszenie.Zatrzymałem się przy ostatnim sposobie rozumując, iż jeśli jej umysł stale był podduszony, to i jej reakcje zewnętrzne mogły być wynikiem owej psychicznej astmy.Droga, po której się teraz poruszałem, wydawała się prosta i krótka.Trzeba za wszelką cenę Zrozumieć Mechanizm Podduszania.Zaraz też pojawiły się wątpliwości: „Czy to, co działo się z jej twarzą było rzeczywiście szyderstwem?”, „Azali nie było w niej szyderstwa?”- Jakkolwiek nie było - myślałem - To Coś powodowało, że ze mnie nienawiść buchała.„A może nienawidziłem sam siebie?” „Czy Miałem Prawo teściowej swej nienawidzić?” W gruncie rzeczy za co ją tak nienawidziłem? Czyżby za to, że nie akceptuje mych niestabilnych cech, owej płochości, która tak niekorzystnie wpłynąć może na przyszłe dzieci? Widocznie jej poprzedni zięć, porucznik I.C., był tworem idealnie zoptymalizowanym, wtopionym w tło społeczne, posiadającym ową barwę ochronną stwarzającą pozory wyróżniania się, a w gruncie rzeczy wtapiania w ów obszar społecznych zintegrowani, dzięki którym rodzina żyje pozbawiona napięć? Ą co ja? Czyż przez te wszystkie miesiące naszego małżeństwa nie miotałem się bez ustanku? Gdzież mi było budować? Tak myśląc i rozpamiętując cielesny mój byt spostrzegłem, że uśmiech teściowej traci swój szyderczy wyraz, znika zeń Złośliwość i Wredność a na ich miejsce wypływa Zmartwienie i Starość, sama zaś postać teściowej poczyna się z wolna rozpływać i zacierać w innych wspomnieniach.Pojąłem, że Niechęć moją zastąpi Wyrozumienie, a Nienawiść - Łaska.Wszyscy Moi Drodzy Zmarli wepchnęli się głębiej i poczułem, że robię się psychicznie o wiele szczuplejszy.Natychmiast podjąłem próbę przebicia się przez jasną dziurę.W pierwszej chwili jakby mi się to udało.Zanurzywszy się jednak głębiej utknąłem czując nadmiar swej psychiczności.Wycofałem się tedy z dziury i począłem rozmyślać, w jaki sposób pozbyć się miłości do żony.Zrozumiałem, że przedmiotem mego zmagania będą żądze.Jąłem więc pytać siebie, w jakie to uczucia należy je zmienić.Czego chce się ode mnie? Jasność udowodniła mi, że nienawiść jest rodzajem pychy tkwiącej w nas samych, a jej źródła szukać należy w egoizmie.Czyżby miłość miała podobne oblicze? Czy kochać żonę znaczy siebie? A gdzież są owe poświęcenia, od ust odejmowania, gdzie jest ów świat doznań minimalnych ale jakże zarazem wielkich? Co mi się chce tu wmówić? Że kocham wyłącznie siebie? Czy wypada traktować owe ustępstwa, cały ten kompromis duchowy wyłącznie jako formę egoizmu?Stłoczeni we mnie Wszyscy Moi Drodzy Zmarli jęli protestować, jakby chcąc dać mi do zrozumienia, że błądzę, a mały Poldeczek przyłączając się do ogólnego protestu ukąsił mnie powtórnie pod kolanem.- Co mi tam! - żachnąłem się coraz bardziej zaperzony.- Co on mi tu stara się imputować! Tyle się pisze o miłości wzajemnej i szlachetnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]