[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W razie czego potężnie zbudowana, wąsatababcia kiblowa albo nawet błyskawicznie zjawiający się nawezwanie funkcjonariusz MO stanowili dostatecznie przekonującyargument.Koledzy Walentyna próbowali na wszelkie sposobywkraść się w jej łaski kwiatkami i czekoladkami, pochlebstwami isprytnymi w ich mniemaniu sztuczkami.Czasem wystarczyłooznajmić, że jest się zaproszonym do knajpy przez jednego zestałych bywalców, przy czym należało nonszalanckim tonemwymienić odpowiednio znane nazwisko.Sposób ten nie zawszejednak skutkował, absolutna władczyni bywała bowiem dośćchimeryczna, a jej wyroki nieodgadnione.Kiedy runął minionyreżim, wraz z nim upadła też potęga zdetronizowanej w jednejchwili Królowej.Nowi właściciele rozbudowali lokal i zaczęli doń wpuszczaćdługowłosych młodzieńców oraz krótko ostrzyżone dziewczyny wczarnych skórach, z ostrym makijażem i kolczykami we wszystkichmożliwych częściach ciała.Portierka stała się zbędna.Wylądowała dosłownie na ulicy.Obecnie rezydowała codziennie na chodniku przy wejściu do lokalu,handlując czosnkiem i różańcami.Upadek spowodowany kaprysemhistori oznaczał dla niej stoczenie się w otchłań zupełnegoszaleństwa.Walentyn, przechodząc czasem obok niej i przyglądając sięnieszczęsnej z pełnym sentymentu dla lat swej młodościwspółczuciem, równocześnie rozważał, jak straszliwą krzywdęwyrządził wielu ludziom socjalizm, tworzący zupełnie fałszywe,postawione na głowie społeczne hierarchie.W wielu instytucjachrządziły przecież sprzątaczki albo szatniarki, czasami także szofer,odwożący do domu zapijaczonego dyrektora, trzęsącego się zestrachu przed kolejnym wezwaniem na dywanik do KomitetuCentralnego.Podobnie jak dla, na przykład, sprzedawczyń wsklepie mięsnym, ich złote lata zakończyły się wraz z upadkiemcałego systemu.Wyobrażał sobie, że wiele z nich nie mogło siępozbierać, tracąc uprzywilejowaną, cóż z tego, że sztuczną,pozycję.Sam powitał nadejście nowych czasów z uprzejmieobojętną życzliwością, w jego życiu bowiem niewiele się w gruncierzeczy zmieniło.Zawsze był na uboczu rozgrywających sięwydarzeń i tak pozostało.Choć fascynowało go obserwowanieprzemian z bezpiecznego dystansu, wolał nie doświadczać z bliskapewnych aspektów nowego stylu życia.Oglądał w telewizji wielefilmów o mafii, gangsterach, gwałcicielach, narkomanach iseryjnych mordercach, zdawał więc sobie sprawę, że tego typuzjawiska są nieuchronną ceną, jaką społeczeństwa płacą za tęodrobinę wolności, jaką zapewniają im kapitalistyczne demokracje.Coś, co dawniej działo się jedynie na ekranach telewizorów lub wkronikach kryminalnych, wypłynęło nagle na powierzchnię i mogłosię zdarzyć tuż obok, niemal na każdym kroku.Walentyn wiedziałcoś o tym, mieszkając na rogu Wschodniej, chyba najgorszej ulicyMiasta.Źle używana wolność prowadzi do degrengolady, podobniejak słabe jednostki deprawuje stosunkowo łatwy dostęp do dużychpieniędzy.Przyjmował to jako fakt oczywisty, coś na kształt dopustubożego, ale trzymał się z dala od nocnego życia Miasta, zamkniętyw swej oazie wysokiej kultury.Zdecydował się jednak uczynić to dla niej i umówionegowieczoru opuścił spokojny azyl.Dziwna rzecz, ale niewiele pamiętałz tej pierwszej randki.Przeżył ją w jakimś amoku, oszołomieniu.Kamila czekała na niego przed bramą kamienicy, w której mieściłsię lokal.Stała wsparta nonszalancko o niedawno odnowionąfasadę, beztrosko gawędząc z siedzącą obok, zakutaną w koce ichusty Królową.W pierwszej chwili Walentyn nie poznałdziewczyny i omal nie wyminął jej obojętnie.Coś go jednak tknęło,gdy usłyszał jej stłumiony chichot.Wówczas zatrzymał się iprzyjrzał uważniej z pozoru nieznajomej istocie.Wyglądała zupełnieinaczej niż na akademickim koncercie.Jasne włosy znikły podkruczoczarną, ściętą na pazia peruką, anielska buzia stała sięniemal demoniczna pod ostrym, wyzywającym makijażem.Rozchylone niedbale poły czarnego skórzanego płaszczaeksponowały obcisłą, mocno wydekoltowaną krwistoczerwonąbluzkę i tego samego koloru szorty.Długie, zgrabne nogi opinałysiatkowe rajstopy.Całości dopełniały lakierowane trzewiczki nawysokim obcasie.Jego wiośniana, niewinna piękność wyglądała jakdiva awangardowego kabaretu lub wampirzyca z japońskiegohorroru.Dziwny strój jak na środek zimy.Luty był wprawdzie tegoroku wyjątkowo łagodny, niemniej jednak Walentyn podziwiałodporność tej niezwykłej istoty, nie wyglądała bowiem nazziębniętą.Zapewne musiał mieć bardzo głupią minę, gdyż jego wybrankanie zdołała powstrzymać drwiącego śmiechu i zmierzyła go od stópdo głów bezczelnym, ironicznym spojrzeniem.– To mój strój wieczorowy – oznajmiła, krzywiąc pełne,powleczone szkarłatną szminką wargi.– Moje drugie ja.Taka jużjestem.Zaakceptuje to pan lub nie, pańska sprawa.Wchodzimy?Skinął głową, niemal bezwiednie, niezdolny wykrztusić słowa.Uznając to za znak zgody, ujęła go bezceremonialnie pod ramię ipoprowadziła w mroczną czeluść bramy.Po chwili znaleźli się wbuchającym gorącem wnętrzu, gdzie szalony dekorator zręczniewymieszał resztki rzeźb i sztukaterii dawnego burżuazyjnegosalonu z ultranowoczesnymi kombinacjami metalowych siatek iprętów.Ściany na parterze wyglądały jak zachlapane krwawymiplamami mury rzeźni.Wszędzie było pełno dziewcząt i chłopców,wyglądających podobnie jak jego młoda przewodniczka.Różnicezaznaczały się wyłącznie w detalach: kształtach fryzur, rodzajachchętnie eksponowanych tatuaży na odsłoniętych piersiach, karkachi bicepsach, czy też liczbie srebrnych ozdób na całym ciele.Kamila miała tylko skromne kółeczko w uchu, niczego wpiętegow nos albo brwi.Walentyn odnotował to z ulgą, nie przepadałbowiem za owymi reliktami barbarzyństwa, jak to w duchu nazywał,będąc pewnym, że takiego niszczenia własnego ciała niezaakceptowaliby przedstawiciele podziwianej przez niego cywilizacjiśródziemnomorskiej, czyli starożytni Grecy i Rzymianie.Równocześnie boleśnie odczuł fakt, iż niemal wszyscy tu obecnimogliby być jego dziećmi, może nawet wnukami, gdybyodpowiednio wcześnie i ryzykownie rozpoczął życie seksualne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl