[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Justine by³a jednym z nich.Czêœciowo zw³asnej winy.Mia³a ponad osiemset lat, gdy Ziemia zbudowa³a repozytorium dlaZAN (Zaawansowanej Aktywnoœci Neuronalnej) - ostateczny etap œwiatawirtualnego, w którym jakoby wszyscy bêd¹ równi.Tak d³ugo ¿y³a, ¿e z wielk¹niechêci¹ myœla³a o tym, ¿e jej cia³o zostanie „wycofane".Podobnie zreszt¹nigdy nie uzna³a o¿ywienia za prawdziw¹ kontynuacjê.Uwa¿a³a, ¿e klon na si³êdo³adowany wspomnieniami zmar³ej osoby nie staje siê t¹ sam¹ osob¹, i niewa¿ne,¿e ró¿nica jest niezauwa¿alna.Nawyki wyuczone w pierwszej po³owie dwudziestegopierwszego wieku zbyt trudno by³o odrzuciæ nawet osobie tak dojrza³ej jakJustine.Liliowa mgie³ka rozwia³a siê, ods³aniaj¹c blondynkê w biologicznym wiekudwudziestu kilku lat.Doœæ atrakcyjna, zauwa¿y³a Justine z lekk¹ dum¹, a przytym - choæ minê³o tyle wieków - niewiele zawdziêcza manipulacjom genetycznym.Justine patrzy³a na nadal rozpoznawaln¹ twarz: buzia rozwydrzonego dzieciaka zpierwszej po³owy dwudziestego pierwszego wieku, przez dekadê stale obecna wmediach plotkarskich, gdy Justine afiszowa³a siê z socjet¹ WschodniegoWybrze¿a, z aktorami oper mydlanych.Nos mia³a rzeczywiœcie nieco zmniejszony ilekko spiczasty.Teraz krytycznie uzna³a to za zbyt pretensjonalne zw³aszcza wzestawieniu z koœæmi policzkowymi, które wygl¹da³y jak zrobione z ptasichkoœci, tak by³y ostre i delikatne.Oczy zmodyfikowane do bladoniebieskich, ¿ebypasowa³y do nordyckiej jasnej cery o miodowym odcieniu.Gêste i bardzo jasnew³osy opada³y na plecy.By³a wy¿sza, ni¿ zapamiêtaliby to znajomi zdwudziestego pierwszego wieku - dyskretnie doda³a sobie dziesiêæ centymetrówpodczas rozmaitych zabiegów rejuwenacyjnych.Kusi³o j¹ to, ale nie przeznaczy³aca³ej tej d³ugoœci na nogi, pilnowa³a, ¿eby tors harmonizowa³ z p³askimbrzuchem, który ³atwo by³o utrzymaæ w formie dziêki lekko przyœpieszonemudzia³aniu uk³adu trawiennego.Na szczêœcie nigdy siê nie zdecydowa³a nakarykaturalny biust.no, jeden raz, gdy odm³adza³a siê na swoje dwusetneurodziny i chcia³a siê przekonaæ, jak to jest mieæ miêdzy piersiami WielkiKanion.Owszem, mê¿czyŸni siê gapili i czêsto j¹ zaczepiali, ale poniewa¿ i takzawsze mog³a mieæ, kogo chcia³a, biust nie dawa³ szczególnych korzyœci i nieczu³a siê sob¹, wiêc pozby³a siê go przy najbli¿szej rejuwenacji.A wiêc by³a cielesna i ci¹gle w dobrej formie, tylko bez umys³u.U¿ywaj¹cprogramu monitoruj¹cego, który potwierdza³ kontrolê wizualn¹, przela³a swoj¹œwiadomoœæ z powrotem do mózgu.Nast¹pi³a przy tym niesamowita redukcja pamiêcioraz strata wszystkich zaawansowanych procedur myœlowych, jakie obecniesk³ada³y siê na jej prawdziw¹ osobowoœæ.Stare biologiczne struktury neuronównie mia³y odpowiedniej wydolnoœci, by pomieœciæ to, czym sta³a siê w ZAN.Efektby³ jak po lobotomii, Justine wrêcz czu³a, jak jej zdolnoœci umys³owe kurcz¹siê do owadziego poziomu.Ale tylko tymczasowo, stwierdzi³a.ale¿ ociê¿ale!Po raz pierwszy od dwustu lat Justine odetchnê³a, piersi gwa³townie wci¹gnê³ypowietrze, jakby zbudzi³a siê z koszmaru.Serce znów zaczê³o biæ.Przez chwilênic nie robi³a, nawet nie pamiêta³a, co ma robiæ, potem zaskoczy³y niezawodne,stare, automatyczne odruchy.Znów wci¹gnê³a powietrze, opanowuj¹c panikê;czysta racjonalnoœæ przejê³a sterowanie nad starymi neandertalskimiinstynktami.Kolejny normalny wdech.Uspokoi³a serce.W widzeniu peryferyjnymmigota³y egzoobrazy, wypluwaj¹c szeregi domyœlnych symboli z modyfikacjiwzbogacaj¹cych.Otworzy³a oczy.D³ugie szeregi fioletowych baniek ci¹gnê³y siêwe wszystkich kierunkach jak jakaœ dziwaczna artystyczna instalacja.Jej„miêsny" umys³ by³ przekonany, ¿e Justine jest w stanie zobaczyæ kszta³ty ludziw œrodku.To niedorzeczne.Wewn¹trz ZAN oczywiœcie pozwoli³a sobie odrzuciæpamiêæ o tym, jak zawodny i podatny na hormony jest ludzki umys³.Powolny uœmiech ods³oni³ idealnie bia³e zêby.Przynajmniej doœwiadczêprawdziwego seksu, zanim siê znów za³adujê.***Justine teleportowa³a siê z repozytorium w Nowym Jorku prosto do centrumTulipanowej Rezydencji.Pola stabilizuj¹ce przez wieki utrzymywa³y starodawnydom Burnellich, zachowuj¹c struktury budynku w nieskazitelnym stanie.Uœmiechnê³a siê radoœnie, znów widz¹c na w³asne oczy rodzinny dom.W chwiliszczeroœci musia³aby przyznaæ, ¿e to doœæ koszmarna budowla.Zaprojektowano j¹na planie czterech „p³atków", których szkar³atno-czarne dachy zakrzywia³y siêku centralnej wie¿y „prêcika", zwieñczonej „pylnikiem" z rzeŸbionego, pokrytegoz³ot¹ blach¹ kamienia.Koncepcja jarmarczna i niezwyk³a, przez dziesiêcioleciato modna, to znów przestarza³a.Ojciec Justine, Gore Burnelli, w po³owiedwudziestego pierwszego wieku kupi³ tê posiad³oœæ w hrabstwie Rye pod NowymJorkiem i za³o¿y³ tu bazê dla swych rozleg³ych interesów handlowych ifinansowych.Posiad³oœæ ca³y czas by³a centrum rodzinnym, gdy Wspólnotapowstawa³a, rozszerza³a siê i gdy w koñcu jej spo³eczn¹ jednorodnoœæ zniszczy³ybiononika, ZAN oraz rozdzia³ miêdzy kulturami Elewatów i Awangardów.Obecnierodzina nadal posiada³a ogromne imperium biznesowe rozci¹gniête na ŒwiatyZewnêtrzne.Mia³o strukturê korporacji zarz¹dzanych przez tysi¹ce Burnellich, zktórych ¿aden nie przekroczy³ wieku trzystu lat.Gore i oryginalna grupabliskich krewnych (w tym Justine) koordynowali to wszystko, ale ju¿ dawnoza³adowali siê do ZAN.Jednak Gore nigdy formalnie i legalnie nie przekaza³w³asnoœci zniecierpliwionym nastêpcom.To tylko taki kaprys dla ich dobra,zapewnia³.Dziêki temu firma nigdy nie popadnie w ruinê, a rodzina pozostaniespójna, czego wielu innym rodom brakuje.Ale Justine doskonale wiedzia³a, ¿enawet w swoim oœwieconym, rozszerzonym, pó³-omipotentnym stanie w ZAN Gore nierozwa¿a przekazania czegoœ, co budowa³ przez wieki.Kaprys, akurat!Zmaterializowa³a siê poœrodku sali balowej.Bosymi stopami mocno stanê³a nadêbowej pod³odze, lœni¹cej jak olbrzymie poz³acane lustra na œcianach.Stoodbiæ jej nagiego cia³a uœmiecha³o siê do niej z za¿enowaniem.Ciemnofioletowedraperie otacza³y ³ukiem wysokie przeszklone drzwi wychodz¹ce na tarasobroœniêty bia³¹ glicyni¹.Jasne niskie lutowe s³oñce oœwietla³o rozleg³yzalesiony teren z szerokimi rzêdami rododendronów.Przypomnia³a sobie, jakiebajeczne przyjêcia siê tu odbywa³y.Spotyka³y siê tu s³awa, bogactwo, splendor,w³adza, rozg³os i piêkno; Jane Austen zzielenia³aby z zazdroœci.Drzwi do szerokiego korytarza by³y otwarte.Justine wesz³a do niego, patrzy³ana czêœciowo znajome widoki i ogarnia³o j¹ mi³e uczucie, ¿e je rozpoznaje.Wewnêkach sta³y meble zaliczane do antycznych ju¿ w czasach zanim Ozzie i Nigelzbudowali pierwszy generator wormholi.A dzie³a sztuki? Za jeden obraz mo¿na bykupiæ ma³y kontynent na którymœ ze Œwiatów Zewnêtrznych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]