[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Opracowałem metodę wzbudzania drgań o określonej długości fali za pomocą różnych sposobów uderzania w saser.Aktualnie staram się stwierdzić, jaka długość fali może zburzyć strukturę kwasów nukleinowych w komórkach człowieka.— Dlaczego człowieka?— A dlaczego nie? — odpowiedział pytaniem.— Jakiż inny gatunek, niszcząc środowisko naturalne Ziemi i powodując chemiczne skażenie biosfery, eliminuje inne gatunki? Kto inny, jak nie człowiek doprowadzi do całkowitej zagłady Ziemi i to w ciągu zaledwie kilku dziesięcioleci? Z pewnością tylko homo sapiens!Jeżeli uda się ustalić odpowiednią długość fali, uderzę w mój saser w taki sposób i z taką siłą, aby zalać cały świat falą odpowiednich drgań akustycznych.W ciągu kilku dni (uwzględniwszy czas potrzebny na rozprzestrzenienie się dźwięku) uwolnię Ziemię od ludzkości, nic niszcząc innych form życia o odmiennej strukturze kwasów nukleinowych!— Jest pan gotów zniszczyć miliony istnień ludzkich? — spytałem.— Bóg dokonał tego za pomocą Potopu…— Nie wierzy pan chyba w biblijną przypowieść o Potopie?!— Jestem geologiem–kreacjonistą — odparł.W oka mgnieniu pojąłem wszystko.— Ach, tak — powiedziałem.— Bóg obiecał wprawdzie, że nie ześle już na ziemię Potopu, ale nic nie wspomniał o falach akustycznych?— Właśnie! Miliony zmarłych użyźnią Ziemię, posłużą za pokarm innym formom życia, które już tyle wycierpiały pod panowaniem człowieka i które zasługują na jakieś zadośćuczynienie.Co więcej, drobna cząstka ludzkości z pewnością przeżyje.Muszą istnieć jednostki, o strukturze kwasów nukleinowych odpornej na drgania akustyczne.Ta cząstka, z boskim błogosławieństwem, będzie mogła zacząć wszystko od nowa i być może wyciągnie wnioski z tego, że się tak wyrażę, triumfu zła nad Złem.— Dlaczego mi pan to wszystko opowiada? — spytałem, bo istotnie wydało mi się to nader dziwne.Pochylił się ku mnie i chwytając klapę mojej marynarki (bardzo niemiłe uczucie, zwłaszcza, że jego oddech był raczej obezwładniający) powiedział:— Jestem głęboko przeświadczony, że może mi pan pomóc w realizacji tego zadania.— Ja? Zapewniam pana, że moja wiedza na temat długości fal akustycznych i budowy kwasów nukleinowych jest doprawdy… — i pod wpływem nagłego przebłysku, dodałem — … ale jak się nad tym głębiej zastanowić, mam chyba dla pana coś ciekawego.Czy uczyniłby mi pan ten zaszczyt — ciągnąłem z ową charakterystyczną dla mnie wyszukaną grzecznością — i zechciał zaczekać tu kilka chwil?— Z największą ochotą, sir — odparł z podobną rewerencją.— Poświęcę się w tym czasie dalszym spekulacjom matematycznym.Pospiesznie wybiegłem z baru, wręczyłem barmanowi dziesięciodolarowy banknot i szepnąłem:— Proszę dopilnować, aby ten, że się tak wyrażę, dżentelmen nie wyszedł, dopóki nie wrócę.Proszę mu dolewać i zapisać wszystko na mój rachunek.To absolutnie konieczne.Nigdy nie rozstaję się z moimi tajemniczymi ingrediencjami, za pomocą których przywołuję Azazela, toteż po upływie zaledwie kilku minut siedział on już na nocnej lampce przy moim łóżku, jak zwykle otoczony lekką, różową poświatą.— Przerwałeś mi — powiedział karcącym głosikiem — konstruowanie pap–paratso, za pomocą którego mam nadzieję zdobyć serce nader uroczej samini.— Niezmiernie mi przykro, Azazelu… — powiedziałem, licząc na to, że zaoszczędzi mi szczegółowego opisu papparatso i uroków samini.Jedno i drugie obchodziło mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg — … ale mam do czynienia z przypadkiem nagłym i ekstremalnym.— Zawsze tak mówisz — gderał.W kilku słowach nakreśliłem mu obraz sytuacji.Muszę przyznać, że pow wszystko w lot.Jest w tym jedyny — nigdy nie trzeba mu niczego długo’ tłumaczyć.Wierzę, że czyta w moich myślach, chociaż zawsze utrzymuje, że.uważa je za niezgłębione.Ale… jak dalece można ufać dwucentymetrowej istocie pozaziemskiej, która według jej własnych słów jest stale zajęta zdobywaniem cudownych samini (co by to nie było) za pomocą najbardziej niecnych sztuczek? Poza tym nie do końca jestem pewien, czy Azazel uważa moje myśli za niezgłębione, czy może raczej za niezbyt głębokie…— Gdzie jest ta ludzka istota, o której mówisz? — skrzeknął.— W barze.Znajduje się…— Nie trudź się.Podążę za aurą rozkładu moralnego.Chyba już ją mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]