[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.—O, pardon, raz już był ten komentarz.”Bubu — anioł, nie człowiek — łzą osrebrzył brzeg powiekI rzekł: „Jak to, więc nic nie pamiętasz?Oskarż mnie o morderstwa — popieranie harcerstwa —(Każdy miewa słabostki i wady):Ale Rzeczy Istotę kryć pod Fałszu Pozłotę —Nie, wśród zbrodni mych nie masz tej zdrady!Toż wam wszystko jak dziecku wyłożyłem po szwedzku,Persku, chińsku, hebrajsku, suahili,Choć — przyznaję — w niewiedzy, ze szanowni koledzyZ tych języków żadnym nie mówili.”„Ha!”, odezwał się Bosman, który chwilę stał niemyI z opadłą jak zwiędły liść szczęką:„Ha, ze jeszcze raz jęknę! Lecz, gdy już rozumiemy,Co się stało, połóżmy kres jękom.Dokończenie mej mowy”, dodał, „drodzy słuchacze,Usłyszycie, gdy znajdę czas na nie;Ale dziś, po raz któryś i z naciskiem zaznaczę,Snark to nasze naczelne zadanie!Znajdzie go nasza garstka przy użyciu Naparstka,Będziem szczuć go Widelcem lub Pechem,Straszyć Życia Utratą albo Dóbr Konfiskatą,Wabić Mydłem i Wdzięcznym Uśmiechem!Każdy bowiem typowy Snark, prócz innych swych szpetot,Przed kontaktem z ludzkością się wzbrania:Wszelkich trzeba więc znanych — i nieznanych tez — metodUżyć, jeśli się dopaść chce drania!Anglia od swoich synów… — o nie, wargo, nie wymówTej banalnej, choć wzniosłej, maksymy;Lepiej, mężni żeglarze, rozpakujcie bagaże,I sprzęt w dłoń, bowiem wnet wyruszymy!”Bankier zaraz rozmienił trochę funtów i marek,I podpisał dwa czeki in blanco,Bubu szczotką usunął pyłki z klap marynarek,Przystrzygł baczki, posilił się grzanką;Benedyktyn cierpliwie ostrzył szpadel osełką,Barman koktajl lał w czeluść manierek;Jeden Bóbr zdał się obcy tym zamętom i zgiełkom,Szydełkując kolejny sweterek.Nadaremnie chciał Biegły, używając to cegły,To kodeksu (miał cały ich kredens),Wbić Bobrowi do głowy fakt, ze ścieg szydełkowyMoże nieraz stanowić Precedens.Popularny Baryton, prężąc ciało jak pyton,Ćwiczył trudny tryl w ,,Ave Maria”;Bilardzista stał niemy i dłoń drżała mu z tremy,Gdy tarł kredą swój nos zamiast kija.Biolog wreszcie przyodział się w odświętny samodziałPlus zabocik z koronki i mankiet,I lękową psychozę pod buńczuczną krył pozę:„Jest mi tak, jakbym iść miał na bankiet!Jednym tylko szkopułem trochę, przyznam, się strułem:Czy mam prawo brać udział w zabawieI do Snarka iść w gości? Nie mam wszak przyjemnościZnać go!” Bosman rzekł: „Ja cię przedstawię.”Bóbr ze śmiechu aż z ławki zleciał w ataku czkawki:To ci śmiałkiem był Bobrzy Anatom!Nawet Bubu, choć z trudem (graniczyło to z cudem),Żart zrozumiał i rżał z aprobatą.„Bądź mężczyzną!”, zawołał Bosman, karcąc spojrzeniemŁkającego już niemal Biologa.»W walce z ptakiem Dziupdziupem, desperackim stworzeniem,Każda dłoń nam potrzebna i noga!”Konwulsja Piąta:DOKSZTAŁCANIE BOBRAI tropiła go garstka przy użyciu Naparstka,Szczując stwora Widelcem lub Pechem,Strasząc Życia Utratą albo Dóbr Konfiskatą,Wabiąc Mydłem i Wdzięcznym Uśmiechem!Biolog, myśląc zawzięcie, powziął w pewnym momenciePlan pod nazwą Kryptonim „Kryptonim”:Założenie jedyne — zboczyć w pustą kotlinę,Wspomóc bój moralnie, wrócić po nim.Lecz olśniło i Bobra, ze strategia to dobra —Poprzeć z dala bój, w tejże kotlinie:Gdy na jednej ze ścieżek zeszli się, żaden nie rzekł,Że drugiego uważa za świnię,Podczas gdy on sam myśli o Pospólnej KorzyściI o Chwale, co Będzie Udziałem;Obaj, choć rozeźleni, jako dwaj dżentelmeniUdawali: „Ja nic nie widziałem”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]