[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I chociaż nie wiedziałem, jakie, wydało mi się, że tym razem chodzi o co innego niż przed chwilą.- Myślę, że mogłabym się w nim zakochać - odparła.- W pewnym czasie, w pewnym miejscu.- Tak samo jak w tym chłopaku z college’u?- Mieli ze sobą wiele wspólnego - stwierdziła po namyśle.Spojrzałem na nią wyczekująco.Przygryzła wargę, a potem jej oczy otworzyły się szeroko, jakby znalazła dokładnie te słowa, których szukała.- Miało się wrażenie, że są poetami - stwierdziła - ale i obawę, że mogą się okazać oszustami.Pytanie w jej oczach - jakiekolwiek było - zniknęło.Uśmiechnęła się z wysiłkiem.- Powiedziałam, że wszystkie kobiety kochały się w Jeremym Fullertonie, ale nie jestem do końca pewna, czy to prawda.Wątpię, żeby Ariella była w nim zakochana.Wątpię, żeby Ariella w ogóle była zdolna do pokochania kogokolwiek.Pochyliła się nad stołem i poklepała mnie po dłoni.- Żałuj, że cię przy tym nie było.Gdybyś ich zobaczył razem - Lawrence’a, jego córkę, Jeremy’ego - od razu byś wszystko zrozumiał.Miała dar opowiadania i słuchając, jak opisuje, co stało się tamtej nocy, niemal widziałem przed oczyma Ariellę Goldman, ubraną w długą czarną suknię z upiętymi wysoko włosami i parą kolczyków w kształcie migdałów, błyszczących na tle jej białej szyi, jak stoi przy wejściu chłodna i opanowana, odmierzając ruchami delikatnych rąk owych kilka umiejętnie dobranych słów, którymi obdarzała każdego z gości ojca.- A za każdym razem, gdy ktoś pyta o jej matkę, Lawrence tłumaczy spokojnym głosem, że „Amanda chciała tu być, ale przygotowuje wszystko na ranczu i nie mogła wrócić”.Wszyscy to rozumieli.Czy chodziło o dwupoziomowy apartament na Nob Hill, czy o dwustuakrową winnicę w dolinie Sonoma, czy o trzystutysięcznoakrowe ranczo w górach nad Santa Barbara, skąd rozciągał się bajeczny widok na Pacyfik, czy wreszcie o odosobniony dom wybudowany w Woodside i sąsiadujący z najdroższymi rezydencjami na świecie, Goldmanowie zawsze przeprowadzali się z jednego domu do drugiego, przygotowując kolejne miejsce do przeprowadzki, jeszcze zanim urządzili się na dobre tam, dokąd akurat przyjechali.Był to styl życia, który dość łatwo staje się wygodnym pretekstem do życia osobno.W przypadku Lawrence’a i Amandy Goldmanów jedno z małżonków zdawało się zawsze być o jeden dom dalej od drugiego.- Dziwne, zważywszy na to, jak się poznali - zauważyła Marissa, odsuwając na bok talerz.Gestem ręki przywołałem kelnera i zamówiłem więcej wina.- Nie powinnam - zaprotestowała łagodnie Marissa.- To dopiero drugi kieliszek.Dlaczego to dziwne? Jak się poznali? A tak w ogóle, ile on ma lat?Musiała się zastanowić.- Siedemdziesiąt parę, jak podejrzewam.Ale tak naprawdę, trudno powiedzieć.Lawrence wygląda jak większość starszych facetów, którzy potrafią o siebie zadbać: śnieżnobiałe włosy i ogorzała cera.Może mieć siedemdziesiątkę albo osiemdziesiątkę, albo nawet więcej.Kiedy się widzi takich facetów, można być pewnym tylko trzech spraw: są bogaci, są starzy i mogą przeżyć jeszcze dwadzieścia lat albo umrzeć następnego dnia.Kelner postawił przed nami nowe kieliszki z winem.- To mi przypomina Alberta Cravena - zauważyłem, podnosząc kieliszek do ust.Zarzuciła głową i roześmiała się, gdy złapała mnie na tym, że obserwuję, jak jej czarne włosy spływają po ramionach.- Nie, Albert wcale taki nie jest.Wciąż się śmiejąc, zmrużyła oczy i spróbowała się skoncentrować.- Albert nie jest.gładki.Tak, właśnie! Gładki.Lawrence jest jednym z tych podstarzałych mężczyzn, którzy nie mają żadnych zmarszczek, jego twarz sprawia wrażenie bardzo - jak by to powiedzieć? - gładko ciosanej, o zaokrąglonych konturach, jakby ktoś wyrzeźbił ją w glinie i zamazał wszystkie drobne niedoskonałości, kiedy materiał był jeszcze wilgotny.Wiesz, co mam na myśli: starych facetów z twarzami jak pupcie niemowlaków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]