[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Helen zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu.– Wiesz, co muszę tutaj robić? Przygotowuję akty własności.Fundusze powiernicze i takie tam.Masz pojęcie, jakie to jest nudne? – zapytała retorycznie.– Wiesz, jak bardzo mi brakuje morderstw, gwałtów i tego wszystkiego nad czym razem pracowaliśmy? Kiedy mogę zacząć?– Jaki masz termin wypowiedzenia?– Dam im to, na co zasługują.Mogę zacząć od jutra.Helen czekała na mnie następnego ranka.Prawie się nie zmieniła, może tylko jeszcze bardziej schudła.Włosy miała odrobinę bardziej szpakowate, pojawiło się kilka nowych zmarszczek przy oczach.– Jak się miewa twój mąż? – zapytałem, siadając za biurkiem.– Wciąż jest najszczęśliwszym facetem na świecie – odparła bez wahania.– A miałem nadzieję, że choć trochę się zmieniłaś – powiedziałem, odchylając się do tyłu i próbując powstrzymać uśmiech.– Wcale nie – stwierdziła.– To co? Bierzemy się do roboty?Pod koniec tygodnia biuro zaczęło przypominać kancelarię adwokacką.Jakiś znaleziony przez Helen fachowiec pracował całymi dniami, a chyba nawet i nocami przy montowaniu półek na dwóch ścianach pokoju, który teraz zmienił się w salę konferencyjną i bibliotekę.Bez zbędnego gadania Helen załatwiła przewiezienie moich książek prawniczych i nazajutrz po zainstalowaniu półek już stała na drabince i układała w porządku chronologicznym tomy „Oregon Reporter”.Chociaż zawsze uważała moje oferty pomocy za wstęp do flirtu i tak zaproponowałem, że włączę się do pracy.– Jak chcesz, żeby było dobrze zrobione – odparła, unosząc oburącz kolejny tom – musisz to zrobić sam.– Miała zwyczaj cytować powszechnie znane przysłowia w taki sposób, jakby wypowiadała je pierwsza.– Jak będziesz miała czas – mruknąłem, idąc do gabinetu – połącz mnie z prokuraturą.Kiedy zamknąłem za sobą drzwi, już dzwonił mój telefon.– Z kim konkretnie chcesz rozmawiać?Na rogu biurka stał szklany wazonik z różą.Ani wazonika, ani róży poprzedniego dnia nie było.– Dziękuję za kwiatek.Zignorowała podziękowanie.– Z kim mam cię połączyć?– Z Marshallem Goodwinem.Goodwina nie było, ale oddzwonił dwie godziny później.– Joseph Antonelli! – wykrzyknął z takim entuzjazmem, z jakim witał się z każdym nieznajomym.– Dobrze zrozumiałem twoją sekretarkę? Kancelaria adwokacka Josepha Antonellego! A więc wróciłeś? Cudownie! Co mogę dla ciebie zrobić?Wydawał się zaskoczony, kiedy zaprosiłem go na lunch, a nawet nieco zdeprymowany.Czy dlatego, że często podkreślano przepaść dzielącą prokuratorów i adwokatów, co zniechęcało do kontaktów towarzyskich? A może chodziło o co innego?– Naprawdę chciałbym o czymś z tobą porozmawiać – powiedziałem, czując, że się waha.– Jasne, chętnie się z tobą spotkam – odparł, wracając do swego zwykłego entuzjazmu.Spotkaliśmy się następnego dnia w restauracji przy Burnside i usiedliśmy przy stoliku w głębi sali.Goodwin, ubrany w nienagannie wyprasowaną dwurzędową marynarkę, z wzorzystym, kolorowym krawatem pod szyją, uśmiechnął się do kelnerki, zamawiając drinka, i odprowadził ją wzrokiem.– Niezła – zauważył, odwracając się w moją stronę.– Nie sądzisz?– Trochę za młoda – odparłem.– Powiedz mi – zapytał z zaciekawieniem – co skłoniło cię do powrotu do pracy?– Uznałem, że już czas – odparłem, patrząc na niego.Miałem dziwne uczucie, że nic nie odczuwam.Sam nie wiem, czego się spodziewałem.Broniłem wielu ludzi oskarżonych o morderstwo, większość z nich była winna, prawie wszyscy zostali uniewinnieni przez ławę przysięgłych.Ale proces o morderstwo przypomina oglądanie sztuki Szekspira, gdzie wszystkie zbrodnie rozgrywają się poza sceną.Ofiara nie żyje i bez względu na to, jak okrutnie została zamordowana, miejsce zbrodni jest daleko od sali sądowej, na której panuje spokój, rozum i prawo.Ta sytuacja wydawała się inna i w pewien sposób bardziej rzeczywista.Siedziałem twarzą w twarz z człowiekiem, który mógł być mordercą i nawet nie przypuszczał, że może być podejrzewany.– Nigdy nie miałem okazji ci powiedzieć – zauważyłem z powagą – jak mi przykro z powodu twojej żony.Odwrócił wzrok, jakby nie wiedział co powiedzieć.– To było tak dawno – powiedział w końcu.Rozpogodził się i zmienił temat.– Lepiej powiedz, co zamierzasz robić.Trudno mi sobie wyobrazić ciebie zajmującego się nudnym prawem cywilnym.A może chcesz wrócić do obrony w sprawach karnych?– Będę prokuratorem – odparłem spokojnie.Właśnie zabrał się do drugiego drinka i parsknął śmiechem.– Co proszę?– Zostałem mianowany specjalnym prokuratorem w sprawie o morderstwo – wyjaśniłem.– Znasz ten przepis.– Och, jasne – powiedział.– Kiedy w okręgu brakuje osoby o odpowiedniej specjalizacji i doświadczeniu.Cóż, nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę, jak próbujesz kogoś wsadzić za kratki – oświadczył, unosząc szklankę w górę.– Witaj w klubie.Kelnerka wróciła i postawiła przed nami zamówione dania.Goodwin zagrzechotał kostkami lodu w pustej szklance i zamówił następnego drinka.Kiedy uniósł rękę, zauważyłem zegarek ze złotą bransoletą i nefrytowym cyferblatem.Był prosty i elegancki, nie mogłem oderwać od niego wzroku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl