[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tak, ale skąd pan może o tym wiedzieć? Chciała zostać prawnikiem, jeszcze kiedy była dzieckiem.I przez całe studia.– Studia? – spytałem, starając się ukryć zaskoczenie.– Na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej.Była świetną studentką, dopóki się w to nie wpakowała.– Co się wtedy stało? – zapytałem ze współczuciem.– Kiedy zaczęła brać narkotyki?Zmuszając się do uśmiechu, złożyła pomarszczone dłonie na kolanach.– Co mogę dla pana zrobić, panie Antonelli? W jakiej sprawie pan przyszedł?Tak krótko, jak tylko mogłem, opowiedziałem jej o Leopoldzie Rifkinie i morderstwie, o którego popełnienie go oskarżono.– Ta kobieta miała dziecko.Dziecko, które pani córka adoptowała.– Michelle.Tak, oczywiście – powiedziała, unosząc siwe brwi.Ledwo słyszalnym głosem dodała: – To biedne dziecko.– Miałem nadzieję, że pani córka mogłaby mi powiedzieć, co się z nią stało.– To nie była cała prawda, ale tylko tyle chciałem jej ujawnić.Jej kruche ramiona zadrżały, a oczy rozszerzyły z niedowierzaniem, które graniczyło z przerażeniem.Zakryła dłonią usta.– Chyba nie wierzy pan, że ona mogła.!?– Nie, nie jestem pewien.– zacząłem, nim uświadomiłem sobie, co jej reakcja naprawdę znaczyła.– Myśli pani, że to możliwe, prawda? – zapytałem, patrząc na nią.– Myśli pani, że byłaby zdolna do zrobienia czegoś takiego, prawda?Siedząc na skraju sofy, z artretycznymi palcami luźno spoczywającymi na kościstych kolanach, matka Myrny Albright, której nie widziałem od dziesięciu lat, wolno potrząsnęła siwą głową.– Mam nadzieję, że nie.Ale po tym wszystkim, przez co przeszła, po prostu nie wiem – powiedziała, przygryzając wargę i spoglądając w stronę okna.– Pani wie? Pani to wszystko wie? – zapytałem.– Och, tak, oczywiście – powiedziała, odwracając się w moją stronę.– Córka wszystko mi powiedziała.Po śmierci mojego męża poprosiłam, żeby do mnie wróciła.Pojechałam do tego okropnego mieszkania i błagałam ją, żeby wróciła do domu! Potem, kiedy opowiedziała mi o tym biednym dziecku i jak sama się czuła, bo nie potrafiła jej pomóc, uznałam, że trzeba coś zrobić.To ja na to nalegałam, panie Antonelli.Zapłaciłyśmy tej okropnej kobiecie dwadzieścia tysięcy dolarów za zgodę.I było warto! – powiedziała z przekonaniem.– I Michelle zamieszkała z panią i pani córką?– Tak – odparła.Odwróciła wzrok, a jej głos ucichł do szeptu.– Przez dwa lata, aż skończyła siedemnaście lat.Pochyliwszy się w jej stronę, zapytałem:– Jaka była?– Kiedy tu przyjechała, znajdowała się w opłakanym stanie – szepnęła.– Życie ledwo się w niej tliło.Potrzebna była natychmiastowa terapia i oczywiście nauczyłyśmy ją, jak o siebie zadbać.Poza tym dałyśmy jej miejsce do życia, które było zdrowe, bezpieczne, z porządnym wyżywieniem i z dobrą szkołą w okolicy.I to okazało się najbardziej niezwykłe! Szkoła ją przetestowała i okazało się, że jest bardzo zdolna! Proszę tylko pomyśleć! Dziecko kogoś tak zdegenerowanego było niezwykle inteligentne! Jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobiłyśmy, to zapisanie ją na terapię.Jestem pewna, że bardzo jej to pomogło – powiedziała z nutą wątpliwości w głosie.– Na pewno nauczyło ją, że nie powinna się wstydzić tego, co jej się przytrafiło.Tego się nie spodziewałem.– Dlaczego miałaby się wstydzić?– Tak, wiem.To nie tak.Tylko że mimo, iż tego nie tłumiła, że bez obaw o tym rozmawiała, miała na tym punkcie niemal obsesję.Michelle mogła się stać, cóż.– przerwała, próbując znaleźć najlepsze słowo – zupełnie oderwana od siebie.Kiedy mówiła o tym, co jej się stało, miałam wrażenie, że słucham kogoś opisującego coś, o czym ta osoba dowiedziała się z gazet.Jakby się słuchało opisu klinicznego – dodała, wzdrygając się.– Ale to nie tłumaczy, dlaczego pani zdaniem mogłaby zabić matkę.– Och, ja tak naprawdę – powiedziała, potrząsając głową – w to nie wierzę.Tylko że po tym, co zrobiła mojej córce.Ale to nie była właściwie jej wina.Nie mogła sobie zdawać sprawy ze skutków.Była przecież taka młoda.Zapomniała, że byłem obcą osobą, i rozmawiała ze mną, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi i oboje wiedzieli, co się wydarzyło.– Co takiego zrobiła? – zapytałem łagodnie.– Och, wie pan.Zaraz po skończeniu liceum spakowała swoje rzeczy i powiedziała, że odchodzi.Tak po prostu, jakby opuszczała hotel.Podziękowała nam za wszystko, obiecała, że będzie pisać, i sobie poszła – powiedziała, jakby powtarzała to w myślach już tysiąc razy i nadal nie mogła uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę.– Dałam jej trochę pieniędzy, pewnie nie powinnam, ale dałam.– I pisała?– Tak.Dwa razy.Z Montrealu.Zapisała się do McGill.Nie wiedziałyśmy nawet, że stara się o przyjęcie na tę uczelnię.Obawiam się, że przeżyłam to bardziej niż córka.Myrna była zadowolona, że Michelle potrafiła o siebie zadbać.Tak przynajmniej mówiła – dodała po krótkiej pauzie – ale wydaje mi się, że to złamało jej serce.– Chciałbym się spotkać z pani córką.Wstała z kanapy, ja również.– Rok po wyjeździe Michelle Myrna wróciła do starych przyzwyczajeń – westchnęła, odprowadzając mnie do drzwi.– Powiedziałam jej, że będzie musiała opuścić mój dom, że nie może tu mieszkać, jeżeli będzie się tak zachowywać.Gdzieś trzeba było wyznaczyć granicę, wie pan.Otworzyła drzwi i poczekała, aż ją minąłem.– Od dawna nie mam od niej żadnych wieści.Kiedy się dowiedziałam, że przyjechał pan z Portland, pomyślałam, że może pan być z policji i że powie mi pan, że nie żyje.– Pożegnała się, a potem spojrzała na mnie, jakby próbowała sobie przypomnieć, kim jestem.Jack McKeon wciąż siedział za kierownicą rangę rovera.Ponownie nabił fajkę i pykał ją z zadowoleniem, kiedy otworzyłem drzwiczki.– Ma pan to, po co pan przyjechał? – zapytał, gdy przejeżdżaliśmy między dwoma kamiennymi słupami, kierując się z powrotem do Vancouver.– Nie, niezupełnie.Przyjechałem w poszukiwaniu jednej podejrzanej, a teraz mam już dwie.Rozdział 21Leopold Rifkin pokiwał wolno głową.– Tak, Myrna Albright to logiczna podejrzana – powiedział, kiedy streściłem mu to, czego się dowiedziałem w Vancouver.– Tak, to miałoby sens.Dobrze, że tam pojechałeś.– Podrapał się w brodę.– To ciekawe, jak ludzie, popchnięci do czegoś z powodu swojej słabości, potrafią niekiedy zareagować w taki sposób, że ta słabość staje się źródłem niezwykłej siły – zauważył zaintrygowany.– Uważasz, że mogła ich zabić w akcie zemsty nie tylko dlatego, że skrzywdzili dziecko, ale również z powodu poczucia winy, że nie zdołała bardziej pomóc temu biednemu dziecku.Więc, widzisz, zabija, bo – przynajmniej we własnym mniemaniu – zachowała się niemoralnie.Ten sam motyw z pewnego punktu widzenia może tłumaczyć, dlaczego ja ich zabiłem.Przyjechałem do domu Rifkina prosto z lotniska.Robiło się późno, a ja byłem zmęczony.W pierwszej chwili nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem.– Dlaczego ich zabiłeś?– Tak.Te dwa motywy są bardzo podobne.Myma Albright została poniżona.I ja zostałem poniżony.Ona została zmuszona do stania z boku, kiedy dziecku, na którym jej zależało, działa się straszna krzywda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]