[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zakłady mieściły się wprawdzie wśród wzgórz stanu Kentucky, a nie na równinie Kwanto pod Tokio, lecz nawet nazwa modelu była zupełnie ta sama.Wszystko to miało miejsce wiele miesięcy przed tym, jak kwestia zbiorników na paliwo znalazła się na porządku obrad w Amerykańsko-Japońskich Rokowaniach Handlowych w Kwestii Udziału Amerykańskich Części w Produkcji, jak brzmiała oficjalna nazwa rozmów.Od tamtej pory z linii produkcyjnych zjechało więc wiele tysięcy aut z wadliwymi zbiornikami paliwa, a tak zwykle skrupulatna kontrola jakości tym razem nie wychwyciła niczego ani w jednych, ani w drugich zakładach, rozdzielonych od siebie dziesięcioma tysiącami kilometrów oceanu i lądu.Samochody, które opuściły zakłady w Japonii, powędrowały pod pokłady najbrzydszego typu statków handlowych na świecie, to jest kanciastych frachtowców samochodowych, Samochodowce sunęły po falach północnego Pacyfiku z wdziękiem rzecznych barek.Trwał akurat sezon jesiennych sztormów.Przesycone morską solą powietrze bez kłopotu przenikało kanałami wentylacyjnymi do ładowni i osadzało na metalu aut białe kryształki.Nie stanowiło to problemu, lecz później jeden z frachtowców wszedł w strefę tropikalnego niżu.Powietrze gwałtownie ociepliło się i stało się bardziej wilgotne.Wilgoć spowodowała, że na zewnętrznych ściankach części zbiorników paliwa osiadła słona rosa.Słone krople pojawiły się też w szczelinach między blachą, a luźno do niej przylegającą warstwą smoły epoksydowej.Sól wżarła się prędko w zwykłą gołą blachę zbiorników.Korozja osłabiła nie tylko zbiorniki, lecz i ich zamocowania.W zbiornikach paliwa chlupotała zaś wysokooktanowa benzyna.* * *Ryan mógł się przekonać, że chociaż Korp za życia wiele nagrzeszył, śmierć przyjął z niezmierną godnością.Ryan oglądał egzekucję na kasecie wideo: telewizja CNN nie zdecydowała się puścić tego fragmentu w normalnej emisji przez wzgląd na słabe nerwy widzów.Trybunał wygłosił mowę – dwie kartki przełożonego na angielski tekstu Ryan miał na podołku – po czym na szyję generała założono stryczek.Zapadnia, szarpnięcie ciała, coraz wolniejsze drgawki, skrzętnie filmowane przez ekipę kamerzystów z CNN.Rachunki Ameryki z Mohammedem Abdulem Korpem, bandytą i hurtownikiem narkotyków, zostały wyrównane.Korp nie żył.–Módlcie się, byście nie dali przypadkiem światu nowego męczennika – przerwał zalegającą w Ryanowym gabinecie ciszę Brett Hanson.–Panie ministrze! – Kiedy Ryan odwrócił się, spostrzegł że Hanson naprawdę czyta przekład wyroku.– Wszyscy męczennicy na świecie mają pewien istotny wspólny rys.–Mianowicie jaki?–Taki mianowicie, że nie żyją.– Jack zawiesił głos.– Pamiętajmy, że ten facet na filmie zginął nie w imię Boga albo w walce o swój kraj.Powieszono go jako pospolitego przestępcę.W wyroku nie ma ani słowa o karze za zabijanie Amerykanów.Korp mordował własnych ziomków i zajmował się handlem narkotykami.Nie nadaje się na męczennika, więc pora zamknąć jego sprawę.– Jack cisnął obie kartki przekładu do kosza.– Ale, ale.Czy dowiedzieliśmy się czegoś nowego o tym, co zamierzają Indie?–Kanałami dyplomatycznymi, nic a nic.–Mary Pat? – Jack zwrócił się z kolei do przedstawicielki CIA.–Wiemy, że wzmocniona brygada zmechanizowana ich wojsk odbywa na południu subkontynentu intensywne ćwiczenia.Mamy zdjęcia satelitarne sprzed dwóch dni.Wygląda na to, że ćwiczą działania całością sił.–Meldunki od agentów?–Nie mamy tam żadnych agentów – przypomniała z lekkim wstydem Mary Pat.CIA coraz częściej bezradnie rozkładało ręce.– Przepraszam, Jack, ale miną lata, zanim znów będziemy mieli ludzi wszędzie, gdzie zechcemy.Ryan jęknął w duchu.Zdjęcia z satelitów szpiegowskich przydawały się, owszem, ale ile mogą być warte zwyczajne fotografie? Na zdjęciach widać tylko kontury przedmiotów, a tu chodziło o to, by przeniknąć ludzkie myśli.Ryan nie mógł się obejść bez ich znajomości, choć nie zapominał, że Mary Pat stara się dopomóc mu jak tylko może.–Z meldunków naszej floty wynika, że hinduska marynarka dwoi się i troi.Ich manewry morskie wskazują, że Hindusi próbują zablokować nam dostęp do Sri Lanki.Zdjęcia satelitarne ukazywały wyraźnie jeszcze jedno: to mianowicie, że Indie rzeczywiście zgrupowały w pobliżu Cejlonu dwie formacje okrętów desantowych.Pierwsza grupa okrętów wypłynęła w morze i przebywała w tej chwili około dwieście mil morskich od macierzystej bazy.Znów ćwiczenia.Druga grupa pozostała w tejże bazie, uzupełniając zapasy pokładowe.I tym razem działo się tak na wszystkich okrętach jednocześnie.Bazę dzieliła wprawdzie spora odległość od terenu manewrów brygady zmechanizowanej, lecz oba te miejsca łączyła linia kolejowa.Analitycy CIA dzień w dzień sprawdzali więc, co dzieje się na indyjskich kolejach.Nawet satelity mogły się więc do czegoś przydać.–Naprawdę nikt nic u pana nie słyszał, panie ministrze? A podobno macie tam niezłego ambasadora?–Zgoda, ale nie chcę go za bardzo przyciskać.A nuż bym zaszkodził naszym wpływom w Delhi, i co wtedy? – obwieścił z powagą sekretarz stanu.Mary Pat Foley z trudem się powstrzymała, by nie wznieść oczu do nieba.–Panie ministrze – cierpliwym tonem zaczął Ryan.– W obliczu faktu, że nie mamy w Indiach ani agentów ani jak pan mówi wpływów, przyda nam się każda najdrobniejsza informacja.Chce pan, żebym sam zadzwonił do naszej ambasady w Delhi, czy może mnie pan w tym wyręczy?–To mój pracownik, panie Ryan.Ryan odczekał kilka sekund, nim zareagował na tę uszczypliwość Hansona.Nie znosił sporów o to, kto tu jest bardziej, a kto mniej ważny.Inna sprawa, że otoczenie prezydenta USA zdawało się nie zajmować niczym innym.–Pański ambasador to pracownik urzędu Stanów Zjednoczonych Ameryki.A zatem ktoś, kto podlega prezydentowi.Moim zaś zadaniem jest informować prezydenta, co się dzieje.Potrzebuję informacji z Indii, więc może będzie pan łaskawy wydać ambasadorowi stosowne polecenia.Pański człowiek ma pod sobą przedstawiciela CIA i trzech attache wojskowych.Niech cała czwórka natychmiast bierze się do roboty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]