[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To dobrze.Wa¿ne, kluczowe wrêcz, dla przyjaŸni z Bogiem – prawdziwej, czynnejprzyjaŸni – jest zrozumienie sposobu postêpowania Boga.Wszystko, co dobre spotyka ich w ¿yciu, ludzie nazywaj¹ szczêœciem, trafem,zbiegiem okolicznoœci, zrz¹dzeniem losu, przeznaczeniem.To, co z³e – huragany,powodzie, trzêsienia ziemi, nag³e zejœcia z tego œwiata – ludzie przypisuj¹woli Boga.Nic dziwnego zatem, ¿e uwa¿a³eœ, i¿ trzeba siê Mnie baæ.Tak¹ postawê umacniaca³a wasza kultura.Znajduje ona odbicie w tym, co mówicie i jak to mówicie.Jest wszechobecna w waszym je¿yku.Teraz zaœ mówiê ci, ¿e to, co nazywacie uœmiechem losu, równie¿ jest dzie³emBoga.¯adne spotkanie diuojga ludzi nie jest przygodne i nic nie dzieje siêprzypadkiem.Czy myœlisz, ¿e to szczêœliwy traf, ¿e Larry siedzia³ wtedy za biurkiem –odpowiednia osoba, w odpowiednim czasie, z odpowiednim usposobieniem?Rozwa¿ mo¿liwoœæ, ¿e ty i Larry nie zeszliœcie siê przez przypadek, lecz jakdrugoplanowy aktor czekaj¹cy na swój znak, wkroczy³ on na scenê, wyrecytowa³swoj¹ role i usun¹³ siê w cieñ.Lecz przedstawienie, twoje przedstawienie,rozgrywa³o siê dalej, jak zawsze – jak rozgrywa siê w tej chwili, ty zaœuk³adasz jego scenariusz, ka¿d¹ sw¹ myœl¹ o jutrze.Ty re¿yserujesz poszczególne jego sceny, ka¿dym swym s³ownym poleceniem.Ty jeinscenizujesz, ka¿dym swym czynem.To niesamowite.By³aby to œwietna ilustracja prawdziwego stanu rzeczy.By³aby?Jak mówi³em, to œwietna ilustracja prawdziwego stanu rzeczy: Teraz, oczywiœcie,to wiem.Po tych rozmowach z Bogiem sta³o siê to dla mnie jasne.Ale wtedywidzia³em w tym po prostu kolejn¹ szansê, kiedy jeden z naszych talentówradiowych, niejaki Johny Walker, odszed³ z rozg³oœni i podj¹³ pracê w Richmondw Wirginii.Wkrótce potem nowy szef Johny'ego przeszed³ do firmy, którawykupi³a ma³¹ stacjê w Annapolis w Maryland.Johny Walker nie chcia³ przenosiæsiê z Richmond, ale powiedzia³, ¿e zna dobrze zapowiadaj¹cego siê m³odzieñca,który pomo¿e mu stworzyæ dla rozg³oœni w Annapolis nowy wizerunek i przyzwoitydŸwiêk.Ten dobrze rokuj¹cy m³odzieniec to by³em ja.W mgnieniu oka przygotowa³em siê do wyjazdu na Wschodnie Wybrze¿e, mamaza³amywa³a rêce i prosi³a tatê, ¿eby mnie powstrzyma³.Ale ojciec odpar³:“Niech ch³opak jedzie.To jego ¿ycie".“A jeœli to b³¹d?", spyta³a mama.“Niech bêdzie i b³¹d", rzek³ ojciec.“W razie czego wie, gdzie nas szukaæ".Przyby³em do Annapolis w sierpniu 1963 roku, za miesi¹c mia³em skoñczyædziewiêtnaœcie lat.Zarabia³em na pocz¹tku 50 dolarów tygodniowo, ale cotam, pracowa³em w prawdziwym radiu! Nie by³a to ma³a lokalna rozg³oœnia, leczstacja o du¿ym zasiêgu.Odbierali j¹ w samochodach.S³uchali na pla¿y wprzenoœnych odbiornikach.Z chwil¹ ukoñczenia dwudziestu jeden lat by³em ju¿dyrektorem nagraniowym stacji, odpowiedzialnym za produkcjê wszystkichnadawanych reklam.Opowiadam wam to wszystko, a tê historiê w szczególnoœci, poniewa¿ chcê,abyœcie zobaczyli w jaki sposób Bóg uczestniczy w naszym ¿yciu, ¿e ³¹czy nasprzyjaŸñ z Bogiem, chocia¿ nie zdajemy sobie z tego sprawy.Pragnê pokazaæ wam,w jaki sposób Bóg z pomoc¹ ludzi, miejsc, zdarzeñ wspiera nas w naszej drodzeprzez ¿ycie.Czy te¿ raczej, w jaki sposób umo¿liwia to nam, wyposa¿aj¹c wtwórcz¹ moc kszta³towania rzeczywistoœci naszego ¿ycia -ale wówczas tak bymtego nie nazwa³.Do roku 1966 dochrapa³em siê stanowiska dyrektora nagraniowego w rozg³oœni na“g³êbokim Po³udniu".Nazwê miasta przemilczê, aby oszczêdziæ jego obecnymmieszkañcom zak³opotania.Obecnie sprawy maj¹ siê tam inaczej, jestem pewny,ale w 1966 r.uwa¿a³em swój pobyt tam za pomy³kê.Nie nauczy³em siê jeszcze, ¿ew œwiecie Boga nie ma pomy³ek.Teraz widzê, ¿e wszystko, co siê sta³o, s³u¿y³omojej edukacji, stanowi³o przygotowanie do wa¿niejszego dzie³a, jakie mnieczeka³o.Powodem, dla którego uzna³em swoj¹ obecnoœæ w tym po³udniowym mieœcie zawielkie nieporozumienie, by³y tamtejsze pogl¹dy w kwestiach rasy.PrezydentJohnson dopiero co podpisa³ Ustawê o Prawach Obywatelskich.By³a ona potrzebna(tak jak dzisiaj potrzebujemy nowych rozwi¹zañ prawnychw dziedzinie zwalczania przestêpczoœci), a pott/.et/a ta nigdzie nie objawia³asiê jaskrawiej, anizc-u w n>e których bastionach uprzedzeñ rasowych w p e wryæh zak¹tkach “g³êbokiego Po³udnia".Do takiego zak¹tka w³aœnie trafi³em i czu³emsiê osaczony.Chcia³em uciekaæ.Cierpia³em.Kiedy zajecha³em do miasta, musia³em kupiæ paliwo.Przy wjeŸdzie do stacjibenzynowej rzuci³ rm siê w oczy napis na kawa³ku kartonu doc/epionym do ka¿degodystrybutora: TYLKO DLA BI/V.CH By³em wstrz¹œniêty.“Kolorowi" tankowali na czustacji.Podobnie podzielone by³y restaurau, ry, hotele, teatry, dworzecautobusowy oraz – ••-,.miejsca publiczne.Bêd¹c z Milwaukee, z niczym takim dot¹d siê nie zetkn¹³em.Nie znaczy to, ¿eMilwaukee czy nw pó³nocne miasta, wolne s¹ od rasowych uprzeæ ^oñ Ale nigdyprzedtem nie spotka³em siê z tak ra¿¹cym przyk³adem traktowania ca³ej grupyludzi, jako obywateli drugiej kategorii.Nie przebywa³em w spo³ecznoœci, którazgodnie twierdzi³aby, ze to jest s³uszne.Sprawy wziê³y wkrótce jeszcze gorszy obrót.Zosta³em zaproszony przez jednego znowych znajomych na obiad, podczas którego pope³ni³em nietakt, zapytuj¹c odyskryminacjê rasow¹, której przejawy dostrzega³em wszêdzie wokó³ siebie.Wswojej naiwnoœci s¹dzi³em, ze gospodarze, dystyngowana i kulturalna para, niecomnie w tej materii osvi- c^.Dozna³em oœwiecenia, ale nie takiego, jaJ.eg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]