[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dobrze pani pływa?W odpowiedzi skinęła tylko głową.– W porządku.Niech pani spróbuje pomóc tylu ludziom, ilu pani zdoła.Proszę ichodnaleźć i zebrać razem.Niech cała grupa podąŜa za moją lampą.Popłyniemy do brzegu, napłytszą wodę.Pitt zostawił kobietę i odpłynął w kierunku chłopca trzymającego się kurczowostingraya.Zarzucił sobie malca na plecy i zacisnął jego rączki wokół swojej szyi.Włączyłnapęd i rozejrzał się za małą dziewczynką.Znalazł ją, podpłynął blisko i chwycił w ostatniejchwili.Za kilka sekund byłoby za późno, o mało nie zniknęła na dobre pod wodą.Na pokładzie czarnej łodzi dwaj nadzorcy wspięli się na pomost sternika.– Załatwione – powiedział jeden z nich.– Wszyscy poszli na dno.Stojący za sterem kapitan skinął głową i lekko przesunął dźwignię podwójnejprzepustnicy do przodu.Śruby uderzyły w wodę i katamaran skierował się z powrotem doportu.Zanim zdąŜył przepłynąć sto stóp, w sterówce odezwał się telefon.– Chu Deng? – zapytał głos w słuchawce.– Przy telefonie – odrzekł kapitan.– Tu Lo Han, szef ochrony obiektu.Dlaczego nie stosujesz się do instrukcji?– Jak to? Wszystko poszło zgodnie z planem.Pozbyliśmy się całej grupy.O co cichodzi?– Masz włączone światło.Chu Deng zszedł z pomostu i obrzucił wzrokiem łódź.– Chyba zjadłeś na kolację za duŜo kurczaka w ostrym sosie szechuan, Lo Han.TwójŜołądek podsuwa twoim oczom fałszywe obrazy.Na mojej łodzi nie pali się Ŝadne światło –odpowiedział.– Więc co moje oczy widzą, gdy patrzę w kierunku wschodniego brzegu?Jako człowiek kierujący transportem nielegalnych imigrantów ze statku-matki, ChuDeng odpowiadał równieŜ za egzekucje wykonywane na niezdolnych do niewolniczej pracy.Nie podlegał szefowi ochrony, której zadaniem było pilnowanie więźniów.Ci dwajpozbawieni litości męŜczyźni, zajmujący równorzędne stanowiska, nigdy nie czuli do siebiesympatii.Lo Han był zwalistym grubasem przypominającym beczkę piwa.Miał duŜą głowę,kwadratową szczękę i wiecznie przekrwione oczy.Deng traktował go niewiele lepiej niŜkiepsko wytresowanego psa.Odwrócił się i spojrzał na wschód.I wtedy nisko nad wodądostrzegł słabe światełko.– Widzę – powiedział.– Około dwieście jardów od sterburty.To musi być miejscowywędkarz.– Lepiej nie ryzykować.Musisz to sprawdzić.– Dobra, sprawdzę.– Jeśli znajdziesz coś podejrzanego, natychmiast daj mi znać.Wtedy znów włączęwszystkie światła.Chu Deng przyjął to do wiadomości i odłoŜył słuchawkę.Potem zakręcił kołemsterowym, robiąc zwrot na sterburtę.Kiedy katamaran znalazł się na właściwym kursie,zdąŜając w kierunku podskakującego na jeziorze światełka, zawołał do pary nadzorcówznajdujących się wciąŜ na dolnym pokładzie:– Idźcie na przód łodzi i dobrze obserwujcie tamto światło na wodzie, które jest przednami.– Co to moŜe być? Jak pan myśli? – zapytał niski męŜczyzna o oczach pozbawionychwyrazu, ściągając z ramienia pistolet maszynowy.Chu Deng wzruszył ramionami.– Pewnie wędkarz.Nie pierwszy raz się to zdarza.W nocy wyruszają na łososie.– A jeśli to nie wędkarz?Chu Deng odwrócił się od koła sterowego i pokazał zęby w szerokim uśmiechu.– To dopilnujemy, Ŝeby dołączył do tamtych.Pitt zobaczył łódź płynącą w ich kierunku; był pewien, Ŝe ich zauwaŜono.Słyszałgłosy dochodzące z dziobu katamarana, a raczej z platformy łączącej dwa kadłuby na przodziestatku.Załoga wykrzykiwała coś po chińsku, niewątpliwie dając znać swemu kapitanowi, Ŝew wodzie są jacyś ludzie.Było jasne, Ŝe wszystkiemu winna jest włączona lampa donurkowania.Ale gdyby Pitt ją zgasił, ci, których uratował od śmierci przez utonięcie,pogubiliby się nie widząc światła, i w końcu poszliby na dno.WciąŜ dźwigając na ramionach przestraszonego chłopca, Pitt wyłączył silnikistingraya i przekazał dziewczynkę młodej kobiecie, która pomagała parze starszych ludziutrzymać się na wodzie.Teraz kiedy obie ręce miał wolne zgasił lampę do nurkowania iodwrócił się przodem do nadpływającej łodzi.Była juŜ tak blisko, Ŝe przesłoniła sobągwiazdy.Mijała go w odległości zaledwie niecałych trzech stóp.Zobaczył dwie ciemnesylwetki schodzące po drabince z kabiny na platformę pokładu dziobowego.Jedna z postacidostrzegła Pitta i wskazała go gestem ręki.Zanim drugi nadzorca zdąŜył skierować na Pitta snop światła, powietrze przeciął cichyświst.Wystrzelona w ciemności strzałka z pneumatycznego pistoletu utkwiła w skroniChińczyka.Nastąpiło to tak szybko i niespodziewanie, Ŝe kolega trafionego nadzorcy niezdołał się zorientować, co zaszło.Za chwilę on teŜ padł martwy ze strzałką wystającą z krtani.Pitt nie zawahał się aniprzez moment, strzelając do Chińczyków.Nie miał dla nich ani krzty litości.Ci męŜczyźnizamordowali wielu niewinnych ludzi.Nie zasługiwali na to, by ich ostrzec i przygotować doobrony.Oni swoim ofiarom nie dali Ŝadnej szansy.Obaj martwi nadzorcy nie wydali z siebie nawet jęku.Upadli do tyłu i znieruchomieli.Pitt załadował pistolet następną strzałką i wolno odpłynął na plecach, leniwie machającpłetwami.Mały chłopiec wtulił głowę w jego ramię, trzymając się kurczowo szyi swegowybawcy.Pitt czuł, jak malec z całej siły napręŜa swoje wątłe ramiona.Ze zdumieniem patrzył na łódź.Po minięciu go zatoczyła na jeziorze krąg i odpłynęław kierunku portu.Najwyraźniej nikt się nie zorientował, Ŝe na pokładzie leŜą zabici ludzie.Pitt dostrzegał zarys sylwetki człowieka stojącego za sterem.O dziwo, sternik zachował siętak, jakby nie wiedział, Ŝe jego ludzie zostali zlikwidowani.Pitt mógł się tylko domyślać, Ŝegdy strzelał do Chińczyków, męŜczyzna w sterówce był zwrócony w inną stronę.Nie miał najmniejszych wątpliwości, Ŝe łódź powróci, i to szybko, gdy tylko ciałazostaną zauwaŜone.Pozostało mu więc niewiele czasu.NajwyŜej cztery, moŜe pięć minut.Nie spuszczał z oczu złowieszczej sylwetki katamarana, znikającego w ciemności.Łódź byław połowie drogi do portu, gdy nagle Pitt zobaczył, Ŝe zawraca.Dziwił się, Ŝe jeziora nie omiata Ŝaden reflektor.Dziwił się tylko przez dziesięćsekund, bo niespodziewanie w posiadłości Shanga rozbłysły wszystkie światła i odbiły się odfal powstałych na powierzchni wody po przepłynięciu katamarana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]