[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uœmiechn¹³em siê, wy³ama³em listwê z wieka skrzyni, wyci¹gn¹³em butelkê ipoda³em j¹ Marie.- Uwa¿aj - ostrzeg³em.- To pewnie czysty d¿in, szmuglowany na wyspy dlatubylców.Nie by³ to jednak d¿in, lecz sok cytrynowy, i to wyœmienity.A œciœlej -wyœmienity na pragnienie, ale nie zamiast œniadania.Zdj¹³em wiêc marynarkê iprzyst¹pi³em do gruntownego badania ³adowni.Na pierwszy rzut oka dzia³alnoœæ kapitana Flecka przedstawia³a siê zgo³aniewinnie - przewozi³ artyku³y ¿ywnoœciowe.Skrzynie upchane pomiêdzyzewnêtrznymi a wewnêtrznymi œciankami zawiera³y miêso, owoce i napojeorzeŸwiaj¹ce.Prawdopodobnie Fleck za³adowa³ ten towar na którejœ z wiêkszychwysp, zanim wyruszy³ po koprê.By³o to ca³kiem mo¿liwe.Z drugiej jednak stronynie wygl¹da³ on na niewini¹tko.Zjad³em œniadanie z³o¿one z puszki wo³owiny i gruszek - Marie wzdrygnê³a siêju¿ na sam¹ myœl o jedzeniu – po czym zabra³em siê do sprawdzania skrzyñwype³niaj¹cych przestrzeñ miêdzy zewnêtrznymi przegrodami a burtami szkunera.Niewiele jednak zwojowa³em.Listwy w tych œciankach nie przesuwa³y siê, leczodchyla³y, a ¿e z obu stron zas³ania³y je skrzynie, nie mog³em siê do nichdobraæ.Ale dwie listwy, te za skrzynk¹ lemoniady, by³y obluzowane.Oœwietli³emje latark¹ i zobaczy³em, ¿e nie maj¹ zawiasów przy suficie.Stan drewna wmiejscach, gdzie kiedyœ znajdowa³y siê œruby, wskazywa³, ¿e zawiasy usuniêtostosunkowo niedawno.Rozsun¹³em listwy na tyle, na ile siê da³o, wyci¹gn¹³emgórn¹ skrzyniê nie ³ami¹c sobie przy tym karku - zadanie tylko z pozoru ³atwe,bo skrzynie wa¿y³y nielicho, a statek coraz bardziej ko³ysa³ - i ustawi³em j¹na platformie, na której spêdziliœmy noc.Wymiary skrzynki wynosi³y dwie stopy na osiemnaœcie cali na stopê, a skleconoj¹ z ¿Ã³³tych impregnowanych deszczu³ek sosnowych.Szeroka strza³ka w ka¿dym zczterech górnych rogów oznacza³a, i¿ jest to w³asnoœæ brytyjskiej marynarkiwojennej.Na wieku wymalowany za pomoc¹ szablonu napis, na wpó³ zamazany grub¹czarn¹ lini¹, informowa³: „Wyposa¿enie Floty Powietrznej".Pod spodem widnia³ys³owa: „Kompasy alkoholowe", a jeszcze ni¿ej: „Zbêdne.Zgoda na sprzeda¿".Oficjalny charakter tych danych podkreœla³a korona na samym dole.Z niema³ymtrudem podwa¿y³em wieko i okaza³o siê, ¿e napisy nie k³ami¹ - w œrodku le¿a³oszeœæ nie oznakowanych kompasów alkoholowych, zawiniêtych w s³omê i bia³ypapier.- Na oko wszystko siê zgadza - stwierdzi³em.- Widzia³em ju¿ takie szablonowenapisy.W marynarce „zbêdny" jest eleganckim odpowiednikiem s³owa„przestarza³y".Pozwala to uzyskiwaæ wy¿sze ceny od cywilnych nabywców.A mo¿ekapitan Fleck ma koncesjê na handel sprzêtem z demobilu?- Prêdzej ma zapas w³asnych szablonów – mruknê³a Marie sceptycznie.- Zajrzymydo nastêpnych?Zdj¹³em drug¹ skrzynkê.S¹dz¹c z opisu, powinna zawieraæ lornetki, irzeczywiœcie tak by³o.Zawartoœæ trzeciej skrzyni, oznakowanej tak samo jakpoprzednie, okreœlono jako „Niezatapialne pasy ratunkowe (lotnicze)" i znowunapis nie k³ama³ - w œrodku znajdowa³y siê jaskrawoczerwone pasy ratunkowe,zaopatrzone w ³adunki dwutlenku wêgla, oraz ¿Ã³³te cylindryczne pojemniki zeœrodkiem odstraszaj¹cym rekiny.- Tracimy tylko czas - burkn¹³em.Ko³ysanie statku utrudnia³o dŸwiganie iotwieranie skrzyñ, by³a to ciê¿ka harówka, a w dodatku s³oñce sta³o ju¿ wysokoi upa³ w ³adowni narasta³ z ka¿d¹ chwil¹.W rezultacie ca³¹ twarz i plecymia³em zlane potem.- To tylko zwyk³y handlarz starzyzn¹.- Handlarze starzyzn¹ nie porywaj¹ ludzi – odpar³a Marie zgryŸliwie.- SprawdŸjeszcze jedn¹, proszê ciê.Mam dziwne przeczucie.W pierwszej chwili chcia³em odpowiedzieæ, ¿e ³atwo jest mieæ przeczucia komuœ,kto sam siê nie musi napociæ, ale powstrzyma³em siê, z coraz to ni¿szego stosuwytaszczy³em czwart¹, najciê¿sz¹ jak dot¹d skrzyniê i ustawi³emj¹ obok pozosta³ych.By³a oznakowana podobnie jak reszta i mia³a taki sam,wymalowany za pomoc¹ szablonu napis: „Œwiece zap³onowe Championa, dwa grosy".Wy³amanie wieka kosztowa³o mnie piêæ minut i utratê dwóch cali kwadratowychskóry z grzbietu prawej d³oni.Marie starannie omija³a mnie wzrokiem.Byæ mo¿epotrafi³a czytaæ w myœlach, a mo¿e po prostu œciê³a j¹ choroba morska.W ka¿dymrazie gdy wieko puœci³o, odwróci³a siê, zajrza³a do œrodka i zerknê³a na mnie.- A jednak kapitan Fleck ma chyba zapas w³asnych szablonów - mruknê³a.- Chyba tak - przyzna³em.Skrzynia by³a pe³na po brzegi, ale nie zawiera³aœwiec zap³onowych.Znajdowa³y siê w niej taœmy z amunicj¹ do broni maszynowej,w iloœci umo¿liwiaj¹cej zapocz¹tkowanie ca³kiem sporej rewolucji.- Ciekawe.- Czy.to bezpieczne? Je¿eli kapitan Fleck.- A co on mi mo¿e zrobiæ? Niech sobie wchodzi, jeœli ma ochotê.- Wytaszczy³empi¹t¹ skrzyniê i parskn¹³em szyderczo na widok napisu „Œwiece zap³onowe".Podwa¿y³em wieko, wy³ama³em je kilkoma celnymi kopniakami, wlepi³em wzrok wgruby niebieski papier spowijaj¹cy zawartoœæ, po czym zamkn¹³em skrzyniê ztakim nabo¿eñstwem i tak czule, jak gangster z Chicago uk³ada wieniec na grobieswej ostatniej ofiary.- Amonal, dwadzieœcia piêæ procent sproszkowanego aluminium! - Marie te¿rzuci³a okiem na napis.- Co to takiego?- Bardzo silny materia³ wybuchowy.Tego tu wystarczy, ¿eby wystrzeliæ ca³ystatek wraz z za³og¹ i nami na orbitê.Odstawi³em skrzyniê na miejsce.Pomyœla³em o tym, z jak¹ werw¹ zdejmowa³emwieko, i obla³ mnie zimny pot.- Cholernie zdradliwe drañstwo.Wystarczy nieodpowiednia temperatura,niew³aœciwy transport czy nadmierna wilgotnoœæ, a nastêpuje wielkie bum.Ta³adownia zdecydowanie przesta³a mi siê podobaæ.- Chwyci³em skrzyniê z amunicj¹i te¿ j¹ odstawi³em.Spoczê³a na amonalu l¿ej ni¿ opadaj¹cy puch.- Chowasz je z powrotem? - Marie lekko zmarszczy³a brwi.- A jak ci siê zdaje?- Boisz siê?- Nie.Jestem przera¿ony.W nastêpnej mo¿e byæ nitrogliceryna czy coœ w tymrodzaju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]