[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A w małego ptaszka byś potrafił? Na przykład w dzięcioła?– W dzięcioła? Nie wiem, nigdy nie próbowałem.A dlaczego pytasz?– Bo u Italczyków jeden ze starych bogów, trochę już zapomniany, potrafi.Loki wzruszył ramionami, choć teraz już nie tak mocno jak poprzednio.– Wiem.Pikus.On nawet dość daleko się zapuszcza w ptasiej postaci.Podobno go tej wiosny widywali Wandalowie gdzieś nad Wisłą.– Nie tylko.Ostatnio był tutaj, w tych górach.Chyba widział się z kimś ze Starszego Ludu.Loki głośno przełknął ślinę.– Pewnie lubi podróżować – powiedział.– Ale to nieważne.Tak, to z pewnością nic ważnego.– Nie lubisz rozmawiać o Starszym Ludzie? O tych, dla których byłeś ongiś ważniejszy niż dla Germanów Wotan i Donar?– Nieważne – warknął Loki.– Naprawdę nieważne.– A Tami i Bagi, potomkowie kapłanów Starszego Ludu, ostatnio coś szeptali o jakiejś dziwnej wróżbie.– A dajże ty mi spokój! – żachnął się bóg ognia.– Wróżbami niech się wiedźmy zajmą!* * *Apama–koja siedziała bez ruchu, wpatrzona w lustro wody w kamiennej czarze.Wiedziała, że powinna w końcu wstać i pójść do ogrodu, nazbierać ziół – ale nie potrafiła się przełamać.Czarne myśli przytłoczyły ją, przygięły do ziemi, przysypały jak lawina kamieni w górach na zachodzie.Po raz pierwszy poczuła, że niespodziewany dar bogów, otrzymany jeszcze wówczas, gdy jej rówieśniczki myślały o zamążpójściu, nie był błogosławieństwem, ale przekleństwem.Po raz pierwszy zatęskniła za czasami, gdy była jeszcze po prostu Apamą i nikt nie myślał, by obdarzyć ją zaszczytnym tytułem koi, przysługującym szlachetnie urodzonym damom i nielicznym służebnicom bogów.Wieszczka przeżyła już niejedną chwilę strachu, a nawet bólu, gdy boski Karwinczu raczył jej zesłać jedną z tych wizji, które zawierały zapowiedź przyszłych wydarzeń – czasem jasną i zrozumiałą, częściej mglistą i trudną do odczytania.Nieraz też naraziła się trzem najwyższym kapłanom – Emekuziemu, Taganabiemu i Ollapie – i ośmiu świątynnym wróżbitom.Ale tym nigdy się nie martwiła.Kapłanom i wróżbitom, niedbale wypełniającym obowiązki, kilkakrotnie bez ogródek wyrąbała prawdę prosto w oczy, wytykając gnuśność i uchybienia w kwestii rytuałów.Teraz jednak zanosiło się na coś gorszego, znacznie gorszego.Ludowi Pathi–Tuka coś zagrażało.Na czym polegało niebezpieczeństwo? Apama–koja podejrzewała, że tego nie wie sam Karwinczu, najwyższy z bogów.Wiedzieli może tylko ci, którzy stoją ponad bogami i ludźmi.Tak czy inaczej, wizje były wyjątkowo mgliste.A kapłani na pewno nie staną na wysokości zadania.To ludzie o miałkich umysłach i koślawych duszach, do których łatwy dostęp mogły uzyskać demony kłamstwa i ułudy.Gdy nadejdzie czas, by poznać przesłanie bogów, ci ludzie nie usłyszą ich czystego, niezafałszowanego głosu.A ona.Ona była tylko słabą kobietą.Czy Karwinczu nie zażartował sobie z niej, zsyłając swój dar? Bogowie bywają okrutni.Wieszczka opadła na kolana i uderzyła czołem o kamienną posadzkę.Wyszeptała modlitwę, a potem zamarła bez ruchu w oczekiwaniu na znak.Znak nie został jej dany.Nie tym razem – pocieszyła samą siebie.– Po prostu wszystko w swoim czasie.Część IZnakiSunu przetarła zaczerwienione oczy i patrzyła na gości wyczekująco, mrugając powiekami.Bagi zerknął na Tamiego.Ten ledwo dostrzegalnie skinął głową: „Mów”.– Chcemy wiedzieć.– Głos Bagiego zabrzmiał twardo i zdecydowanie.– Coś się dzieje, coś nadchodzi.Musimy wiedzieć.A jeśli od tego zależy nasz los? Niewielu nas pozostało ze Starszego Ludu Północy, a jeszcze mniej jest takich, co nie zapomnieli mowy przodków.– A jeśli okaże się, że można tylko czekać na zły los, nie mając sił, by go odwrócić?– Nieważne.Trzeba wiedzieć.Kobieta westchnęła.– Skoro taka wasza wola.Wiedziała, a raczej czuła, że spełnienie prośby niespodziewanych gości będzie ciężką próbą.To, co już na samym początku zobaczyła wśród czerwonych i czarnych plam pod zamkniętymi powiekami, budziło strach.I nie był to taki zwykły strach, jaki odczuwa się na widok niedźwiedzia lub wilka, albo męża uzbrojonego w topór.To było jak widok paszczy Fenrira.Albo jak dotknięcie łuski Węża Midgardu.A teraz miała rozpalić święty ogień, wpatrzyć się w płomienie i spojrzeć jeszcze raz.Uważnie, dokładnie.Musiała stanąć na granicy dwóch światów.A jeszcze ten gryzący dym.Wonny, jałowcowy, ale oczy pieką.Tami i Bagi cierpliwie czekali.Wierzyli w Sunu i jej niezwykłe zdolności – te same, których słabe echo odzywało się czasami w ich matce, a jeszcze słabsze w nich samych.Gospodyni tej chaty o powale poczerniałej od dymu była ostatnią wśród północnych Germanów wiedźmą Starszego Ludu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]