[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko odbywa siê zawsze tak samo.Rourke zapewnia Mundy'ego, ¿e u niego sprz¹ta siê co tydzieñ, i nie cho-dzi wcale o to, co robi sprz¹taczka.Po paru kieliszkach martini - „be³tach",jak nazywa je Rourke - zaczynaj¹ mówiæ o szczegó³ach uk³adu Mundy-Sasza.No, Ted, muszê wiedzieæ wszystko.Teraz nie ma ¿adnych niedomó-wieñ.Rourke pyta o najnowszy numer Saszy, o kolejny dostarczony prze-zeñ bezcenny skarb.Nie liczy siê treœæ, tylko szczegó³y techniczne.Wszystkojedno, czy chodzi o stosunki enerdowsko-chiñskie, czy o coœ innego.- S³uchaj, Ted, mnie interesuj¹ najprostsze rzeczy.Opowiedz mi, jakdzia³acie.Jak Sasza zdoby³ to, co zdoby³.Chce przez to powiedzieæ: przeœledŸmy drogê, jak¹ przeby³ ten filmiko stosunkach miêdzy NRD a Chinami od kwatery g³Ã³wnej Stasi do Bed-ford Square.Powiedz mi, jakiej skrytki Sasza u¿y³ i sk¹d j¹ mia³.Czy onnaprawdê ma tak nieograniczony dostêp do zasobów operacyjnych Stasi?Czy on naprawdê mo¿e tak po prostu przyjœæ, wyci¹gn¹æ z kieszeni odpo-wiednio spreparowan¹ kostkê yardleyowskiego myd³a, narobiæ zdjêæ i niktnie zawo³a „zaraz, zaraz"? A teraz opowiedz, jak wrêczy³ tê sam¹ rolkêswojemu drogiemu Teddy'emu.A na koniec, Ted, opowiedz o tym, jak sam wrêczasz film cz³owiekowiAmory'ego.Albo - skoro czasem by³o i tak, ¿e przekazanie materia³u175tajnemu wspó³pracownikowi uznano za bardziej ryzykowne ni¿ wywie-zienie go przez Teddy'ego z terenu nieprzyjaciela - o tym, jak by³o nagranicy.Mundy wysila pamiêæ, jak mo¿e, by zapoznaæ przyjaciela ze wszystki-mi szczegó³ami.Mo¿e to pró¿noœæ, ale ma wra¿enie, ¿e wiedzê sw¹ prze-kazuje nie tylko swemu nowemu kumplowi, lecz równie¿ przysz³ym po-koleniom.To coœ zupe³nie innego ni¿ nieprzyjemne przes³uchania u pro-fesora.Tu chodzi o m³odych ludzi, którzy dopiero wchodz¹ w ten fachi którzy czytaæ bêd¹w podrêcznikach o tandemie Mundy-Sasza, i którzypodziwiaæ bêd¹ jego b³yskotliwoœæ i cudown¹ prostotê.A i sam Rourketo nie profesor.Rourke widzi ca³¹ sprawê z dwóch stron; profesor, naszczêœcie, tylko z jednej.-Ted.W³aœnie koñczy siê jedna z tych wspólnych kolacyjek.Obaj panowies¹ju¿ na etapie calvadosu.Rourke uwielbia calvados.Kiedyœ zrobi³ strasz-n¹ awanturê w ksiêgowoœci, kiedy agencja nie chcia³a mu rozliczyæ piê-ciuset dolców za oœmioletni¹ butelkê.A przecie¿ wypi³ j¹ z w³asnymagentem! Co mia³ mu daæ, do cholery? Wodê mineraln¹?Bardzo dobrze zrobi³eœ - ocenia Mundy z g³êbi wielkiego kieliszka.Ted, kiedy by³eœ w Taos, ¿eby siê s¹mookreœliæ, czy pamiêtasz z tam-tych czasów jednego mojego znajomego malarza, Lugera? Wielkie p³Ã³t-na, œrodki mieszane, apokaliptyczne wizje, gra na gitarze?Luger? Bernie Luger? No pewnie! Szczerze mówi¹c, nie jest to naj-przyjemniejsze wspomnienie: te popo³udnia w ³Ã³¿ku z Nit¹, podczas gdyBernie siedzia³ na drabinie i pali³ napalmem Minnesotê.Ale JVlundy szybkosiê opanowuje, nie wydaje okrzyku, nie czerwieni siê jak burak.W koñcujest szpiegiem szkolonym w Edynburgu, umie siê zachowaæ.- Bernie Luger, narkoman wywalony z Yale - mruczy miêdzy jednyma drugim ³yczkiem calvadosu.- Walczy³ z dyktatur¹ bur¿uazji za pó³ mi-liona rocznych procentów od rodzinnej fortunki.Jak móg³bym zapomnieæ?By³eœ kiedyœ u niego na imprezie?-No pewnie.Na niejednej.I prze¿y³em.Udziela³ siê politycznie?Jak pamiêta³, ¿e wypada.Kiedy nie by³ za bardzo na haju.Albow do³ku.Ale by³ z niego ekstremista, co? Szczery komunista, nie?No, czy ja wiem, czy szczery? Raczej nie.To nie by³ ¿aden komu-nizm, tylko przekora.Je¿eli ktoœ by³ za, to on by³ przeciw.- Mundy zaty-ka sobie usta d³oni¹, bo nagle ma wra¿enie, ¿e zdradza Berniego.Pozna³eœ jego dziewczynê? Tê Kubankê?176Nitê? No pewnie.- Aha, czyli chodzi o Nitê, myœli Mundy.Te¿ komunistka?Chyba tak.Ale raczej przez ma³e „k".Zakochana w Castro?W ka¿dym siê kocha³a.A czy Bernie albo Nita prosili ciê kiedykolwiek, ¿ebyœ coœ dla nichzrobi³? ¯ebyœ siê z kimœ spotka³, przekaza³ list, pogada³ z kimœ po powro-cie do Anglii? Czemu siê œmiejesz?- Bo pewnie zaraz mnie zapytasz, czy sam pakowa³em walizkê.Wiêc Rourke te¿ wybucha szczerym, zdrowym œmiechem.I jeszczedolewa calvadosu.- Czyli nie? Nie wyœwiadcza³eœ im ¿adnych drobnych przys³ug? Nawetnajdrobniejszych? No, to mi ul¿y³o.Mundy nie ma wyjœcia.Musi zapytaæ:A co? Co oni zrobili?Coœ takiego, ¿e dostali po trzydzieœci lat za szpiegostwo.Na rzeczSowietów.Bogu dziêki, ¿e nie mieli dzieci.Bo oczywiœcie okropnie by toprze¿y³y.Rourke siê uœmiecha.Mundy przez chwilê wpatruje siê w ten uœmiech,zanurzony w wielki kieliszek.Ale widzi nie jego, tylko Nitê, le¿¹c¹ w ichhacjendzie miêdzy nim a Berniem; ma³y, brodaty Bernie przechyla siêprzez ni¹ i przechwala siê swym udzia³em w rewolucji.Ale Bernie to fantasta - udaje mu siê wreszcie wykrztusiæ.- Zawszegada, co mu œlina na jêzyk przyniesie.Dla efektu.I co oni mogliby wie-dzieæ takiego, co mog³oby siê przydaæ Rosjanom? Trzeba byæ ostatnimg³upkiem, ¿eby mu wierzyæ choæby w jedno s³owo.Ale im wcale nie uda³o siê skontaktowaæ z Rosjanami.Byliœmy szyb-si.Bernie zatelefonowa³ do radzieckiego konsulatu w Miami, poda³ ja-kieœ idiotyczne nazwisko, powiedzia³, ¿e jest za rewolucj¹ kubañsk¹ i ¿echce jakoœ przys³u¿yæ siê sprawie.Sowieci nie skorzystali z jego propo-zycji, ale my owszem.Piêkny numer.Pó³ roku trwa³o, zanim Bernie siêpo³apa³, ¿e pracuje nie dla Sowietów, tylko dla wuja Sama.- A co ma do tego Nita?Rourke uœmiecha siê na jej wspomnienie.- Nosi³a za niego materia³y.Mia³a ze sto razy wiêcej rozumu ni¿ on
[ Pobierz całość w formacie PDF ]