[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec by³ zawsze dla mnie bardzo dobry.I bardzo m¹dry!Najm¹drzejszy.I takim pozosta³ w mojej pamiêci.Ale przecie¿.by³em tylkodzieckiem.Wielu rzeczy mog³em nie dostrzegaæ.Mo¿e nawet nie chcia³em dostrzegaæ.Niechwujpowie, jaki on by³ naprawdê.Czy rzeczywiœcie by³ z³ym cz³owiekiem? Pijakiem,egoist¹?– Có¿ mam odpowiedzieæ na to pytanie? – odrzek³ Alberdi, wolno dobieraj¹cs³owa.–Nie bêdê ukrywa³.Kiedy go pozna³em, wywar³ na mnie korzystne wra¿enie.Potemponoæzmieni³ siê bardzo, ale ja w tym czasie go nie widywa³em.Gdy wreszcieprzyjecha³ tu nadwa lata przed œmierci¹, by³ cz³owiekiem chorym, cierpi¹cym na nieustanne bóleg³owy,wyczerpanym nerwowo.Niew¹tpliwie twój ojciec nale¿a³ do ludzi nieprzeciêtnychi trudnychw bezpoœrednim po¿yciu.Nie dlatego, aby by³ jakiœ.dokuczliwy, wybuchowy czyegocentrycznie nastawiony.Z tego, co wiem, by³ uci¹¿liwy dla otoczenia przedewszystkimdlatego, ¿e prowadzi³ nienormalny tryb ¿ycia.Poza tym odznacza³ siê zupe³n¹niezaradnoœci¹w sprawach bytowych, co zw³aszcza dla mamy musia³o byæ bardzo ciê¿kie.Zwyk³¹, normaln¹ pracê uwa¿a³ za stratê czasu.Nigdy d³u¿ej nie pracowa³ jakkilka miesiêcy.Poza tym by³ uparty nie mniej ni¿ twoja matka i za wszelk¹ cenê chcia³ dowieœæswej racji.– Czy to prawda, ¿e k³Ã³ci³ siê z wujem?– Przesada.Owszem, toczyliœmy doœæ za¿arte, mo¿na nawet rzec gwa³townedyskusje.Ale to dotyczy³o problemów filozoficznych.Wiesz przecie¿, ¿e twój ojciec by³,niestety,niewierz¹cy.Ró¿niliœmy siê w wielu sprawach.– urwa³ na chwilê.– To prawda.By³uparty! – powiedzia³ na wpó³ do siebie.– Uparty do koñca.– A czy mama go kiedyœ kocha³a? Ksi¹dz d³ugo zwleka³ z odpowiedzi¹.– No.chyba.Z pewnoœci¹.Z pewnoœci¹.Inaczej nie wysz³aby za niego za m¹¿.I on j¹te¿ kocha³.po swojemu.– A póŸniej? Kiedy by³em ma³y? Gdy mama odesz³a.– Mówi³em ci przecie¿, ¿e nie widywa³em siê w tym czasie z twoim ojcem.Jeœlichceszwiedzieæ, to zawsze by³em przeciwny rozwodowi.I to nie tylko dlatego, ¿ejestem duchownym.Ale có¿, nie s¹dŸmy ludzi zbyt pochopnie.I do tego w³asnych rodziców.– Mama ojca nie kocha³a! A nawet nienawidzi³a – wybuchn¹³ ch³opiec.– Mario! Jak mo¿esz tak mówiæ?! – zawo³a³ ksi¹dz z wyrzutem.– Jak siê ludziek³Ã³c¹,nie zawsze znaczy to, ¿e siê nienawidz¹.– Wiem, co mówiê! Nie chodzi o to, ¿e nieraz by³y awantury.To nie by³y zreszt¹k³Ã³tnie,bo ojciec nigdy nie krzycza³.A mama, jak nawet czasem powie coœ w z³oœci, tonieznaczy zaraz, ¿e tak myœli.Ale ¿e ojca nie kocha³a, to wiem na pewno! Mamdowody.Skrzypnê³o krzes³o.Ksi¹dz wsta³ i podszed³ do okna.– Có¿ ty, ch³opcze, mo¿esz wiedzieæ.– podj¹³ staraj¹c siê przybraæ jaknaj³agodniejszyton.– Pamiêtasz tylko to, co dzia³o siê u was w domu w okresie przed rozwodem.Potem– sprawa rozwodowa.nowy dom.A przecie¿ zanim ty przyszed³eœ na œwiat,kochalisiê.Dopiero póŸniej.Ten rozwód.Twoi rodzice ciê¿ko zawinili.Nie tylkowobec Boga.Isiebie, i ciebie skrzywdzili.Pytasz siê, czyja to by³a wina.Jej czy jego.Napewno obojga!A kto mniej, kto wiêcej – któ¿ jest w stanie stwierdziæ.Nikt sumienia czyjegoœnie przejrza³.A nawet jakby.Ale ty, dziecko, nie s¹dŸ swoich rodziców.Nie trzeba.D³u¿szy czas panowa³a cisza.Wreszcie us³ysza³em g³os ch³opca, ale jakiœzmieniony,matowy:– Formalnie bior¹c wuj ma racjê! Ja te¿ mamy nie potêpiam za to, ¿e czasempowiedzia³ato i owo, ale chodzi mii o co innego.Jeœli siê kogoœ naprawdê kocha, to mo¿nagowidzieæ w korzystnym œwietle.A nie odwrotnie.A mama chyba nigdy nie wierzy³aw ojca.Ze jest cz³owiekiem, który zdobêdzie kiedyœ s³awê.Nawet nie interesowa³a siêtym, co pisze.Nie wiem, czy za ¿ycia jego przeczyta³a choæ jedn¹ jego powieœæ do koñca.Uwa¿a³apo prostu, ¿e to marnowanie czasu!– Nie obraŸ siê, mój drogi, ale jesteœ jeszcze bardzo m³ody i patrzysz nawszystko wsposób trochê uproszczony.Mo¿na znaleŸæ sporo analogicznych sytuacji whistorii.Sokrates,Rousseau, cesarz rzymski Klaudiusz.Kto wie, mo¿e w³aœnie z bliska trudniejdostrzecwielkoœæ.Ja sam, przyznajê zupe³nie szczerze, przed œmierci¹ twego ojca nieprzeczyta³emnic, dos³ownie nic z tego, co stworzy³.Dopiero, gdy zdoby³ rozg³os.– Ale wuj mówi³, ¿e ju¿ wtedy uwa¿a³ ojca za niezwyk³ego.– Tak.To prawda.Twój ojciec wywar³ na mnie doœæ silne wra¿enie.Wbezpoœredniejrozmowie.Ale nie znaczy to, ¿e od razu uwa¿a³em go za geniusza.S¹ ró¿neodcienie niezwyk³oœci.– Wuj mówi tak specjalnie, ¿eby mi dowieœæ, ¿e mama mia³a prawo nie wierzyæ wtalentojca.Ale od niewiary do ca³kowitego lekcewa¿enia chyba daleko.Jest chybaró¿nicamiêdzy tymi pojêciami? ¯eby wuj wiedzia³.– urwa³ nagle.– A co mia³bym wiedzieæ?– Ach, nic.Mario stan¹³ w drzwiach.Oparty o framugê, trwa³ tak nieruchomo d³u¿sz¹ chwilê.– Powiedz, co siê sta³o? – podj¹³ Alberdi.– Mo¿esz byæ ze mn¹ szczery.Takchyba bêdzielepiej.– Nie.Nie! Niech wuj nie pyta.– Mo¿esz mi nic nie mówiæ, jeœli uwa¿asz to za s³uszne.Ja tylko tak pyta³em,bo zacz¹³eœ.Czasem dobrze podzieliæ siê z kimœ troskami.Mo¿e ³atwiej by³oby ci.zrozumieæ.– Nie! Nie! To nie o to chodzi.Ja nie mogê.Nie to, ¿ebym nie chcia³ wujowipowiedzieæ.Ale nie mogê! Przysi¹g³em, ¿e nie powiem.Nikomu!– Trudno.Przysi¹g nale¿y dotrzymywaæ.Mam nadziejê, ¿e ta przysiêga szkodynikomunie przynosi.– Szkody? Przysiêga? Ta na pewno nie! A, jeœli chodzi o szkodê w ogóle, to ju¿za póŸno!– zaœmia³ siê nagle nienaturalnie.– Myœlê, ¿e jakieœ czterysta do szeœciusettysiêcy, amo¿e ponad milion diabli wziêli! Ale có¿ znacz¹ pieni¹dze? Pieni¹dze! Czy tosiê da wogóle wymierzyæ jak¹œ sum¹ pieniêdzy?!Alberdi podszed³ do siostrzeñca i delikatnie opar³ d³oñ na jego ramieniu.– Tak nie mo¿na.Trzeba siê wzi¹æ w garœæ – powiedzia³ cicho.– Wiem – Mario poruszy³ nerwowo ramionami.– Ale.ja nie mam nikogo.Jestemsam.Niech mi wuj pozwoli tu zostaæ.– Oczywiœcie.Zaraz jutro napiszê do matki, ¿e zostaniesz u mnie na pewienczas.Tuspokojnie.Wypoczniesz.Pogadamy sobie.Zapomnisz o k³opotach.– To nie³atwe.– Wiem.Oczywiœcie, ¿e nie³atwe.Ale tu na wsi cz³owiek ¿yje jakoœ bli¿ejnatury, awiêc i bli¿ej Stwórcy.Tu ³atwiej dostrzega siê, jak¹ ma³oœci¹, jakim nic nieznacz¹cymepizodem s¹ nasze k³opoty ¿yciowe, choæby najwiêksze.Bo czym¿e my jesteœmytu naziemi? Czym s¹ nasze sprawy?.Ja te¿ kiedyœ patrzy³em tak jak ty na œwiat.Zdawa³o misiê, ¿e wszystko sprzysiêg³o siê przeciw mnie, ¿e nikt mnie nie rozumie.A jakspojrzeæ nato dziœ.Najwa¿niejsze, aby nikogo nie krzywdziæ.Aby mieæ czyste sumienie.Isamemuumieæ przebaczaæ krzywdy.– Przebaczaæ? To ³atwo mówiæ.Ja zreszt¹ do nikogo osobistych pretensji niemam [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl