[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak ich poddusimy to zaczną śpiewać.Musi, że tkwią tu i kapują od wieków, bo już ich otrzęsło.Na „dzieci trupa” za starzy.- A wiecie, co ja myślę? - piegowata dziewczyna podchodzi do mnie bliżej, kręcąc niby dla zabawy kablem.- To jedna z hien.Może była pijana i została.A ten czarnuch to jej sexboy.Słyszałam, jak starzy mówili, że moja ciotka miała też takiego czarnego.Nigdy nie wychodził na ulicę, i w ogóle nikt obcy o nim nie wiedział.No, co? - zwraca się do mnie.- Zgadłam, prawda? - patrzy mi w oczy.- Idiotyczny pomysł.- Myślę, że nie.Jest tak blisko, że łatwo mogę ją obezwładnić i odebrać rewolwer, a nawet osłonić się nią przed strzałami.Ale jeśli ja mam jakąś szansę.Pat Lu zginie na pewno.Te szczeniaki z pewnością będą strzelać.Jeśli jednak spróbuje mnie uderzyć, nie ręczę za siebie.- Proszę wierzyć tej pani - odzywa się Pat Lu, widząc, iż sytuacja staje się groźna.- Ona mówi prawdę.Dziś nad ranem przypłynęliśmy z osiedla w Dolinie Mkavo.- Zamknij się, czarna małpo - przerywa mu chłopak z automatem.- A że ją bronisz, to najlepszy dowód, że coś tu śmierdzi.I nie próbujcie robić z nas idiotów.- Powiesić świńskie ścierwa - dorzuca chudy wyrostek.- Czekaj! Może się trochę zabawimy.Niech ten szympans pokaże nam, co potrafi! - nastolatek z peemem mruga porozumiewawczo do Patryka.- Damy ci, czarnuchu szansę.Hienia krew oczyszcza.Jak będziesz posłuszny, pozwolimy ci zarżnąć maczetą tę dziwkę i pójdziesz z nami.Będziesz miał oko na robactwo.I przestaniesz już być brudnym Murzynem.Nie będziesz w ogóle czarnuchem! Oczyszczeni stają się biali! Takie jest nasze prawo!Chyba nie są to tylko żarty.Zerkam na Patryka.Wydaje się spokojny i opanowany, tylko oczy jego rzucają złe błyski.Oczywiście, jestem pewna, że nie ma zamiaru skorzystać z „szansy”, ale boję się, aby nie popełnił jakiegoś głupstwa w mojej obronie.Wzrokiem daję mu znać, aby starał się zbliżyć do chłopaka.Musi odebrać mu automat, gdy ja zajmę się dziewczyną i tym drugim.Pozostała trójka to dzieciaki z maczetami i kablami.Ich nie trzeba się obawiać.Robię krok w kierunku chudego wyrostka.Za moim paskiem tkwi tasak; nóż musiał mi wypaść w czasie wspinania się po drabinie.Ruchem głowy pokazuję chłopakowi taaak i unoszę ręce do góry, aby sam mi go odebrał.Sytuacja powinna być sprzyjająca, bo dziewczyna patrzy w tej chwili na Patryka.Jak dotąd nie wyraziła ona otwarcie ani akceptacji, ani też dezaprobaty dla pomysłu „dowcipnisia”.Wyrostek okazuje się przebieglejszy niż myślałam.- Rzuć to żelastwo na ziemię! - rozkazuje, bacznie śledząc każdy mój ruch.Czyżby coś zauważył? A w ogóle wszystko zaczyna się komplikować.Piegowata dziewczyna podchodzi do Patryka i dotyka kablem jego szyi.- Popatrzcie, chłopaki - woła do towarzyszy.- Ten czarny chyba nosił obrożę, A przecież wśród naszego robactwa nie ma czarnych.Coś tu nie gra.Chodziłeś w obroży, czarnuchu?Kto ci dawał szkołę?Widzę, że Pat Lu błyska niespokojnie białkami i unosi rękę, chwytając za koniec kabla.„Dowcipniś” kieruje lufę automatu w jego pierś.Jeśli teraz Patryk zaatakuje dziewczynę - nic go nie uratuje.- Hej, tam! Wystarczy! - ktoś woła z daleka, rozkazującym tonem.Głos jest znajomy.Wszyscy odwracamy się teraz w stronę ulicy Themeraona, zasnutej brunatnym dymem.W odległości pięćdziesięciu metrów od nas, u wylotu naszej uliczki stoi dwóch Afrykańczyków w polowych mundurach komandosów, a obok nich niewysoki mężczyzna w białym chałacie i ciemnych przeciwsłonecznych okularach.Rozpoznaję go bez trudu.- Toszi!Nie zwracając uwagi na „eskortę”, idę w jego kierunku, machając do niego z daleka.Nie odwzajemnia gestu.Może mnie nie poznał, albo jest zaskoczony niespodziewanym spotkaniem.- Witaj Toszi! Zjawiasz się w samą porę! - mówię podchodząc do niego.- Te twoje dzikie kocięta nafaszerowałyby nas ołowiem.Patrzy na mnie w milczeniu z kamiennym wyrazem twarzy.To nie wróży nic dobrego i muszę działać bardzo ostrożnie.Może zresztą cierpi na omamy?- Nie poznajesz mnie, Toszi? Jestem Agni!- Poznaję.Ale nie wiem, kim jesteś.Czyżby częściowa utrata pamięci?- Jestem „Andy”.Pamiętasz, jak uczyłeś mnie strzelać, ćwiczyłeś w dżudo i karate?Pamiętasz Martina i „Małego”? Naszą akcję w Casablance?Gest zniecierpliwienia.- Nie wiem, kim jesteś teraz! - prostuje chłodno.- Wiem kim byłaś, ale to już przeszłość.Ważne jest tylko jutro.Nadszedł czas.Wielkie dni oczyszczenia.Jest to czas próby dla wszystkich.Dla mnie i dla ciebie również.Dopiero po tej próbie będzie wiadomo kim jesteś!- Jeśli masz na myśli oczyszczenie przez krzyk i vortex, to mam to już za sobą, a szczególnej pomocy udzielił mi w tym nasz wspólny znajomy: brat Pierwszy.Przeszłam szczęśliwie wszystkie próby.Patrzy na mnie trochę cieplej.- Nie wszystkie.Te pierwsze są bardzo istotne, ale najważniejsze jest oczyszczenie przez krew.Boję się o ciebie.Nie wiem, czy zechcesz i czy potrafisz zerwać całkowicie z dawnym życiem, pokonać słabość i tchórzostwo, wyzwolić się z kompleksów robaczej moralności.Najniebezpieczniejszy wróg to ten, którego nosisz w sobie.A tylko naprawdę wolni, odważni i czyści duchowo mogą stać się budowniczymi nowego świata!W miarę jak mówi, jego twarz się ożywia, a w głosie wyczuwam rosnące podniecenie.Zawsze był fanatykiem idei, o którą walczył, nie przejawiał jednak skłonności do oratorstwa i nie znosił teatralnych gestów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]