[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie można rzucić kawałeczka papieru – nauczy się tego, kiedy dorośnie i zmądrzeje.Tacey nalegała, żeby wyszli na dwór popatrzeć.Smoky wziął ją za rękę, a Lily posadził sobie na barana.Wyszli na zewnątrz.Nadal sypał śnieg, który w blasku świateł domostwa wyglądał widmowo.Patrzyli, jak dym unosi się, topiąc płatki śniegu, które znalazły się na jego drodze.Kiedy Święty Mikołaj otrzymał te przesyłki, ściągnął zza uszu rączki okularów, po czym kciukiem i palcem wskazującym pogładził bolące miejsce między oczami.Co miał zrobić z tymi życzeniami? Strzelba, miś, rakiety śnieżne, parę ładnych rzeczy i parę pożytecznych, no cóż.Ale co do reszty.Co też ci ludzie sobie myślą? Ale robiło się późno.Jeśli oni, czy ktokolwiek inny, będą jutro rozczarowani tym, co przyniósł, nie zdarzy się to po raz pierwszy.Zdjął z wieszaka futrzaną czapkę i nałożył rękawiczki.Wyszedł na dwór i poczuł się nieopisanie znużony, chociaż jego podróż nawet się jeszcze nie zaczęła.Znajdował się na roziskrzonym kolorami arktycznym pustkowiu, a nad nim błyszczały miliony gwiazd.Ich bliska jasność zdawała się dźwięczeć tak, jak dzwoniła uprząż jego reniferów, które podniosły włochate łby, gdy się zbliżył, tak jak dźwięczał wieczny śnieg, gdy kroczył po nim obutymi nogami.Miejsce dla jeszcze jednegoZaraz po świętach Sophie zaczęła czuć się tak, jakby jej ciało ktoś ustawicznie zwijał i odwijał od nowa.Sensacje te przyprawiały ją o zawrót głowy, dopóki nie zrozumiała ich przyczyny.Gdy pojęła już powód, objawy te wydały jej się interesujące, a nawet napawały lękiem.W końcu (o wiele później, kiedy cały proces został zakończony, a nowy lokator zainstalował się na dobre i czuł jak w domu) zaczęła odczuwać spokój: uczucia były nieraz tak głębokie jak nowy rodzaj słodkiego snu.A jednak przepełniało ją również oczekiwanie.Tak, oczekiwanie to najwłaściwsze słowo!Kiedy ojciec Sophie dowiedział się o jej stanie, niewiele mógł powiedzieć, ponieważ został powołany do istnienia w taki sam sposób jak istota, którą nosiła jego córka.Jako ojciec musiał okazać powagę, która jednak nie oznaczała potępienia.Nigdy nie powstała kwestia: co z tym zrobimy.Drżał na samą myśl, co by się stało, gdyby ktokolwiek wpadł na taki pomysł, kiedy wzrastał we wnętrzu Amy Meadows.– O mój Boże, znajdzie się miejsce dla jeszcze jednej osoby – oznajmiła matka, ocierając łzę.– W końcu nie zdarza się to po raz pierwszy na świecie.– Tak jak cała rodzina zastanawiała się, kto jest ojcem dziecka, ale Sophie nic nie mówiła na ten temat, a raczej oświadczyła najciszej, jak umiała, że nic nie powie.Tak więc z konieczności temat ojcostwa nie był podejmowany.Ale oczywiście trzeba było poinformować Daily Alice.To właśnie ona dowiedziała się jako pierwsza, albo prawie pierwsza, o nowinie i tajemnicy.– Smoky – oznajmiła Sophie.– Och, Sophie, nie.– Tak – potwierdziła, stojąc w wyzywającej pozie w drzwiach pokoju Alice; nie miała ochoty wchodzić do środka.– Nie mogę uwierzyć, żeby on to zrobił.– Lepiej uwierz – powiedziała Sophie.– Lepiej się przyzwyczaj.Musisz się oswoić z tą myślą, bo nic się nie da cofnąć.Jakiś drobny grymas w twarzy Sophie – a może tylko nieprawdopodobieństwo tego, co powiedziała – zastanowił Alice.– Sophie – zaczęła miękko po chwili milczenia, podczas której mierzyły się nawzajem wzrokiem.– Czy ty śpisz?– Nie – odparła oburzonym tonem.Ale był wczesny ranek i Sophie miała na sobie nocną koszulę.Smoky dopiero przed godziną opuścił wysokie łoże, drapiąc się po głowie, i poszedł do szkoły.Sophie obudziła Alice – było to takie niezwykłe, takie odmienne od codziennych zwyczajów, że przez chwilę Alice miała nadzieję.Złożyła głowę na poduszce i zamknęła oczy, ale ona również nie spała.– Czy nigdy nie podejrzewałaś? – zapytała Sophie.– Nigdy ci nie przyszło do głowy?– Och, chyba tak.– Przykryła oczy dłonią.– Oczywiście, że tak.– Sposób, w jaki Sophie zadała pytanie, dowodził, że czułaby się rozczarowana, gdyby Alice nie wiedziała.Usiadła, nagle rozzłoszczona.– Ale to! Wy dwoje! Jak mogliście być tacy głupi?– Chyba nas poniosło – odparła spokojnie Sophie.– No wiesz.Pod spojrzeniem Alice odwaga Sophie ulotniła się i dziewczyna spuściła wzrok.Alice podciągnęła się na łóżku i oparła o wezgłowie.– Czy musisz tam stać? – rzuciła.– Nie mam zamiaru cię uderzyć.Sophie nadal stała w drzwiach.Wyglądała na poły niepewnie, na poły wojowniczo, jak Lily, kiedy coś rozlała i bała się, że grozi jej nie tylko sprzątanie po sobie, ale gorsza kara.Alice przywołała siostrę niecierpliwym gestem.Bose stopy Sophie zaplaskały na podłodze, a kiedy wdrapała się na łóżko, uśmiechając się dziwnie nieśmiało, Alice wyczuła jej nagość pod flanelową koszulą.Przywiodło jej to na myśl minione lata, ich dawną bliskość.Tak nas mało, pomyślała, tak wiele miłości, a tak mało osób, które można nią obdarzyć.Nic dziwnego, że tak się to wszystko pogmatwało.– Czy Smoky wie? – zapytała chłodno.– Tak – odparła Sophie.– Powiedziałam mu pierwszemu.Zabolało ją, że Smoky jej nie powiedział.Po raz pierwszy odkąd Sophie weszła do pokoju, Alice poczuła coś, co można by nazwać bólem.Pomyślała o tym, jak musiał się czuć z tym ciężarem, podczas gdy ona o niczym nie wiedziała.Te myśli przeszywały ją jak sztylet.– I co zamierza zrobić? – zadała następne pytanie, jak w katechizmie.– On nie.On nie.– Może lepiej byście coś postanowili? Wspólnie.Usta Sophie zadrżały.Zapas odwagi, z którym tu przyszła, wyczerpywał się.– Och, Alice, nie bądź taka – błagała.– Nie sądziłam, że będziesz taka.Ujęła dłoń Alice, ale siostra odwróciła wzrok i przycisnęła knykcie drugiej dłoni do ust.– Wiem, że możesz nas nienawidzić za to, co zrobiliśmy – powiedziała Sophie, starając się wyczytać coś z twarzy Alice.– O tak, Alice, ale.– Nie czuję do was nienawiści, Sophie.– Alice, jakby wbrew swej woli, zacisnęła mocno palce na dłoni Sophie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]