[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ju¿ mam doœæwszystkiego: „dyspozytorni”, Zielonego P³omienia, Martina, Toma – ca³ego tegozwariowanego œwiata!Czujê, jak ogarnia mnie coraz wiêksza z³oœæ i gorycz.G³upi, pod³y nieludzkiœwiat.Gaje palmowe raptownie siê koñcz¹ i droga biegnie teraz wœród pól zniskopiennymiuprawami.Jezdnia nie jest tu ju¿ zaroœniêta i chyba nie tak dawno jeŸdzi³otêdy sporopojazdów.Prawdopodobnie jesteœmy ju¿ na terenie objêtym zasiêgiem vortexudopiero wostatnich dniach, gdy promieñ anomalii uleg³ rozszerzeniu.Jad¹cy na przedzie kolumny Stephen zwiêksza szybkoœæ.Jego „skrzydlaty”motocykloddala siê od nas, lecz Pat Lu dodaje gazu i za chwilê znów mamy go tu¿ przedsob¹.Ogl¹da156siê za siebie i kiwa do nas rêk¹, pokazuj¹c coœ przed nami na horyzoncie.Jakieœ budowle?Chyba zbli¿amy siê do celu.Czy¿by to by³o ju¿ Mans?Có¿ za pomys³ wje¿d¿aæ ca³¹ kolumn¹ do miasta i wzbudzaæ sensacjê wœródmieszkañców? Czy wolno mi nara¿aæ tê m³odzie¿? Przecie¿ „dyspozytorzy” na pewnobêd¹chcieli pozbyæ siê niewygodnych œwiadków.Rozumiem, ¿e dzieci powinny wróciæ dorodziców, a rannych i chorych trzeba zawieŸæ do jakiegoœ szpitala, lecz w¿adnym przypadkunie mogê dopuœciæ, aby Pratt zorientowa³ siê, ¿e mam coœ wspólnego z t¹„kolumn¹ewakuacyjn¹”.Najlepiej by³oby, gdybym sama spróbowa³a dotrzeæ do jakiegoœtelefonu.Sama? Przecie¿ o w³asnych si³ach nie jestem w stanie zrobiæ kroku.Œwiadomoœæ bezsilnoœci jest tak deprymuj¹ca, ¿e nie pozwala mi na trzeŸwe,logicznemyœlenie.Czujê, ¿e najchêtniej bym w tej chwili bi³a, gryz³a, kopa³a kogoœ czycoœ – niewiem sama.Niemal rozsadza mnie gniew, ¿al, wœciek³oœæ.Jakiœ krzyk przedziera siê poprzez szum silnika.To któreœ z rannych dzieci,ulokowanychna fotelach za nami.Czuwaj¹ca nad nimi Emi nachyla siê i g³adzi po buzijakiegoœ malca, aleten odsuwa siê od niej gwa³townie, patrz¹c na dziewczynê ze strachem.Równie¿inne dziecizachowuj¹ siê jakoœ dziwnie, a siedz¹ca obok mnie Alicja kurczowo œciska moj¹rêkê.– Co siê dzieje?!– Jesteœ inna! – odkrzykuje Alicja.– Ale ja wiem, ¿e to ty!– Zatrzymajmy siê! – wo³am, chwytaj¹c Patryka za ramiê.Potwierdza skinieniem g³owy i wskazuje lasek palmowy u podnó¿a niewielkiegowzniesienia.Miejsce chyba wyœmienite do obozowania.Musimy siê zorientowaæ,jak silnajest reakcja na zanik anomalii i podj¹æ próbê przygotowania siê donieprzyjemnych doznañ iomamów.Nie wiemy zreszt¹ nawet, czy nasilenie halucynacji zmienia siê tucyklicznie.Umnie jeszcze nie pojawi³y siê zaburzenia i Patryk równie¿ nie przejawia ¿adnychniepokoj¹cych reakcji – trudno jednak przewidzieæ, co bêdzie dalej.Tak czyinaczej wypaddo miasta zrobimy w ma³ej grupie.Najlepiej na motocyklach.Jeœli nie potrafiêutrzymaæ siêna siode³ku to ciê¿arówk¹ – aby nie budziæ zainteresowania naszym przybyciem.Muszê te¿zniszczyæ list.Pat Lu zwolni³ nieco i Stephen wyprzedzi³ nas znacznie.W³aœnie przeje¿d¿a obok lasku i znika nam z oczu, gdy¿ droga zatacza ³uk przyzboczuwzgórza.Kilkanaœcie sekund póŸniej i my jesteœmy na zakrêcie.Patryk poczynahamowaæ,zbyt gwa³townie, tak i¿ muszê chwyciæ siê porêczy fotela.Podnoszê g³owê i robimi siêzimno.Przez pancern¹ szybê przed fotelem kierowcy widzê na drodze brunatnecielsko.czo³gu.Przez chwilê mam jeszcze nadziejê, ¿e to jakiœ porzucony przez ¿o³nierzy wrak,lecz gdyPatryk kieruje nasz¹ maszynê na pobocze, aby omin¹æ przeszkodê, lufa dzia³azwraca siênatychmiast w nasz¹ stronê.Jest to niedwuznaczne ostrze¿enie.Nie ma mowy oucieczce.Czy wolno nam zreszt¹ nara¿aæ ¿ycie dzieci.I po co? Chyba to zwyk³y wojskowypatrol,pilnuj¹cy granic vortexu i wykazuj¹cy wzmo¿on¹ czujnoœæ po masakrze w Abe.Wtakimrazie ³atwo bêdzie dogadaæ siê z oficerem i skorzystaæ z radiostacji.Stajemy i Patryk wy³¹cza silnik.Dzwoni¹c¹ w uszach ciszê przerywa szczêkotwieranegow³azu.– Czego oni od nas chc¹? – denerwuje siê Emi.– Zaraz siê dowiemy – próbujê wstaæ, lecz opadam z powrotem na fotel.–Pomó¿cie miwyjœæ na zewn¹trz!– Mo¿e lepiej poczekaæ.Nie wiadomo.Emi nie koñczy.Rozlega siê g³os megafonu, wzywaj¹cy wszystkich do opuszczeniapojazdu.Nie ma co zwlekaæ.Pospiesznie drê i po³ykam nieszczêsny list Martina,a po chwiliPatryk „podaje” mnie Emi, która jest ju¿ na zewn¹trz.Bezw³ad nóg nadal siêutrzymuje imuszê usi¹œæ na ziemi.Po mnie opuszcza w³az Alicja, a nastêpnie Patryk.Dziewczynka157natychmiast przypada do mnie.Widzê, ¿e zbiera jej siê na p³acz, wiêc mówiê:– Nic siê nie bój.Bêdê siê tob¹ opiekowaæ a ty mn¹.A mo¿e dowiemy siê od¿o³nierzy,gdzie szukaæ twojej mamy?Na zakrêcie stoj¹ ciê¿arówki, ale ch³opcy i dziewczêta nie opuszczaj¹ wozów.Nie widzêna razie ¿adnego motocyklisty i – co jest doœæ zaskakuj¹ce – nie ma równie¿Stephena.Przecie¿ jecha³ przed nami i musia³ siê spotkaæ pierwszy z patrolem.To mnieniepokoi.W wie¿yczce dowódcy unosi siê klapa pancerna i pojawia siê g³owa w he³mie.Oficer –chyba w randze porucznika – czujnie lustruje otoczenie, zatrzymuj¹c wzrok namnie, Emi iPatryku.Wydaje siê, jakby kogoœ szuka³, ale to mo¿e byæ z³udzenie.Z wnêtrza poduszkowca dobiega nagle p³acz dziecka.– Kto tam jeszcze zosta³? – sro¿y siê porucznik.Jest zdenerwowany, nieufny.– Ranne i chore dzieci – wyjaœnia pospiesznie Emi.– Wieziemy je do Mans, doszpitala.W twarzy oficera pojawia siê zaskoczenie i jakby niepewnoœæ.– Kim jesteœcie i sk¹d jedziecie?Emi przesy³a mi pytaj¹ce spojrzenie.To m¹dra dziewczyna i zdaje sobie tak jaki jasprawê, ¿e ujawnienie prawdy wzbudzi tylko w¹tpliwoœci.Muszê teraz przej¹æ inicjatywê.– Jesteœmy uchodŸcami z terenu epidemii – trzymam siê oficjalnej wersji.–Proszêsprawdziæ – wskazujê gestem w³az poduszkowca – i pozwoliæ nam dalej jechaæ!– Sk¹d macie ten pojazd? – porucznik staje siê jeszcze bardziej podejrzliwy.Zaczynam domyœlaæ siê, o co chodzi i „skóra mi cierpnie”.Toszi wspomina³przecie¿, ¿e„kondory” zdobyli w Abe patrolowy poduszkowiec, likwiduj¹c za³ogê.To jestw³aœnie tenpojazd i oficer rozpozna³ go po znakach.Jeœli powiem, ¿e odebraliœmy gosprawcommasakry, w¹tpiê, aby mi uwierzy³.Chyba, ¿s wydam naszych jeñców, ale wówczas,jeœlinawet ¿o³nierze od razu ich nie rozstrzelaj¹, to przeka¿¹ Prattowi iHendersonowi.Wówczaslos ich bêdzie jeszcze gorszy – stan¹ siê „materia³em eksperymentalnym” wbadaniach nadnow¹ broni¹ falow¹ i vortexem.Mimo wszystko ¿al mi tych dzieci.W tej sytuacji pozosta³ tylko jeden sposób.– Panie poruczniku! Proszê przekazaæ natychmiast do sztabu operacji wiadomoœæ,¿e„Sylwia-3” chce rozmawiaæ z numerem AC 222.Chodzi o sprawê najwy¿szej wagipañstwowej Niech pan pamiêta: „Sylwia-3”.Oficer patrzy na mnie w milczeniu, jakby siê waha³, co robiæ, potem g³owa jegoznika wwie¿yczce.Przez d³ugie dwadzieœcia minut nic siê nie dzieje [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl