[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest w niej jeszcze jeden zamek.I bedziesz tomusiala zrobic bez uzywania granatów.Nie chce, zeby mój wlasny dom zwalil misie na glowe.Lissandra skinela na podwladnego.- Idz na zewnatrz - powiedziala - i wez miotacz Rajka.Powinien byc nieuszkodzony.Mezczyzna wrócil uzbrojony, milczacy, gotowy.Kress poprowadzil ich na dól, dopiwnicy.Ciezkie drzwi byly ciagle zabite na glucho, tak jak je zostawil.Jednakwybrzuszyly sie nieco na zewnatrz, jakby spaczone jakims ogromnym cisnieniem.Ten widok i cisza, jaka wokól nich zapanowala sprawily, ze Kressa nagle ogarnalniepokój.Pracownik Lissandry zaczal wyrywac gwozdzie i usuwac przybite przezniego deski.Kress wycofal sie daleko do tylu.- Czy uzycie tutaj tego przyrzadu jest bezpieczne? - wymruczal, wskazujac namiotacz ognia: - Pozaru tez sobie nie zycze.- Wzielam laser - powiedziala Lissandra - i przede wszystkim jego uzyjemy,miotacz nie bedzie prawdopodobnie potrzebny.Chce jednak, zeby tu byl, nawszelki wypadek.Sa gorsze rzeczy niz pozar, Simon.Kress przytaknal.Ostatnia przybita do drzwi deska odskoczyla.Z dolu ciagle nie dochodzil zadendzwiek.Lissandra wydala krótki rozkaz.Mezczyzna cofnal sie i zajal pozycje zajej plecami.Opuscil wylot miotacza, kierujac go dokladnie na drzwi piwnicy.Lissandra wlozyla helm, przygotowala laser, zrobila krok do przodu i otworzyladrzwi.Zadnego ruchu.Zadnego dzwieku.Tylko ciemnosc.- Jest tam swiatlo?,- spytala.- Tuz za drzwiami - odpowiedzial Kress.- Po prawej stronie.Uwazaj na schody,sa bardzo strome.Weszla w drzwi, przelozyla laser do lewej reki, prawa wyciagnela po omackuszukajac przelacznika.Nic spokój.- Czuje go - powiedziala - ale jest jakis.Nagle wrzasnela i skoczyla do tylu.Na jej dloni wisial wielki bialypiasecznik.Przez kombinezon, z miejsc, w które wbite byly jego szczypceprzesaczala sie krew.Byl ogromny, dlugi jak jej przedramie.Lissandra przeciela pokój drobnymi, szybkimi kroczkami i zaczela uderzac reka wnajblizsza sciane.Raz, i drugi, i trzeci.Uderzenia brzmialy jak stlumioneniskie mlasniecia.W koncu piasecznik odpadl.Lissandra zakwilila i osunela siena kolana.- Zdaje mi sie, ze mam polamane palce - powiedziala miekko.Krew ciagle plynela obficie z jej dloni.Laser, porzucony, lezal obok drzwi.- Nie mam zamiaru tam schodzic - oznajmil mezczyzna , czystym mocnym glosemLissandra podniosla glowe i spojrzala na niego.- Nie - powiedziala - Stan w drzwiach i spal je wszystkie.Zamien je w popiól.Zrozumiales ?Skinal glowa.- Mój dom - jeknal Kress.Poczul uscisk w zoladku.Biale piaseczniki bylytakie wielkie.Ile ich tam jest , na dole ? - Stójcie ! - krzyknal - Zostawcieje w spokoju ! Zmienilem zdanie.Zostawcie je.Lissandra nie chciala zrozumiec.Wyciagnela naprzód pokryta krwia i zielono -czarnym sluzem reke.- Twój maly przyjaciel przebil twoja rekawice na wylot i widziales jak trudnobylo sie go pozbyc.Nie obchodzi mnie twój dom , Simon.Cokolwiek jest tam nadole , musi umrzec.Kress niemal jej nie slyszal.Wydawalo my sie ze w cieniu za drzwiami piwnicydostrzega jakis ruch.Wyobrazil sobie biala armie zlozona z osobników równiewielkich jak ten , który ugryzl Lissandre , wylewajaca sie z ciemnosci ,szarzujaca.Ujrzal siebie unoszonego przez setko drobnych odnózy ; ciagnietegow dól , w mrok , ku czekajacej wyglodnialej mamce.Bal sie.- Nie - powiedzial.Zignorowali go.Pomocnik Lissandry podszedl do drzwi , gotowy do otworzenia ognia i wtedy Kressskoczyl , wbijajac ramie w jego plecy.Mezczyzna jeknal , stracil równowage i zanurkowal w ciemnosc.Kress sluchaljak cialo toczy sie ze schodów.Po chwili z piwnicy zaczely dochodzic inneglosy - glosnie szuranie , chrzest i jakies dziwne dzwieki , miekkie imlaskajace.Kres odwrócil sie powoli do Lissandry.Byl zlany zimnym potem i podniecony wnie zdrowy seksualny sposób.- Co ty wyprawiasz !? - spytala ostro.Kress podniósl opuszczony przez nia laser.- Simon !- Wprowadzam pokój - odpowiedzial chichoczac - One nie zrobia krzywdy swojemubogu , nie skrzywdza go , dopóki bóg bedzie dobry i szczodry.Ja bylem okrutny.Glodzilem je.Teraz musze im to wynagrodzic , tozumiesz ?- Ty jestes chory - powiedziala Lissandra.To byly jej ostatnie slowa.Kresswypalil jej w piersi dziure takiej wielkosci , ze mógl tam wsadzic cale ramie.Przeciagnal cialo ku drzwiom i zrzucil ze schodów.Halasy staly sieglosniejsze - drapanie , szczek chityny i slumione , gestoplynne echa.Kresszamknal drzwi i na nowo zabil deskami.Gdy uciekal , cialo wypelnilo mu glebokie zadowolenie , pokrywajace strach jakwarstwa syropu.Podejrzewal , ze nie bylo jego wlasne.Planowal sobie , ze opusci dom , poleci do miasta i wynajmie pokój.Na dzien ,a moze na rok.Zamiast tego zaczal pic.Wlasciwie nie wiedzial dlaczego.Pilrówno przez kilka godzin , potem gwaltownie wyrzucil zawartosc zoladka na dywan.W pewnym momencie usnal.Gdy sie obudzil , caly dom byl pograzony wciemnosciach.Skulil sie na kanapie.Slyszal dzwieki.Przesuwaly sie wewnatrz scian.Bylywszedzie wokól , otaczaly go.Jego sluch byl niezwykle wyczulony.Kazdynajmniejszy chrzest byl krokiem piasecznika.Zacisnal oczy i czekal ,spodziewajac sie poczuc ich straszliwe dotkniecia , bojac sie najmniejszegoruchu , by nie musnac któregos z nich.Nagle zalkal i natychmiast zamilkl , sztywniejac.Lezal tak przez chwile , alenic sie nie stalo.Otworzyl oczy , drzac caly.Powoli cienie zaczely mieknac i rozmywac sie.Przez wysokie okna przesaczalo sie swiatlo ksiezyca.Jego oczy przywykly dociemnosci.Salon byl pusty.Niczego w nim nie bylo , niczego , niczego.Poza jegopijackim strachem.Kress wzial sie w garsc i podszedl do wlacznika swiatla.Nic , pusto.Pokójbyl cichy , opustoszaly.Wytezyl sluch.Nic , zadnego dzwieku.Cisza wscianach.To wszystko bylo produktem jego wyobrazni , jego strachu.Nieproszone naplynelo wspomnienie Lissandry i tej istoty tam w piwnicy.Zaczerwienil sie ze wstydu i gniewu.Dlaczego to zrobil ? Przeciez mógl jejpomóc w spaleniu piaseczników , w zabiciu ich.Dlaczego.wiedzial dlaczego.To mamka go do tego zmusila , zasiala w nim strach.Wo wspominala , ze mamkimaja zdolnosci psioniczne , nawet wtedy gdy sa male.A ta byla duza.Bardzoduza.Utuczyla sie cialem Cath i Idi , a teraz miala tam u siebie nastepne dwa.Urosnie jeszcze bardziej.I nauczyla sie lubic smak ludzkiego miesa ,pomyslal.Zaczal sie trzasc i musial znów wytezyc wole , by sie opanowac.Ta mamka gonie skrzywdzi.Byl jej bogiem.Biale piaseczniki zawsze byly jego ulubiencami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]