[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tawneyowi przemknęło przez głowę, że teraz obrazy mogą sporo zyskać na wartości.Odwrócił kartkę.Mieli w domu komputer, ale nie znaleziono w nim żadnych ciekawych dokumentów.Jedno z tych dwojga – policja niemiecka przypuszczała, że Fürchtner – pisało długie diatryby polityczne.Teksty załączono, ale nie zostały jeszcze przetłumaczone.Doktor Bellow zapewne będzie chciał je przeczytać.Poza tym nic szczególnego.Książki, w większości wydane w byłej NRD i traktujące głównie o polityce.Dobry telewizor i wieża stereo, mnóstwo płyt – tradycyjnych i kompaktowych – z muzyką klasyczną.Przyzwoity samochód średniej klasy, dobrze utrzymany, ubezpieczony w miejscowej firmie.Nie mieli w sąsiedztwie przyjaciół, z nikim nie utrzymywali bliższych kontaktów i niczym nie zwracali na siebie uwagi.Dla otoczenia wszystko było więc in Ordnung, żadnego powodu do plotek.A przecież, pomyślał Tawney, byli jak ściśnięte sprężyny, czekające tylko… na co?Co sprawiło, że zdecydowali się napaść na rezydencję Ostermanna? Niemiecka policja nie umiała tego wyjaśnić.Jeden z sąsiadów widział jakiś obcy samochód pod ich domem kilka tygodni temu, ale nikt nie wiedział, kto ich wtedy odwiedził.Numeru rejestracyjnego nikt niezapamiętał, marki też nie, chociaż ów sąsiad zeznał, że był to samochód produkcji niemieckiej, prawdopodobnie biały albo przynajmniej jasny.Tawney nie potrafił powiedzieć, czy ta informacja ma jakieś znaczenie.Mógł to być ktoś, kto chciał kupić obraz, albo agent ubezpieczeniowy – albo ów ktoś, kto sprawił, że znów stali się lewackimi terrorystami.Dla wytrawnego oficera wywiadu nie było nic niezwykłego w tym, że nie mógł dojść do żadnego wniosku na podstawie informacji, którymi dysponował.Powiedział sekretarce, żeby zleciła tłumaczenie tekstów Fürchtnera.Zamierzał je potem przeanalizować z doktorem Bellowem.Na razie niewiele więcej mógł zrobić.Coś wyrwało tych dwoje niemieckich terrorystów z profesjonalnego letargu, ale nie wiedział co.Możliwe, że policja niemiecka znajdzie odpowiedź, ale Tawney raczej w to wątpił.Fürchtner i Dortmund potrafili długo pozostawać w ukryciu w kraju, którego policja świetnie sobie radziła z poszukiwaniem ludzi.Ktoś, kogo znali i komu ufali, skontaktował się z nimi i nakłonił do tej operacji.Ten ktoś wiedział, gdzie ich znaleźć, co oznaczało, że wciąż jeszcze istniała jakaś siatka terrorystyczna.Niemcy też doszli do tego wniosku i w komentarzu do wstępnego sprawozdania sugerowali dalsze śledztwo, z wykorzystaniem płatnych informatorów.Mogło się to udać, ale nie musiało.Tawney poświęcił parę lat życia na infiltrowanie irlandzkich grup terrorystycznych i odniósł nawet kilka drobnych sukcesów, wyolbrzymionych przez fakt, że należały do rzadkości.Ale w świecie terroryzmu od dawna odbywała się darwinowska selekcja naturalna.Głupi zginęli, inteligentni potrafili przetrwać.Po prawie trzydziestu latach ukrywania się przed coraz lepszymi siłami policyjnymi, terroryści, którzy pozostali przy życiu, byli naprawdę bardzo sprytni.Najlepsi byli przeszkoleni w Moskwie, przez oficerów KGB… Tawney zastanowił się przelotnie, czy warto prowadzić śledztwo w tym kierunku.W niektórych dziedzinach Rosjanie byli nawet skłonni do współpracy… ale raczej nie w dziedzinie terroryzmu.Pewnie dlatego, że było im wstyd… a może dlatego, że akta zostały zniszczone.Często tak twierdzili, ale Tawney nie bardzo w to wierzył.Tacy ludzie niczego nie niszczą.Związek Radziecki stworzył największą machinę biurokratyczną na świecie, a biurokraci po prostu nie są w stanie niszczyć akt.A poza tym, kto wie, jak wyglądać będzie świat w nowym tysiącleciu? Tak, czy inaczej, zwrócenie się do Rosjan o tego rodzaju współpracę zdecydowanie przekraczało jego kompetencje; mógł sporządzić wniosek na piśmie i była szansa, że przeczytają go piętro wyżej, czy nawet dwa piętra, zanim nie utrąci go jakiś ważny urzędnik w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.Postanowił jednak mimo wszystko spróbować.Zawsze to jakieś zajęcie i przynajmniej ci w Century House, po drugiejstronie Tamizy, naprzeciwko Pałacu Westminsterskiego, dowiedzą się, że Tawney jeszcze żyje i wciąż pracuje.Tawney włożył wszystkie papiery, a także własne notatki do grubej koperty i zajął się swym skazanym na odrzucenie wnioskiem.W tej chwili przypuszczał tylko, że nadal istniała terrorystyczna siatka, i że ktoś, znany jej członkom, wciąż miał klucz do bram tego zamkniętego światka.Cóż, może Niemcy dowiedzą się czegoś więcej i zdobyte przez nich informacje wylądują na jego biurku.Tawney zastanawiał się, czy gdyby tak się stało, John Clark i Alistair Stanley potrafiliby zaaranżować własną operację przeciw terrorystom.Nie, to raczej zadanie dla policji danego kraju, czy miasta, ale prawdopodobnie niewiele by to dało.* * *Iljicz Ramirez Sanchez, znany szerzej jako Carlos, nie był szczęśliwym człowiekiem, ale przecież cela w więzieniu La Sante nie miała mu zapewniać szczęścia.Był kiedyś najgroźniejszym terrorystą na świecie, własnoręcznie zabijał ludzi i robił to absolutnie beznamiętnie.Poszukiwały go swego czasu policje i służby wywiadowcze z całego świata, a on śmiał się z nich, bezpieczny w swych kryjówkach na obszarze Europy Wschodniej.Czytał tam gazety, które spekulowały, kim jest naprawdę i dla kogo faktycznie pracuje.Czytał też dokumenty KGB, informujące, jakie działania podejmują różne służby zagraniczne, żeby go schwytać… Aż nagle Europa Wschodnia upadła, a wraz z nią państwowe poparcie dla jego rewolucyjnych aktów.Znalazł się w Sudanie, gdzie postanowił trochę poważniej podejść do swojej sytuacji.Wskazana była operacja plastyczna, więc zwrócił się do lekarza, któremu ufał.Operacja miała zostać przeprowadzona pod pełną narkozą.Zasnął……i obudził się na pokładzie francuskiego samolotu, przywiązany do noszy.– Bonjour, Monsieur Chacal - powitał go jakiś mężczyzna po francusku, uśmiechając się promiennie, jak myśliwy, który schwytał właśnie w sidła najniebezpieczniejszego z tygrysów.Oskarżony o zamordowanie w 1975 roku jakiegoś tchórzliwego donosiciela i dwóch oficerów francuskiego kontrwywiadu, bronił się buńczucznie, a przynajmniej tak mu się wydawało, choć miało to znaczenie wyłącznie dla jego własnego wybujałego ja.Ogłosił się „zawodowym rewolucjonistą” przed narodem, który miał już swoją rewolucję przed dwoma wiekami i raczej nie tęsknił za następną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]