[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.*Był ślepy, a jednak poruszał się.Biegł powłócząc krótszą nogą, znajdując skądś siłę do otwierania drzwi, schodzenia krętymi schodami i pokonywania niekończących się korytarzy, których nie widział poprzez łzy wypełniające mu oczy i ściekające na zapadnięte policzki.To tylko jego ciało odbywało tę podróż.On odszedł gdzie indziej.*– O mój Boże! – wykrzyknął obserwator i zerwał się na równe nogi, jakby poderwała go z fotela dłoń olbrzyma.Singh wyciągnął rękę, żeby go podtrzymać, choć rozpacz zaciemniała mu umysł.– Czy odeszła? – wyszeptał.– Skąd to nadchodzi? – krzyczał obserwator.– Mój Boże, skąd to się bierze? – kręcił się w kółko, jak zapędzone w pułapkę zwierze.Z jego oczu wyzierał strach.– Co? – krzyknął Singh.– Co?Technik obserwujący przebiegi kreślone przez encefalograf wydał stłumiony okrzyk.– Doktorze Singh – rzucił – aparat rejestruje obcy rytm! Jest przesunięty w fazie.proszę tylko spojrzeć na amplitudę!– Jej serce podejmuje pracę! – zameldował z niedowierzaniem inny technik.Singh poczuł, jak w odpowiedzi zamiera jego własne serce.Wyciąganie bliższych informacji od zaszokowanego obserwatora, nie miało większego sensu.Zamiast tego, podbiegł do encefalografu.– Niech pan tu spojrzy! – technik stukał palcem w falujące linie.– Wygładza się teraz, wpada w fazę, ale kiedy pojawiło się po raz pierwszy skoczyło tak bardzo, że myślałem, że już z nią koniec.– Czy to znaczy, że Phranakis przejmuje kontrolę nad całym jej umysłem?– To nie to! – powiedział z pasją technik.– Znam jego przebieg jak.charakter pisma.To nie pochodzi od niego.Powietrze zdawało się tężeć tak szybko, jak zamarza przechłodzona woda.Zupełnie zdezorientowani, patrzyli jeden na drugiego, szukając wyjaśnienia.– Nie mamy na to żadnego wpływu – powiedział w końcu Singh.– Możemy tylko czekać.Odpowiedziały mu powolne skinienia głów.I kiedy przygotowywali się do przetrwania ostatnich, krytycznych minut, z korytarza prowadzącego do sali dobiegł ich hałas.Składały się nań podenerwowane głosy ludzi usiłujących kogoś zatrzymać.Słychać było tupot biegnących nóg, lekki i dodatkowo tłumiony przez pochłaniającą dźwięki wykładzinę podłogową.W końcu rozległo się walenie w drzwi zewnętrzne i dał się słyszeć cienki, ledwie słyszalny krzyk.Zaszokowany wciąż obserwator postąpił dwa kroki w kierunku drzwi wejściowych podrygując, jak źle poruszana kukiełka.Singh odwrócił się powoli.Cisnące mu się na usta słowa o konieczności zachowania ciszy i niebezpieczeństwie uwięzły mu w krtani, gdy pojął prawdę i starał się przypomnieć sobie, co to jest nadzieja.Potem drzwi otworzyły się gwałtownie i wpadł przez nie utykając na jedną nogę ten gigant, wysoki zaledwie na pięć stóp i zalany łzami.*Tak bardzo chciałam pomóc temu dziecku, a musiałam wypowiadać wyświechtane frazesy o wielkich problemach i małych problemikach.Tamten lekarz powiedział – jedno ramię wyższe, jedna noga krótsza, nieźle jak na jednego noworodka.A potem dowiedziałam się o jego dziadku i wydobyłam to z umysłu tej kobiety – ona wiedziała, a pomimo to miała dziecko, żeby wykorzystać je jako narzędzie szantażu.Wielkie problemy! Jakiż problem może być większy? A ja tak chciałam pomagać i takie było całe moje życie, bo tylu jest ludzi chorych i nieszczęśliwych, a ja mogę im pomóc.mogłam im pomóc.NIECH WSZYSCY DIABLI PORWĄ TEN GUZ NA MOIM MÓZGU! Nie jest większy od pocisku i zabija mnie jak pocisk, zanim będę gotowa na śmierć.I w tym właśnie momencie Howson nie wytrzymał.*Z początku nie rozumiała skąd wziął się ten przypływ potężnej energii.Kojarzył się jej z rwącą, ogromną, głęboką i straszną rzeką.Ta potęga była nieokrzesana, bo była nowa jak nowo narodzone dziecko, ale pałała wielkim blaskiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]