[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma o czym mówić - powiedziała.- Cieszę się, że trzy osoby się zgodziły.Trzy plus ja to cztery.Zawsze coś.A nad resztą popracujemy.Bo w sytuacji, w jakiej znajduje się Annie, liczy się każda spokrewniona osoba.Im więcej jest potencjalnych dawców, tym większa szansa znalezienia szpiku.Jess skinęła głową.Wiedziała o tym, ale wiedziała też, że jest to bardzo żmudny i skomplikowany proces.- A tak swoją drogą - dodała po chwili lekarka - chyba czas najwyższy, żebyśmy mówiły sobie po imieniu.Nie chcę więcej słyszeć „pani doktor”.„Ciociu” też nie.Wystarczy „Lindsay”.Podczas gdy w szpitalu między Lindsay a Jessica nawiązywała się nić sympatii i przyjaźni, Sterling z Jakiem siedzieli w obitej dębową boazerią bibliotece w rezydencji Fortune'ów, rozmawiając o życiu Jake'a i kłopotach, w jakie się wplątał.Prawnik wrócił z nim do domu nad jeziorem nie po to, aby go pocieszać, nie po to, by próbować uciszać, gdy ten snuł katastroficzne wizje i nie po to, aby wdawać się w jakiekolwiek dyskusje filozoficzne.Nie, Sterling chciał omówić sprawę wynajęcia obrońcy, najlepszego specjalisty od prawa karnego.Miał dla Jake'a dwie propozycje.Albo Eamon Walsh z Minneapolis, świetny fachowiec o wielkim intelekcie, człowiek opanowany, zawsze odprężony, który doskonale sobie radzi z ławą przysięgłych złożoną głównie z ludzi białych ze średnich i wyższych warstw społecznych, albo Aaron F.Silberman z St.Paul, który walczył w sadzie jak wściekły buldog, rozszarpując przeciwnika na strzępy.W pierwszej chwili ławnicy, bez względu na pochodzenie czy kolor skóry, patrzyli na niego jak na furiata, lecz szybko ich sobie zjednywał: podobało im się, że tak zażarcie broni racji niewinnie oskarżonych.Chociaż Sterling podejrzewał, że Jake lepiej by się dogadywał z Walshem, to jednak zamierzał go namawiać na Silbermana.Bądź co bądź chodzi o to, aby prezes Fortune Industries nie trafił do więzienia za przestępstwo, którego nie popełnił, a nie o to, by miał nowego kumpla do gry w golfa.Wiedział, że zanim dojdzie do rozmowy o konieczności wynajęcia obrońcy, najpierw będzie musiał wcielić się w rolę spowiednika i psychoterapeuty.Miał w tym duże doświadczenie; wysłuchiwał i pocieszał wszystkich Fortune'ów, odkąd przed wielu laty został doradcą prawnym Bena i Kate.Wolałby tylko, żeby Jake odstawił butelkę whisky.Jeszcze nie było dwunastej, a on kończył już drugą szklankę.W nadchodzących dniach i tygodniach powinien zachować trzeźwość umysłu.Jake jednak miał wszystkiego serdecznie dość.Nie chciał zastanawiać się nad wyborem adwokata ani rozmawiać o strategii obrony.Był zmęczony życiem, robieniem dobrej miny do złej gry, próbami rozwiązania kłopotów osobistych i zawodowych.Marzył o tym, by wyjechać i o wszystkim zapomnieć.Prawdę rzekłszy, świat biznesu nigdy nie był jego żywiołem.Jako najstarszy syn Bena i Kate niemal od dziecka był przygotowywany do zarządzania rodzinną firmą.A przecież wcale tego nie chciał.Dorastając, zupełnie inaczej wyobrażał sobie swą przyszłość.Teraz było za późno na zmiany, za późno, by zacząć wszystko od nowa.Już nawet nie chodzi o ciążące na nim podejrzenie o zabójstwo.Miał pięćdziesiąt cztery lata, a kości dawno temu zostały rzucone.Jednakże w ciele dorosłego, poważnego biznesmena i ojca rodziny wciąż tkwił młody chłopak, który nie znosił tego typu odpowiedzialności, który pragnął poleniuchować, pomarzyć, nie myśleć o pieniądzach.- Wiesz - powiedział smętnym tonem, opaloną ręką przeczesując swe ciemne, gdzieniegdzie przyprószone siwizną włosy - to by się nigdy nie stało, gdybym poszedł na medycynę.I wcale nie mówię tego pod wpływem alkoholu.Gdybym nie uległ namowom ojca, gdybym postawił na swoim.Zdaniem Sterlinga, gdybanie nie miało sensu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]