[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazł je dziesięć jardów od miejsca, gdzie się zanurzył, a dziewczyna czekała tymczasem po drugiej stronie kanału.Wspięcie się do sekretnej klapy było kwestią minuty.Tutaj Bradley zatrzymał się i nastawił ucha, na wypadek gdyby podczas jego nieobecności Wieroo zawitali do celi szukając tam jego albo odwiedzając drugiego więźnia.Ale z mrocznego wnętrza nie docierał żaden dźwięk.Bradley uśmiechnął się do siebie na myśl o radości człowieka po tamtej stronie, kiedy zeskoczy do niego z żywnością i nadzieją na ucieczkę.Otworzył klapę i zajrzał do pomieszczenia.W mdłym świetle wpadającym przez kratę na górze ujrzał stos szmat w kącie, ale jeśli leżał pod nimi człowiek, nie zareagował zupełnie na ciche pozdrowienie Bradleya.Anglik opuścił się na podłogę celi i podszedł do szmat.Pochylając się uniósł je za róg.Tak, mężczyzna spał.Bradley potrząsnął nim – nie było odpowiedzi.Schylił się niżej i wytężając wzrok przyjrzał się dokładniej An-Takowi, po czym wyprostował się z westchnieniem.Spod gałganów wyskoczył szczur i czmychnął w mrok.– Biedaczysko! – mruknął Bradley.Przeszedł na drugą stronę celi, by wywindować się na poprzeczną belkę i opuścić Błękitne Miejsce Siedmiu Czaszek na zawsze.Pod belką zatrzymał się.– Nie dam im tej satysfakcji – warknął pod nosem.– Niech myślą, że uciekł.Wrócił do kupy gałganów i wziął mężczyznę na ręce.Miał trudności z podsadzeniem go na grzędę i przeciągnięciem przez mały otwór, a potem ze zniesieniem po drabinie, ale udało się i położywszy ciało na powierzchni rzeki Bradley puścił je z prądem.– Żegnaj, stary! – wyszeptał.W chwilę później był już przy dziewczynie i trzymając się za ręce ruszyli mrocznym korytarzem w górę strumienia, w kierunku drugiego końca miasta.Powiedziała mu, że Wieroo rzadko korzystają z tych podziemnych przejść, bo powietrze jest tu dla nich za chłodne; jednak od czasu do czasu schodzą tutaj, a ponieważ widzą w nocy równie dobrze jak za dnia, na pewno od razu zauważyliby Bradleya i ją.– Jeśli podejdą blisko – ciągnęła – zobaczymy w ciemnościach ich świecące oczy; przypominają plamki przygaszonego światła.Nie pałają jak ślepia tygrysa czy lwa, ale jarzą się.Bradley nie mógł nie zauważyć wyraźnej trwogi, z jaką mówiła o tych stworach.I na nim wywierały niesamowite wrażenie, ale ona przebywała wśród nich przez niemal rok i prawdopodobnie do końca życia będzie je bez przerwy widziała albo słyszała.– Dlaczego tak się ich boisz? – spytał.– To mi wygląda na coś więcej niż zwykły strach przed krzywdą, jaką mogą ci wyrządzić.Próbowała mu to wyjaśnić, ale zrozumiał z jej słów tylko tyle, że postrzegała Wieroo jako istoty niemal nadprzyrodzone.– Wśród mego ludu krąży legenda mówiąca, że niegdyś Wieroo różnili się od nas tylko tym, iż mieli szczątkowe skrzydła.Mieszkali w wioskach w krainie Galu i chociaż obydwa narody często ze sobą walczyły, nie żywiły względem siebie specjalnej nienawiści.W tamtych czasach każda rasa przychodziła stamtąd gdzie początek i nieustannie rywalizowano o to, kto stoi wyżej w skali ewolucji.Z Wieroo zrodzili się pierwsi cos-ala-lu, ale były to zawsze noworodki płci męskiej – nigdy nie wydali na świat kobiety.Zaczęły się u nich powoli rozwijać pewne cechy umysłu, które w ich mniemaniu stawiały ich na jeszcze wyższym poziomie i które dawały im nad nami coraz większą przewagę, co widząc skoncentrowali się całkowicie na rozwoju umysłowym i ich umysły stały się jak gwiazdy i rzeki, poruszając się wciąż w ten sam sposób, niezmiennie.Nazwali to tas-ad, co znaczy robienie wszystkiego w jedyny właściwy sposób albo, innymi słowy, na sposób Wieroo.Nieważne, czy na drodze tas-ad stanął wróg czy przyjaciel, prawda czy fałsz, trzeba było zmiażdżyć tę przeszkodę.Nie musiało minąć wiele czasu, żeby Galu oraz niższe rasy zaczęły ich nienawidzić i bać się ich.I wtedy Wieroo postanowili przenieść tas-ad w każdy zakątek świata.Byli bardzo wojowniczy i bardzo liczni, chociaż już dawno ustanowili prawo nakazujące zabijanie tych spośród siebie, których skrzydła nie wykazywały tendencji do wzrostu.To wszystko trwało wieki, zmiany następowały bardzo powoli, ale w końcu Wieroo doczekali się skrzydeł, z których mogli korzystać.Na skutek tego, że wciąż wywoływali wojny z sąsiadami, ściągnęli na siebie powszechną nienawiść, bo nikt nie chciał na Caspak ich tas-ad, tak więc kiedy wszystkie rasy zwróciły się przeciwko nim i zagroziły, że wybiją ich do nogi, przelecieli na swoich skrzydłach na tę wyspę.Stali się tak okrutni i tak żądni krwi, że w ich sercach nie było już miejsca na miłość czy współczucie.Ale właśnie okrucieństwo i nikczemność nie pozwoliły im podbić innych ras, ponieważ byli okrutni i nikczemni również względem siebie samych i jeden Wieroo nie ufał drugiemu.Zawsze zabijali tych, którzy stali wyżej od nich, aby dzięki temu zdobyć większą władzę i zwiększyć swój stan posiadania.Działo się tak, dopóki nie pojawił się potężniejszy od wszystkich, z własnym tas-ad.Zgromadził wokół siebie kilku najstraszniejszych Wieroo i ta garstka ustanowiła prawa, które zabraniały noszenia jakiejkolwiek broni wszystkim prócz nich samych.Teraz ich tas-ad osiągnęło wysoki poziom.Czynią wiele cudownych rzeczy, których my nie potrafimy robić.Bez wątpienia rozmyślają o wielkich sprawach i wciąż marzą o wielkości, która ma nadejść, ale ich myśli i działania są podporządkowane zasadzie wprowadzonej przed wiekami; wszyscy są tacy sami – i są najnieszczęśliwszymi istotami pod słońcem.Posuwali się uparcie ciemnym korytarzem wzdłuż rzeki, a dziewczyna opowiadała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]