[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Doskona�e.�wietne.Rzeczywi�cie fantastyczny pomys�.Nigdy bym na to niewpad�.- Nie w�tpi�.Wi�c, jak ju� powiedzia�em, wyskoczy�em wprost na por�ni�t�meteorami ska��, siad�em sobie wygodnie na jakim� mniej kanciastym g�azie i - zlekkim sercem zrezygnowa�em z dalszej w�drówki.By�o mi tam przecie� ca�kiemdobrze.Daleko od ludzi, ha�asu, przygód i nowych cywilizacji - za ka�dymprzelotem jakiego� statku chowa�em si� w g��bi wygodnej, powsta�ej nie wiadomojak, pieczary.Godzinami podziwia�em gwiazdy, wylegiwa�em si� w ich blaskupoci�gaj�c od czasu do czasu przez wentyle skafandra ma�y �yk koniaku zprzemyconej butelki.Widz�, Gaby, �e jest pan zgorszony.- Noo.bo tak nic nie robi�? Przecie� to.- Nic �przecie�", Gaby.Ja to pró�nowanie traktowa�em jako zas�u�ony, aczkrótki odpoczynek - sam pan wie, �e obowi�zków mam do�� du�o.I by�oby mi takdobrze do ko�ca urlopu, lecz którego� dnia w przestrzeni ko�o mojej planetkizatrzyma� si� statek kosmiczny.S�uszniej mo�e by�oby nazwa� go starym gratem,tak bowiem rz�zi� przy hamowaniu, �e przywodzi�o to na my�l konaj�cegosuchotnika, jego anteny obraca�y si� w �o�yskach z przera�liwym zgrzytem ipiskiem, a silnik rzyga� paliwem z rozrzutem co najmniej dwudziestukilometrów.Pocz�tkowo nie chcia�o mi si� nawet chowa� do pieczary -my�la�em, �e s� to po prostu jacy� poszukiwacze cennych rud i rzadkichpierwiastków - lecz po godzinie od statku oderwa�a si� kapsu�a l�downicza iopad�a par� kilometrów ode mnie.Tylko jaki� idiota móg� si� tu zatrzyma� bezpowodu, wi�c rad nie rad wlaz�em na wszelki wypadek do pieczary wystawiaj�c nazewn�trz tylko czu�ki - sygna� to przybli�a� si�, to znów oddala�-tak przezca�e trzy dni.Dosz�o do tego, �e ba�em si� cho�by poruszy�.- Dlaczego?- Niech pan pomy�li.Sam na sam z jakim� wariatem na zapomnianejplanetoidzie.To przecie� troch� wi�cej, ni� mo�na wytrzyma�.Straci�em ca��rado�� �ycia i nawet koniak - tym razem w wi�kszych ju� dawkach - niepomaga�.Dopiero po trzech dniach zrozumia�em, �e to w�a�nie mnie ten kto�szuka - widocznie dostrzeg� z daleka te idiotycznie czerwone w czarne kropypokrywy mojego skafandra i poczu� w sobie powo�anie odkrywcy.Szczerzemówi�c, post�pi�bym na jego miejscu podobnie, lecz wtedy kl��em tylko swójidiotyczny pomys� jaskrawego kamufla�u, a czego �yczy�em tamtemu, to lepiejmo�e nie powtarza�.Mia�em tylko cich� nadziej�, �e go�� oka�e si� kompletnymidiot� - musia� nim by� zreszt�, bo któ� inny uwierzy�by w istnieniedwumetrowych, prawie biedronek - i nie trafi do mojej jaskini, po dwóch jednakkolejnych dobach porusza� si� ju� w odleg�o�ci pó�tora kilometra ode mnie.Aja nie mog�em nawet wyj�� i zmieni� schronienia, bo czujniki wskaza�yby mu odrazu zmiany pola grawitacyjnego planetoidy.Jedyn� moj� szans� sta� si� terazca�kowity bezruch.Niestety.W ci�gu szóstej doby zosta�em odkryty.Przedwylotem pieczary, blokuj�c mi jedyn� drog� ucieczki, sta� mój s�siad, za� ztornistra na jego plecach wygl�da�a przez przejrzyste tworzywo ruda morda jegowstr�tnego kocura.Czas - bez wzgl�du na to, czego by si� nie powiedzia�o o jego strukturze inajrozmaitszych powi�zaniach z przestrzeni� i materi�-jest przede wszystkimczym�, co dr��y ludzi najg��biej i najmocniej.Mo�e dlatego kolejne podró�ecoraz s�awniejszego Odkrywcy stawa�y si� z ka�dym rokiem krótsze?A to by�a podró� najkrótsza.Wróciwszy do domu Holgar natychmiast po��czy�si� z Gabym.- Co by pan powiedzia�, Gaby, gdybym zaproponowa� panu podró�?- Powiedzia�bym, �e si� zgadzam.- Anie pyta pan dok�d?- Po co? Wystarczy przecie�, �e pan zna drog�, Holgar, a mnie jest wszystkojedno - pojad� wsz�dzie, byle dalej od Ziemi.- Tego nie rozumiem.Dlaczego.?- Bo to ju� nie jest Ziemia.Pan chyba nigdy nie czyta statystyk, Holgar, a jato czasem robi�.Czy wie pan, ile przez ostatnie lata zdarzy�o si� gwa�tów,morderstw i rabunków?- Samo czytanie statystyk, to cokolwiek ma�o.- Wi�c niech pan spojrzy na te wszystkie zat�oczone Mospeki, Sansany i Berpary- czy pan wie, �e to kiedy� by�y odr�bne miasta? Czy pan wie, �e mi�dzy nimiolbrzymie po�acie ziemi by�y wolne od �elbetowej siatki i asfaltu autostrad? Toju� nie jest Ziemia, Holgar, a w ka�dym razie nie ta Ziemia, jak� zna�emkiedy�.- I dlatego prosi� mnie pan o poszukanie w kosmosie takiego miejsca, gdzieda�oby si� spokojnie, wygodnie �y� bez t�oku i ha�asu?- Tak, ale widz� teraz.- Mam to miejsce dla pana.- Co? Gdzie? Natychmiast ka�� przygotowa� rakiet�.- Nie potrzeba.- Jak.jak to? Gdzie jest to miejsce?- Tutaj.- Niech pan nie �artuje, Holgar.Niech mi pan powie, gdzie to naprawd�jest.Holgar.- Nie �artuj�, cho� mo�e wola�bym, �eby to by� �art.- Holgar, ja tyle lat czeka�em na t� chwil�.Marzy�em, �e przy pana pomocyznajd� przestrze�, woln� przestrze� dla oczu.Miejsce na jakiej� planecietakie, �eby mo�na by�o swobodnie odetchn�� naj�wie�szym ze �wie�ych powietrzem,�eby mo�na by�o zapatrzy� si� przed siebie a� do bólu wyt�onych �renic i wczystym krajobrazie nie zobaczy� nic wi�cej oprócz gór i drzew.Marzy�em otym, Holgar.Naprawd�.My�la�em, �e jest pan powa�nym cz�owiekiem.- Jestem, niestety.Bo to troch� i moja wina- nie powinienem tyle lata�, alboprzynajmniej nie reklamowa� tak szeroko skarbów kosmosu.A je�eli pan mijeszcze nie wierzy, to niech pan pójdzie na spacer za miasto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl