[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³ ju¿ grubo poczterdziestce, ale w rysy jego twarzy wpisana by³a jakaœ naiwna, dziecinnaniewinnoœæ.Wspieraj¹c g³owê na ³okciu, drapa³ siê palcami po wygolonej naduszami czaszce.Na stoliczku obok sta³a butelka whisky.Siêgn¹³ po kieliszek i wychyli³ gojednym haustem.Rozkoszne ciep³o rozla³o mu siê po gardle.Zadowolony z siebie siêgn¹³ po le¿¹cy obok butelki skoroszyt.Na tekturowymwierzchu widnia³a wymalowana flamastrem wielka litera h.Mê¿czyzna z weso³ym,krotochwilnym uœmiechem otworzy³ teczkê.W œrodku zobaczy³ czarnobia³e zdjêcia, spiête metalowym zszywaczem.Na pierwszym planie dostrzeg³ rycinê przedstawiaj¹c¹ palenisko.W wysokichjêzykach p³omieni czyjaœ wykrzywiona bólem twarz wo³a³a o mi³osierdzie.Mê¿czyzna w fotelu uœmiechn¹³ siê z satysfakcj¹ i wyraŸnie rozluŸniony znowusiêgn¹³ po whisky.Zapowiada siê ciekawy wieczór, pomyœla³.TWARZ¥ W TWARZPoznañ, sobota sierpnia, trzecia w nocy- Musia³eœ go r¹bn¹æ tak mocno, pierdo³o saska?! - G³os Kaczmarka by³ corazbardziej nerwowy.- Biniu, znaczy siê szefie, nie chcia³em - j¹ka³ siê drab, pochylony nadnieprzytomnym mê¿czyzn¹, le¿¹cym na bar³ogu w rogu piwnicy.Z rzadk¹ w swoim ¿yciu czu³oœci¹ Œlepy Antek z Chwaliszewa cuci³ Niemca mokr¹œcierk¹, któr¹ wy¿yma³ co chwila nad emaliowan¹ miednic¹.- Co za poruta [10 PORUTA - wstyd, kompromitacja.]! Wszystko nam siê pomajta³o[11 POMAJTAÆ – pomieszaæ.]! - komisarz chodzi³ w tê i z powrotem w poprzekszerokiego, oœwietlonego jedynie chybotliwym œwiat³em œwieczek pomieszczenia.- Jak ten Szwab nie dojdzie do siebie, to le¿ymy jak plyndz na patelni.Jak jato wszystko wyt³umaczê Kayserowi?- Spokojnie, kuzynie.- Krzepki tonowa³ niepokój Kaczmarka.- Niemiaszek ¿yje,dycha wyraŸnie.Prêdzej czy póŸniej dojdzie do siebie.- Mam nadziejê, do jasnej dupy.- Kaczmarek ju¿ dawno rzuci³ w k¹t idiotyczn¹czapkê i szarpa³ teraz prawic¹ swoje rzadkie w³osy.- Mówi³em ci, Antek:„puknij go lekko”.Ale ty jak zwykle, uszy mia³eœ nad Wart¹.- Kiedy to naprawdê by³o lekko.Jak Boga kocham! - zaklina³ siê zrozpaczonyjuchta, przyk³adaj¹c do czo³a Niemca wilgotn¹ szmatkê.- Ty mi o Bogu nie opowiadaj! - zaperzy³ siê Kaczmarek.- Lepiej doprowadŸklienta do porz¹dku, bo jak ci zamalujê w gêbê, to ruski miesi¹c popamiêtasz!£adnie mi siê odwdziêczasz za tamt¹ umorzon¹ sprawê.Komisarz w ostatniej chwili ugryz³ siê w jêzyk, ale jego uwadze nie usz³yszeroko otwarte ze zdumienia oczy kuzyna.- Biniu, co ty opowiadasz?! - Krzepki by³ w szoku.- Nic ciekawego, wierz mi - odburkn¹³ mu Kaczmarek.¯eby uciec od niewygodnego tematu, zabra³ siê gorliwie za przegl¹danie teczkinieprzytomnego delikwenta.Poznañ, sobota sierpnia, trzecia z minutamiMê¿czyzna w p³aszczu stoj¹cy w jednej z czarnych bram na Grobli pali³ papierosaza papierosem, ciskaj¹c pety gdzie popadnie.To, co kilka godzin temu zobaczy³na Franciszkañskiej, nie mieœci³o mu siê w g³owie.Trzech bandytów og³uszy³omê¿czyznê wychodz¹cego z Archiwum Pañstwowego, porwa³o go i wrzuci³o jak worekziemniaków do doro¿ki, przygotowanej na zapleczu koœcio³a Franciszkanów! Tennajwiêkszy, bez oka, przypominaj¹cy recydywistê z M³yñskiej, chwyci³ lejce wswoje ogromne jak bochny chleba d³onie i zaci¹³ nimi z pasj¹, pêdz¹c naz³amanie karku pust¹ Now¹ w stronê Rynku.Z trudem za nimi nad¹¿y³, biegn¹c niczym cieñ pod murami kamienic powyludnionych staromiejskich uliczkach.Zdyszany dobieg³ przez Wodn¹ i Garbaryna ton¹c¹ ju¿ w mroku Groblê.Chc¹ go utopiæ przy moœcie œw.Rocha, czy jak?!Nie, jednak nie! Porywacze zatrzymali pojazd przed jedn¹ z odrapanych kamieniculicy Za Grobl¹, zwróconych frontem do rzeki.Ten najwiêkszy i najbardziejodra¿aj¹cy przerzuci³ cia³o przez ramiê i wraz z towarzyszami znikn¹³ w ciemnejklatce schodowej.Co robiæ? - zastanawia³ siê gor¹czkowo.Po tylu godzinach na nog¹ch by³ ju¿g³odny i wœciek³y.Wiedzia³ jednak, ¿e nie mo¿e odpuœciæ.Nie w takiej chwili.Poznañ, sobota sierpnia, kwadrans po trzeciejZ teczki wypad³y na wilgotn¹, betonow¹ pod³ogê dziesi¹tki zapisanych, sztywnychkart.Kaczmarek schyli³ siê z wysi³kiem i czerwony jak marchewka uniós³ wstronê œwieczek ustawionych na parapecie piwnicznego okienka jedn¹ z szarychtekturek.Podniós³ i zbarania³.W równych, nadrukowanych liniach z niemieckimi has³ami widnia³y naniesioneb³êkitnym atramentem notatki rzekomego naukowca.U do³u wszystkich kartKaczmarek odkry³ ten sam skrót: „Wie”.Ten „Wie” to niby Wiese?! - Zmarszczy³ brwi, podnosz¹c kolejne karty tegosamego formularza, zapisane starannym pismem.- Przeszukaæ go! - rzuci³ nagle, jakby olœniony myœl¹, ¿e dotychczas tego niepoleci³.Wielkie, niezgrabne d³onie juchty zanurzy³y siê w czeluœciach marynarki ikamizelki nieprzytomnego Niemca.Gdy Œlepy Antek obmacywa³ kieszenie delikwenta, coraz bardziej os³upia³yKaczmarek czyta³ jedn¹ z kart.Bieg³a znajomoœæ niemieckiego spowodowa³a, ¿ew³os zje¿y³ mu siê na g³owie.-„.Ona mówi, ¿e jest niewinna.Za³o¿ono wiêc jej na godzinê œruby i kamieniena nogi.” - wymamrota³, t³umacz¹c na poczekaniu to, co w jednej z rubrykzapisa³ tajemniczy osobnik rozci¹gniêty na kozetce.- „.Ona krzyczy: Jezu,nie opuszczaj mnie! Czterdzieœci uderzeñ rózg¹, znowu nic.Posadzona naæwiekowanym krzeœle i rozci¹gniêta na koŸle na trzy godziny, nie przyzna³asiê.”- Jezu.- jêkn¹³ Krzepki.- To jakiœ zboczeniec! Co to jest?!Blady jak kreda komisarz wzdrygn¹³ siê bynajmniej nie z zimna.- Cholera wie - odrzek³ nie bez odrazy.- To wygl¹da jak protokó³ zprzes³uchania.- Jakiegoœ strasznego przes³uchania, a raczej tortur - wyszepta³ Krzepki iwyrwa³ Kaczmarkowi tekturowy formularz z r¹k.- Spójrz, Biniu, tu s¹ jakieœbli¿sze dane.Jezu s³odki, przecie¿ to.Przecie¿ tu chodzi o czarownicê!Karta wypad³a mu z rêki, z czego skorzysta³ komisarz.W chybotliwym œwietledostrzeg³ u góry strony godnoœæ nieszczêsnej przes³uchiwanej.-„.pos¹dzona o czary, obcowanie z diab³em i szkodzenie zwierzêtom,szczególnie krowom.Paskudzi³a ich mleko.” - odczyta³ dwie linijki, wpisane wrubrykê „zarzuty”.Z jeszcze wiêkszym zaskoczeniem przeœlizgn¹³ siê wzrokiem po kolejnych piêtrachkilkudziesiêciostopniowego formularza.Wiese wynotowa³ w nich maj¹tekprzes³uchiwanej, opisa³ jej pozycjê spo³eczn¹, przepisa³ zeznania podejrzanej oczary, rodzaj zastosowanych tortur, nazwisko sêdziego, obroñców i donosicieli,a na samym koñcu kata.Tajemniczy mê¿czyzna z Lipska by³ po niemiecku skrupulatny.Nie omieszka³odnotowaæ nawet tego, ¿e miêdzy protoko³ami sprawy odnalaz³ rachunek zatrzydniowe utrzymanie kata na dworze.- Kat Micha³.Jak to ³adnie brzmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]