[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gnat parsknął.- Ci, którzy żyją na tyle długo, by usłyszeć pieśni o swoich czynach.- To straszliwe brzemię, słuchać, jak o nas śpiewają.Każdy stałby się gnojem.- Nawet gdyby wcześniej nim nie był.- Co jest mało prawdopodobne.Myślę, że słuchanie pieśni o wojownikach dodaje ludziom odwagi, ale wielki wojownik musi być przynajmniej w połowie szalony.- Ależ znam kilku wielkich wojowników, którzy nie są szaleńcami.Tylko bezdusznymi, lekkomyślnymi i samolubnymi draniami.Whirrun odgryzł końcówkę nitki.- To także często się zdarza.- A kim ty jesteś, Whirrunie? Szaleńcem czy bezdusznym fiutem?- Staram się wypełnić lukę.Gnat zachichotał pomimo pulsującego bólu.- No proszę.To dopiero bohaterska postawa.Whirrun oparł się na piętach.- Gotowe.Nawet nieźle wyszło, choć nie lubię się chwalić.Może jednak powinienem porzucić zabijanie i zająć się leczeniem.Ryczący głos przebił się przez ciche brzęczenie, które wciąż dokuczało Gnatowi.- Może po bitwie, dobrze?Whirrun zamrugał i podniósł wzrok.- Czyż to nie Obrońca Północy? Od razu czuję się.broniony.Jakby ktoś otulił mnie ciepłym płaszczem.- Od zawsze robię na ludziach takie wrażenie.- Dow popatrzył na Gnata, opierając ręce na biodrach.Za jego plecami świeciło jaskrawe słońce.- Będę mógł trochę powalczyć? - Whirrun powoli wstał, podnosząc miecz.-Przybyłem tutaj, żeby wypełniać groby, a Ojciec Mieczy jest coraz bardziej spragniony.- Podejrzewam, że niedługo znajdę ci coś do zabicia.Tymczasem chciałbym porozmawiać na osobności z Curndenem Gnatem.Whirrun klepnął się dłonią w pierś.- Nie mam zamiaru stawać między kochankami.- Po czym wymknął się i ruszył w górę wzgórza z mieczem zarzuconym na ramię.- Co za dziwak - rzekł Dow, obserwując odchodzącego Whirruna.Gnat stęknął, prostując nogi, i powoli wstał.Potrząsnął obolałymi stawami.- On trochę udaje.Wiesz jak to jest, mieć reputację, której trzeba dorównać.- Sława to więzienie, bez wątpienia.Jak twoja twarz?- Mam szczęście, że zawsze byłem brzydki.Nie wyglądam gorzej niż wcześniej.Już wiemy, co narobiło takiego spustoszenia?Dow pokręcił głową.- Kto nadąży za Południowcami? Jakaś nowa broń.Czarodziejskie sztuczki.- To nienaturalne tak po prostu zabijać ludzi na odległość.- Czyżby? Wielki Rozjemca i tak czeka na nas wszystkich.Zawsze pojawi się ktoś silniejszy, szybszy i obdarzony większym szczęściem, a im więcej walczysz, tym szybciej cię znajdzie.Tak wygląda nasze życie.Pędzimy na spotkanie tej chwili.Gnat nie był pewien, czy podoba mu się taka wizja.- W bitewnym szeregu, podczas szarży albo w kręgu człowiek przynajmniej może walczyć.Udawać, że ma wpływ na wynik.- Skrzywił się, gdy dotknął opuszkami palców świeżych szwów.- Jak napisać pieśń o kimś, kogo głowa rozleciała się na kawałki, gdy akurat mówił coś mało ważnego?- Tak jak w przypadku Rozciętostopego.- Zgadza się.- Gnat chyba nigdy nie widział kogoś bardziej martwego niż ten drań.- Chciałbym, żebyś zajął jego miejsce.- Co? - odrzekł Gnat.- Wciąż piszczy mi w uszach.Chyba źle cię usłyszałem.Dow się nachylił.- Chciałbym, żebyś został moim zastępcą.Poprowadził moich Carlów.Pilnowałmoich pleców.Gnat wzbił w niego wzrok.- Ja?- Przecież, kurwa, mówię.- Ale.dlaczego akurat ja, do diabła?- Masz doświadczenie i cieszysz się szacunkiem.- Dow przez chwilę patrzył na Gnata z zaciśniętymi zębami.Potem machnął ręką jakby próbował uderzyć muchę.-Przypominasz mi Trójdrzewca.Gnat zamrugał.To była jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie ktokolwiek do niego powiedział, a do tego pochodziła od człowieka, który nie słynął z łatwych komplementów.Ani żadnych innych.- Cóż.nie wiem, co powiedzieć.Dziękuję, wodzu.To dużo dla mnie znaczy.Piekielnie dużo.Jeśli kiedyś stanę się chociaż w jednej dziesiątej takim człowiekiem jak Trójdrzewiec, będę zadowolony.- Sram na to.Po prostu powiedz, że się zgadzasz.Potrzebuję kogoś, na kim będę mógłpolegać, Gnacie, a ty działasz według dawnych zasad.Niewielu was już zostało.Po prostu powiedz, że się zgadzasz.- Zrobił dziwną minę.Jego usta wykrzywił niewyraźny, dziwaczny grymas.Gdyby Gnat nie znał Dowa lepiej, pomyślałby, że to strach.Nagle zrozumiał.Dow nie miał nikogo, komu mógłby zaufać.Żadnych przyjaciół poza ludźmi, których zmusił do służby, a poza nimi całą masę wrogów.Nie miał innego wyboru jak zaufać człowiekowi, którego ledwie znał, ponieważ ten przypominał mu dawnego kompana, który dawno temu trafił do ziemi.Oto koszt wielkiego nazwiska.Plon życia poświęconego czarnej robocie.- Oczywiście, że się zgadzam.- Powiedział to tak po prostu.Może w tej chwili było mu żal Dowa, jakkolwiek wariacko to brzmiało.Może rozumiał samotność wodza.A może popioły jego ambicji, które już dawno wygasły obok grobów jego braci, po raz ostatni się rozżarzyły, gdy Dow je rozgarnął.Tak czy inaczej, zgodził się i już nie miał odwrotu.Nie zastanawiał się, czy to właściwa decyzja dla niego, jego dwunastki ani nikogo innego.Od razu poczuł, że popełnił straszliwy błąd.- Ale tylko na czas trwania bitwy - dodał, rozpaczliwie wiosłując, by oddalić się od wodospadu.- Wypełnię tę lukę, dopóki nie znajdziesz kogoś lepszego.- Brawo.- Dow wyciągnął dłoń, a Gnat ją uścisnął.Kiedy znów podniósł wzrok, zobaczył znajomy wilczy uśmiech, bez cienia słabości bądź strachu.- Postąpiłeś właściwie.Gnat patrzył, jak Dow wspina się na wzgórze w stronę głazów, i zastanawiał się, czy wódz rzeczywiście miał moment słabości, czy po prostu przywdział taką maskę.Postąpiłwłaściwie? Przecież właśnie został prawą ręką jednego z najbardziej znienawidzonych ludzi na świecie.Człowieka, który ma więcej wrogów niż ktokolwiek inny w krainie, gdzie wszyscy mają ich zbyt wielu.Człowieka, którego nawet nieszczególnie lubił, a teraz przysiągłbronić.Głośno jęknął.Co by o tym powiedziała jego dwunastka? Yon pokręciłby głową z nachmurzoną miną.Drofd sprawiałby wrażenie zranionego i zagubionego.Brack podrapałby się w skroń swoim.Brack wrócił do ziemi, nagle uświadomił sobie Gnat.A Cudna? Na spokój zmarłych, co ona miałaby do.- Gnacie.- I oto znalazła się u jego boku.- Ach! - zawołał, cofając się o krok.- Jak twarz?- Eee.w porządku.chyba.Pozostałym nic nie jest?- Yon ma drzazgę w dłoni, przez co jest jeszcze bardziej marudny, ale przeżyje.- Dobrze.To.dobrze.Oczywiście, że wszyscy żyją, a nie że.Yon ma drzazgę.Ściągnęła brwi, zgadując, że wydarzyło się coś złego, co nie było trudne, gdyż Gnat nie potrafił niczego ukryć.- Czego chciał nasz szlachetny Obrońca?- Chciał.- Gnat przez chwilę poruszał ustami, zastanawiając się, jak to ująć, ale doszedł do wniosku, że gówno i tak zawsze pozostanie gównem.- Chciał mi zaproponować stanowisko Rozciętostopego.Spodziewał się, że Cudna wybuchnie śmiechem, ale tylko zmrużyła oczy.- Tobie? Dlaczego?Dobre pytanie.Sam się nad tym zastanawiał.- Powiedział, że mam zasady.- Rozumiem.- Powiedział, że.przypominam mu Trójdrzewca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]