[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szopa uda³, ¿e zastanawia siê powa¿nie.Wreszcie powiedzia³:— Zgoda.Dla niej warto zaryzykowaæ.Gilbert uœmiechn¹³ siê jak g³odny gronostaj, uda³o mu siê jednak jednoczeœniewygl¹daæ na zmartwionego.— Zaczekaj tutaj.Wypiszê kwit i przyniosê pieni¹dze.Gdy Gilbert wyszed³,Szopa uœmiechn¹³ siê paskudnie.JA£OWIEC: ROZSTANIE KOCHANKÓWSzopa wjecha³ swym wozem do zau³ka za domem Zuzi, po czym popêdzi³ do drzwifrontowych i zastuka³ w nie.Jak na Koturn, by³ to dom z klas¹.Wejœciapilnowa³ stoj¹cy za drzwiami mê¿czyzna.Mieszka³o tam osiem kobiet, ka¿da wew³asnym apartamencie.Ka¿da zajmowa³a siê tym samym, co Zuzia.Ka¿da ¿¹da³a zaswój czas powa¿nych sum.— Dzieñ dobry, panie Szopa — powiedzia³ stra¿nik u drzwi.— Niech pan wejdziena górê.Zuzia czeka na pana.Szopa da³ mu napiwek, czego nigdy dot¹d nie robi³.Facet zrobi³ siê s³u¿alczy.Szopa zignorowa³ go i wspi¹³ siê na schody.Teraz zaczyna³a siê trudna czêœæ.Musia³ udawaæ zaœlepionego kochanka, podczasgdy w rzeczywistoœci przejrza³ ju¿ na oczy.Móg³ j¹ jednak oszukaæ, tak samojak ona oszukiwa³a jego.Otworzy³a mu drzwi, piêkna i promienna.Serce podesz³o Szopie do gard³a.Wepchn¹³ jej coœ w d³oñ mówi¹c:— To dla ciebie.— Och, Maron, nie trzeba by³o.Gdyby jednak tego nie zrobi³, nie przeszed³by przez jej drzwi.— Co za dziwny naszyjnik.Czy to wê¿e?— Prawdziwe srebro — powiedzia³.— I rubiny.Wpad³ mi w oko.Brzydki, alewspaniale wykonany.— Myœlê, ¿e jest cudny, Maron.Ile kosztowa³?— Za du¿o — odpar³ Szopa z sardonicznym uœmiechem.— Nie mogê ci powiedzieæ.Wiêcej, ni¿ powinienem zap³aciæ za cokolwiek.Zuzia nie naciska³a.— ChodŸ do mnie, Maron.NajwyraŸniej rozkazano jej postêpowaæ z nim ostro¿nie.Z regu³y robi³atrudnoœci, zanim mu uleg³a.Zaczê³a zdejmowaæ szaty.Szopa poszed³.Wzi¹³ j¹ brutalnie, czego wczeœniej nie robi³.Potem wzi¹³ j¹jeszcze raz.Gdy siê skoñczy³o, zapyta³a go:— Co ciê ugryz³o?— Mam dla ciebie wielk¹ niespodziankê.Wielk¹.Wiem, ¿e bêdziesz zachwycona.Czy mo¿esz siê wymkn¹æ tak, ¿eby nikt siê nie dowiedzia³?— Oczywiœcie.Ale dlaczego?— To w³aœnie niespodzianka.Zrobisz to? Obiecujê, ¿e nie bêdziesz rozczarowana.— Nie rozumiem.— Po prostu zrób to.Wymknij siê w parê minut po moim wyjœciu.Spotkaj siê zemn¹ w zau³ku.Chcê ciê gdzieœ zabraæ i coœ ci pokazaæ.Nie zapomnij za³o¿yænaszyjnika.— Co ty kombinujesz?Sprawia³a wra¿enie rozbawionej, a nie podejrzliwej.Dobrze, pomyœla³ Szopa.Skoñczy³ siê ubieraæ i powiedzia³:— Na razie ¿adnych odpowiedzi, kochanie.To bêdzie najwiêksza niespodzianka wtwoim ¿yciu.Nie chcia³bym jej zepsuæ.— Skierowa³ siê w stronê drzwi.— Piêæ minut? — zawo³a³a.— Nie ka¿ mi czekaæ.Jak muszê czekaæ, robiê siê brutalem.I nie zapomnijnaszyjnika.— Nie zapomnê, najdro¿szy.Szopa czeka³ prawie piêtnaœcie minut.Zrobi³ siê niecierpliwy, by³ jednakpewien, ¿e chciwoœæ sprowadzi Zuziê do niego.Po³knê³a haczyk.Igra³a z nimtylko.— Maron? — zapyta³a ³agodnym, melodyjnym g³osem.Serce mu zadr¿a³o.Jak bêdziemóg³ to zrobiæ?— Tutaj, kochanie.Podesz³a do niego.Obj¹³ j¹ ramionami.— Zaraz, zaraz.Starczy tego.Chcê dostaæ tê niespodziankê.Nie mogê siê ju¿doczekaæ.Szopa zaczerpn¹³ g³êboko tchu.Zrób to! — krzykn¹³ w myœli.— Pomogê ci wsi¹œæ — powiedzia³, a ona odwróci³a siê.Teraz! Lecz jego rêceby³y jak z o³owiu.— Daj spokój, Maron.Zamachn¹³ siê.Zuzia runê³a na wóz, wydaj¹c z siebie jedynie kwilenie.Uderzy³j¹ ponownie, gdy spróbowa³a wstaæ.Opad³a bezw³adnie.Wzi¹³ z wozu knebel iwepchn¹³ jej do ust, zanim zd¹¿y³a krzykn¹æ, po czym poœpiesznie zwi¹za³ jejrêce.Zaczê³a kopaæ, gdy siêgn¹³ do kostek.Odda³ jej kopniaka, niemal trac¹cpanowanie nad gniewem.Przesta³a walczyæ.Skoñczy³ j¹ wi¹zaæ i posadzi³ na koŸle.Po ciemku wygl¹dalijak m¹¿ i ¿ona, którzy wybrali siê gdzieœ razem póŸno.Nie odezwa³ siê, dopóki nie minêli portu.— Na pewno siê zastanawiasz, co siê dzieje, kochanie.Zuzia jêknê³a.By³a bladai przera¿ona.Szopa odzyska³ amulet, a przy okazji zabra³ jej bi¿uteriê i innekosztownoœci.— Zuziu, kocha³em ciê.Naprawdê kocha³em.Zrobi³bym dla ciebie wszystko.Kiedysiê zabija tak¹ mi³oœæ, przeradza siê ona w wielk¹ nienawiœæ.— Bi¿uteria by³a,jak s¹dzi³, warta przynajmniej dwadzieœcia lewa.Ilu mê¿czyzn zniszczy³a Zuzia?— ¯eby pracowaæ dla Gilberta? Próbowaæ ukraœæ mi Liliê? Wszystko inne móg³bymci wybaczyæ.Wszystko.Mówi³ przez ca³¹ drogê pod górê.Odwraca³o to jej uwagê a¿ do chwili, gdyczarny zamek sta³ siê tak wielki, ¿e nie sposób ju¿ by³o go nie zauwa¿yæ.Wtedywyba³uszy³a oczy.Zaczê³a dygotaæ.Œmierdzia³a, jakby straci³a wszelkiepanowanie nad sob¹.— Tak, kochanie — powiedzia³ Szopa przyjemnym, rozs¹dnym, spokojnym tonem.—Tak.Czarny zamek.Chcia³aœ mnie wydaæ na ³askê swoich przyjació³.Podjê³aœryzyko i przegra³aœ.Teraz ja wydam ciê moim.Zatrzyma³ siê, zszed³ z wozu i podszed³ do bramy.Otworzy³a siê natychmiast.Wysoka istota wysz³a mu na spotkanie, za³amuj¹c pajêcze d³onie.— Dobrze — powiedzia³a.— Bardzo dobrze.Twój wspólnik nigdy nie dostarcza³zdrowej zwierzyny.Szopa poczu³ skurcz w ¿o³¹dku.Chcia³ zmieniæ zdanie.Pragn¹³ tylko zraniæZuziê i upokorzyæ j¹.By³o ju¿ jednak za póŸno.Nie móg³ siê wycofaæ.— Przykro mi, Zuziu.Nie powinnaœ by³a tego robiæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]