[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brudne, nieprzyzwoite, wtłoczone bez pytania o zgodę.Dłonie sięgnęły po niego, nasunęły się na jego ludzkie dłonie i rozpuściły je.— Zasłużyłem sobie na ból.— Wykrzywił twarz.— O tej samej porze w przysz… — zaczął doktor Flynn, lecz dłonie przejęły już kontrolę nad ciałem Buddy’ego Joe.Cięły przez pomieszczenie, przecinając ciało doktora na pół.Flynn wciąż stał na nogach, gdy głowa i ramiona uderzyły o podłogę.— Hej, Buddy Joe, przestań natych…Krzycząca kobieta — naukowiec straciła czubek głowy, odcięty jednym gładkim, banalnym ruchem.Jej blond włosy kręciły się i wirowały niczym jakiś fajerwerk, przelatując łukiem przez całą długość pomieszczenia.Żółte i pomarańczowe macki drgały jak sinusoida, wypełniając wnętrze pomieszczenia swą wściekłą, trzeszczącą energią.Ciało i kości trzaskały i rwały się, krew tryskała, a Buddy Joe stał się zaledwie ludzką głową umieszczoną na obcym ciele, które rozciągało się przez cały pokój, aż hen, daleko w noc.Czuł, jak jego dłonie znajdują się jednocześnie w cieple pomieszczenia, w chłodzie nocy, na metalu pokładu; jak zalewają się krwią, chwytają za barierkę na krawędzi ciemnego oceanu i wyciągają go z wnętrza pomieszczenia.Gdzie też zabierały go te dłonie? Macki sięgnęły po głowę i ramiona doktora i zabrały je ze sobą.Czuł, jak wpychają się do ciepłego wnętrza tego ciała i po omacku poszukują rdzenia kręgowego, arterii i żył, by później wić się w ich wnętrzu.A wtedy nie było go już w laboratorium.Dłonie wciągały go na szczyt Pokładu Siódmego.Dlaczego Uległość nie działała? — zdążył pomyśleć i stracił przytomność.Przebudził się rozciągnięty do rozmiarów Pokładu Siódmego.Jego nowe dłonie rozmiarem i kształtem odpowiadały każdemu pojedynczemu włóknu metalowej siatki, z której wykonano pokład.Jego nogi ciągnęły się wzdłuż dwóch Wież Podporowych.Jego głowa zwisała, spoglądając w dół na ogrody i domy Pokładu Szóstego.Tuż przed nim pojawił się przypominający pacynkę doktor Flynn.Obce macki wepchnęły się w nerwy i stawy połamanego ciała, by wprawiać je w ruch.Przemów do niego.— Hej, Buddy Joe — powiedział doktor Flynn.Jego powieki opadały, oczy poruszały się góra — dół, latały prawo — lewo, śledząc powolną sinusoidę macek.— Hej, doktorze — odpowiedział Buddy Joe.W swoim wnętrzu starał się wzbudzić obrzydzenie, ale przecież tak właściwie nie było ku temu żadnego powodu.Gdzie moja głowa?— Ciało chce się dowiedzieć, gdzie znajduje się jego głowa.— Nie dokończono jej, Buddy Joe.I nie wydaje mi się, by miało to kiedykolwiek nastąpić.Dłonie zabiły większość zajmującego się nią zespołu.Nie mam pewności, czy pozostała przy życiu wystarczająca liczba osób ze znajomością rzeczy pozwalającą to dokończyć.A nawet gdyby tak było, ona nigdy nie zostanie stworzona beze mnie, bo to ja pociągałem za sznurki zapotrzebowania.Cisza.Ciało rozważało usłyszane słowa.Flynn pociągnął nosem.Pojedyncza kropla krwi, wypompowana z boku macki, spadła na znajdujący się w dole pokład.Co ci wiadomo o tym drugim obcym?Buddy Joe przekazał pytanie.— Nic — odparł Flynn.— Ty posiadasz jedyny strój, jaki kiedykolwiek stworzyliśmy.Nie jest możliwe istnienie żadnego innego obcego.Hej.Nie możesz mnie tak trzymać przy życiu w nieskończoność.Ile mi jeszcze zostało? Jakieś 10 P?— To coś wyczuwa obecność innych obcych — stwierdził Buddy Joe, nasłuchując mówiącego do niego głosu.— Mówi, że gdzieś za oceanem wciąż ich przybywa.Na razie jest dziesięcioro.To chce swojej głowy, by móc się do nich przyłączyć.— Dziesięcioro? Ależ to niemożliwe! W każdym razie nie istnieje żadne miejsce „za oceanem”.Nie rozumiesz tego? Jedynym, co powstrzymało zapaść wszechświata do nicości, było ciśnienie wywierane przez życie wewnątrz tej bańki.Siła życia jest tak silna, że spowodowała wyrośnięcie pokładów, tylko po to, byśmy mogli tu żyć.Coś takiego jak „za oceanem” już nie istnieje, istnieje tylko to miejsce.— Obecnie istnieje.A wtedy znał już odpowiedź, która była oczywista.Po prostu wpadła mu do głowy.— Wiem, jak brzmi odpowiedź na pytanie, skąd pochodzą obcy — stwierdził, ale było za późno.Doktor Flynn umarł.— Nieważne, i tak chcę ci ją podać! — zawołał.Macki wyswobodziły się z wnętrza ciała doktora, ocierając się o siebie mniej więcej tak, jak robią to ludzkie dłonie, kiedy usuwają z siebie coś nieprzyjemnego.Wypuszczały go, pozwalając mu spaść na znajdujący się w dole pokład.Buddy Joe patrzył, jak ciało doktora wywraca się w powietrzu, spadając coraz niżej i niżej, dopóki nie uderzyło o dach jednego z domów.Macki wiły się i znów cięły powietrze, wypowiadając się i pozostawiając w nim długie, pomarańczowo — żółte teksty.Tak się właśnie porozumiewają, pomyślał Buddy Joe.Tak rozmawiają obcy.Słyszę to w mojej podświadomości, czytam dzięki widzeniu obwodowemu.Skąd pochodzimy?— Z siły życia, która wypełnia ten wszechświat — odpowiedział Buddy Joe.— Skoro kwiaty rozkwitają na Księżycu tylko z takiego powodu, że mieszkają tam ludzie, z pewnością mogłeś zostać po wołany do życia, kiedy tylko pomysł na twoje istnienie zakiełkował w laboratorium doktora Flynna.Kiedy nowe życie pojawiło się na Ziemi, spowodowało to stworzenie nowego środowiska, które miało je przygarnąć.Za oceanem.Cóż za dziwaczny pomysł.Tak działa ten wszechświat.Nie podejrzewaliśmy tego, Buddy Joe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]