[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wie pan, trudno jeszcze w tej chwili przesądzać, że będzie dokładnie tak, a nie inaczej.Dużo problemów ciągle czeka na swoje rozwiązanie.Niektórych być może jeszcze w pełni nie potrafimy dostrzec, Na pewno jednak nasze życie nie będzie wyglądać tak, jak dawniej.Bardzo zaawansowane są na przykład eksperymenty z przekazywaniem wiedzy do mózgu człowieka wprost z komputera.Być może taki komputer będzie pełnił kiedyś rolę elektronicznego nauczyciela w szkole? Czy pan sobie wyobraża, jak wielkie może to mieć znaczenie? Zresztą po co wybiegać tak daleko.Już dziś dysponujemy przecież magnetowidami, wideotelefonami.Proszę sobie tylko uzmysłowić, jak wiele spraw można załatwić, korzystając ze zwykłego telefonu, i w ogóle nie ruszając się z domu.Na co dzień nie dostrzegamy tego, nie widzimy w szerszej skali.- W porządku.Ale myślę, że nic nie zastąpi prawdziwej szkoły z klasami i żywym nauczycielem.- Cóż, przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka, ale i przyzwyczajenia ulegają przecież przeobrażeniom.Pan uczył się zapewne w szkole dawnego typu i dlatego uważa to za normalne.Pańskie dzieci mogą traktować taką szkołę jako przeżytek i dziwić się, jak można było w niej w ogóle nauczyć się czegoś.Taka jest prawda.Ale to widać dopiero z perspektywy czasu.Ważne jest, abyśmy umieli to sobie uzmysłowić.Ludzie nieraz są bardzo dziwni i niekonsekwentni w tym, co robią i mówią.Chcą na przykład żyć coraz wygodniej, coraz łatwiej nakręcać sprężynę postępu technicznego do granic wytrzymałości, a jednocześnie wyrażają zdziwienie, że szlag trafił tak zwane środowisko naturalne, a przede wszystkim - ich samych.Chcieliby w niedzielę latać w kosmos, a przez cały tydzień żyć niemal jak ich jaskiniowi przodkowie.Chcieliby wydrzeć naturze wszystko, nie dokonując przy tym żadnych wyrzeczeń.A to nie jest tak.Oczywiście ja rozumiem ludzką tęsknotę za tym, co stare i - w ich mniemaniu - piękne.Ale przecież nie można negować postępu technicznego, rozwoju cywilizacji.Nie można dostrzegać tylko jednej strony medalu, udając, że drugiej w ogóle nie ma.Spójrzmy wreszcie prawdzie w oczy.Wie pan, te hasła powrotu do natury, te protesty przeciwko elektrowniom jądrowym.To przecież dziecinada.Zresztą my nie robimy nic innego, jak właśnie staramy się pomóc ludziom pogodzić z nową rzeczywistością, ułatwić im przejście do nowego, lepszego życia.- I pani naprawdę w to wierzy?- To nie jest sprawa wiary.Ja po prostu wiem.- No tak - powiedziałem zrezygnowany, żałując, że dałem się wciągnąć w tę idiotyczną dyskusję.- A ja myślałem, że będziemy mówić o miłości.- Słucham?- Nie.Nic.Nieważne.Ile płacę za kawę i koniak?- To na koszt firmy, - Dziękuję i do widzenia.- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.- Nie przypuszczam.- A tak przyjemnie się z panem gawędziło.Na pewno się jeszcze spotkamy.Czuję to.Kobieca intuicja.Gdy wyszedłem na zewnątrz, było już całkiem ciemno.Odruchowo spojrzałem na zegarek - wskazywał godzinę piątą, choć musiało być znacznie później.Rozejrzałem się.Kilkanaście metrów dalej, po przeciwnej stronie ulicy stała taksówka.Zupełnie, jakby na mnie czekała.Niewiele myśląc, wsiadłem do niej, podałem adres, kierowca uruchomił silnik.W drodze do domu starałem się zebrać myśli.Przychodziło mi to jednak z wielkim trudem, gdyż wszystko, co przeżyłem tego dnia, wydawało się tak nieprawdopodobne, że z minuty na minutę traciłem poczucie pewności, czy tak było naprawdę, czy też może.Postanowiłem, że póki nie sprawdzę, co się za tym kryje, nikomu nic nie powiem, nawet Annie.Następnego dnia, zaraz po pracy znów wybrałem się do willowej dzielnicy za parkiem.Niestety, nie udało mi się odnaleźć białego, parterowego domu z napisem „DRALNIA” przy wejściu, a nieliczni przechodnie, których o niego pytałem, twierdzili zgodnie, że niczego takiego tu nie ma.Nie dawało mi to spokoju.W parę dni później z planem miasta w ręku obszedłem wszystkie okoliczne uliczki - bez powodzenia.No, stary, powiedziałem sobie wówczas, coś chyba z tobą niedobrze.Może jednak powinieneś wybrać się do jakiegoś lekarza? Ale nie poszedłem.Jak zwykle.Nie miałem odwagi.Było, minęło, próbowałem się uspokoić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]