[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawia³ siê, co oznacza "C".Zrobi³ nawrót wydostaj¹c siê-z powrotem na Washing-ton Street.Pomyœla³, ¿e dojedzie do K.C.Eversonów wpiêæ minut, najwy¿ej w dziesiêæ, je¿eli na Cleveland Circlebêdzie du¿y ruch.- Panna Arnsdorf przyjmie pana teraz - powiedzia³sekretarz.Musi byæ m³odszy ode mnie o jakieœ dwa, trzy lata,pomyœla³ Trent.Mê¿czyzna mia³ znakomit¹ sylwetkê.Wygl¹da³ jak napompowany ¿elazem.Do czego to do-sz³o - pielêgniarka naczelna mia³a sekretarza mê¿czyznê!Podejrzewa³, ¿e jest to celowa demonstracja si³y ze stro-ny kobiety.Nie lubi³ Polly Arnsdorf.Wsta³ z fotela i przeci¹gn¹³ siê leniwie.Nie mia³ za-miaru pêdziæ do biura, gdy kaza³a mu czekaæ pó³ godzi-ny.Cisn¹³ na stolik magazyn "Time" z zesz³ego tygodniai spojrza³ na sekretarza, który bezczelnie mu siê przygl¹-da³.— Coœ nie tak? - spyta³ Trent.— Je¿eli chcesz pomówiæ z pann¹ Arnsdorf, proponu-jê, abyœ poszed³ prosto do jej biura.Ma bardzo napiêtyplan zajêæ.Odwal siê, pomyœla³.Zastanawia³ siê, dlaczego wszys-cy pracownicy administracji uwa¿aj¹, ¿e ich czas jestdro¿szy od czasu innych.Z przyjemnoœci¹ coœ by odpo-wiedzia³, ale ugryz³ siê w jêzyk.Zamiast tego pochyli³ siêdo do³u, dotkn¹³ palców u nóg i rozci¹gn¹³ œciêgna podkolanami.- Lekko zesztywnia³em przesiaduj¹c tutaj - powie-dzia³.Wyci¹gn¹³ siê teraz do góry i pstrykn¹³ palcami.Wkoñcu wszed³ do biura panny Arnsdorf.Musia³ uœmiechn¹æ siê na jej widok.Wszystkie na-czelne by³y takie same, ostre jak siekiery.Nigdy nie po-trafi³y zdecydowaæ, czy chc¹ byæ pielêgniarkami, czyurzêdniczkami.Czu³ do wszystkich nienawiœæ.Poniewa¿ pracowa³ w ka¿dym ze szpitali mniej wiêcejosiem miesiêcy, dochodzi³o prêdzej czy póŸniej do spot-kania Trent-naczelna.Nie dba³ o to.Lecz dzisiejsze spotkanie by³o z rodzaju tych, którelubi³ najbardziej.Kocha³ sprawiaæ kierownictwu k³opoty.Wiedzia³, jak to robiæ, zna³ ogromny niedobór personelupielêgniarskiego.- Co mogê dla pana zrobiæ, panie Harding? Przepra-szam, ¿e kaza³am czekaæ, jestem pewna, ¿e zrozumie panto wiedz¹c o problemie na bloku operacyjnym.Uœmiechn¹³ siê.Potrafi³ zrozumieæ.Ach, ¿eby wie-dzia³a, jak dobrze potrafi.- Odchodzê z St.Joseph's Hospital - powiedzia³.- Chcê z³o¿yæ wymówienie ze skutkiem natychmiasto-wym.Wyprostowa³a siê na fotelu.Wiedzia³, ¿e zaintrygo-wa³ j¹.Ubóstwia³ to.— Przykro s³yszeæ.Czy jest mo¿e jakiœ k³opot, wartprzedyskutowania?— Nie czujê siê wykorzystywany zgodnie z pe³nymimo¿liwoœciami.Jak pani wie, uczy³em siê w wojsku i po-siada³em tam du¿o wiêksz¹ niezale¿noœæ.— Mo¿e bylibyœmy w stanie przesun¹æ pana na innyoddzia³ - zaproponowa³a.— Obawiam siê, ¿e to nie jest wyjœcie z sytuacji.Wi-dzi pani, lubiê pracê na bloku operacyjnym, pomyœla³em,¿e lepiej by³oby, gdybym pracowa³ w bardziej naukowymotoczeniu, na przyk³ad w Boston City Hospital.Podj¹³emdecyzjê o zatrudnieniu siê tam.— Czy jest pan pewien, ¿e nie zmieni zdania?— Obawiam siê, ¿e nie.Jest jeszcze inny problem.Nigdy nie by³em w dobrych uk³adach z prze³o¿on¹, pani¹Raleigh.Miêdzy nami mówi¹c, nie wie, jak poprowadziæokrêt.Jeœli pani rozumie, co mam na myœli.— Nie jestem pewna, czy rozumiem.Wtedy poda³ jej przygotowan¹ listê zauwa¿onych nie-doci¹gniêæ w organizacji i funkcjonowaniu bloku opera-cyjnego.Gardzi³ pani¹ Raleigh i mia³ nadziejê, ¿e poga-wêdka z naczeln¹ powa¿nie os³abi pozycjê prze³o¿onej.Wyszed³ z gabinetu czuj¹c siê wa¿n¹ osob¹.Pomyœla³o krótkiej pogawêdce z sekretarzem.Chcia³ siê dowie-dzieæ, gdzie ten ch³opak trenuje, lecz w sekretariacie ktoœczeka³ na rozmowê z naczeln¹.Rozpozna³ tê kobietê -by³a prze³o¿on¹ dziennej zmiany na oddziale intensywnejopieki.W nieca³e pó³ godziny od z³o¿enia wymówienia wy-chodzi³ ze szpitala z workiem wypchanym rzeczami osobi-stymi, zabranymi ze swojej szafki.Rzadko mia³ tak dobresamopoczucie.Posz³o lepiej, ni¿ siê spodziewa³.Id¹c wkierunku pomarañczowej linii metra, zastanawia³ siê, czylepiej od³o¿yæ sprawê do jutra, czy prosto jechaæ do Bo-ston City i z³o¿yæ podanie o pracê.Zerkaj¹c na zegarekzauwa¿y³, ¿e jest ju¿ za póŸno.Myœla³, gdzie przeniesiesiê po Boston City Hospital.Mo¿e do San Francisco? S³y-sza³, ¿e jest to miejsce, gdzie ch³opcy mog¹ siê dobrzezabawiæ.Kiedy dzwonek do drzwi frontowych zadzwoni³ po razpierwszy, umys³ Jeffreya zarejestrowa³ go idealnie wkom-ponowuj¹c w sen.By³ znowu w college'u i stawa³ do koñ-cowego egzaminu.Zapomnia³ o nim i nigdy nie chodzi³na zajêcia z tego przedmiotu.Sen by³ przera¿aj¹cy, potwyst¹pi³ mu na czo³o.By³ zawsze sumiennym studentem,pe³nym obaw, ¿e obleje.We œnie dzwonek do drzwi zmieni³siê w dzwonek szkolny.Spa³ z ciê¿k¹ ksiêg¹ z dziedziny toksykologii ko³ysz¹-c¹ siê na piersi.Kiedy dzwonek zadzwoni³ po raz drugi,poruszy³ siê i z trudem otworzy³ oczy.Ksi¹¿ka z ha³asemupad³a na pod³ogê.Nie zdaj¹c sobie sprawy z tego, gdziejest, usiad³ sztywno i rozejrza³ siê dooko³a.B³yskawicz-nie odzyska³ œwiadomoœæ.Pomyœla³, ¿e to Kelly, ale przypomnia³ sobie natych-miast, ¿e pojecha³a do St.Joseph's.Zbyt gwa³townie ze-rwa³ siê na nogi.Poczu³ zawroty g³owy.Musia³ dla z³apa-nia równowagi przytrzymaæ siê o oparcie kanapy.Krótkadrzemka po maksymalnym ogólnym wyczerpaniu zrobi³aswoje.Potrzebowa³ dobrej chwili na uspokojenie.Po-drepta³ w skarpetach tras¹ przez kuchniê i jadalniê doszerokiego korytarza wejœciowego.Prawie przekrêci³ ga³kê w drzwiach, kiedy zauwa¿y³wizjerek.Spojrza³ przez niego, lekko siê pochylaj¹c.Nieby³ jeszcze w pe³ni przytomny, nadal ledwo trzyma³ siêna chwiejnych nogach.Serce skoczy³o mu do gard³a, gdyzorientowa³ siê, ¿e patrzy prosto w bulwiasty nos i czer-wone, za³zawione oczy Devlina.Z trudem prze³kn¹³ œlinê i ostro¿nie spojrza³ drugiraz.Nie by³o w¹tpliwoœci.Devlin.Nikt inny nie móg³ byætak szpetny.Dzwonek ponownie zadŸwiêcza³.Zrobi³ unik z polawidzenia i cofn¹³ siê o krok.Strach œciska³ gard³o.Gdziepójdzie? Co zrobi? Jakim cudem Devlin zawsze potrafi³go wytropiæ? Ba³ siê schwytania lub zastrzelenia, zw³asz-cza teraz, kiedy poczynili ogromne postêpy w prywatnymœledztwie.Je¿eli teraz nie odkryj¹ prawdy, kto wie, kiedymorderca odpowiedzialny za tyle zgonów i cierpieñ zosta-nie schwytany, a co wa¿niejsze - powstrzymany?Ku jego przera¿eniu ga³ka w drzwiach zaczê³a siêobracaæ.Nabra³ absolutnego przekonania, ¿e strza³aœmierci zosta³a wystrzelona, pozostawa³o tylko czekaæ, a¿go dosiêgnie.Wiedzia³ z doœwiadczenia, ¿e je¿eli Devlinpostanowi³ gdzieœ wejœæ, to mo¿na iœæ o zak³ad, ¿e wejdzie.Wpatrywa³ siê w ga³kê obracaj¹c¹ siê tym razem w drug¹stronê.Zrobi³ krok do ty³u potr¹caj¹c serwis do herbaty,stoj¹cy w przedpokoju na stoliku.Srebrny dzbanuszek do œmietanki i srebrna cukiernicaz przeraŸliwym brzêkiem upad³y i potoczy³y siê po pod³o-dze.Serce mu ³omota³o.Dzwonek dzwoni³ bez przerwy.Ba³ siê, ¿e jest ju¿ po wszystkim.Jest skoñczony.Napast-nik musia³ s³yszeæ ha³as
[ Pobierz całość w formacie PDF ]