[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W sprawie panny Altmontigo.chwila ciszy, jakby w³aœnie sta­ra³ siê miwstawiæ tak potê¿n¹ banialukê, ¿e nawet dureñ by w ni¹ nie uwierzy³.Odwiedzi³ mnie jej ojczym.Mieliœmy bardzo burzliw¹ dyskusjê.- Domyœlam siê.– Wiecie, jacy potrafi¹ byæ ojcowie.- Czy to znaczy, ¿e ktoœ, kto siê uwa¿a za mojego partnera, przewy¿szy³ wuporze kogoœ, kto krêci siê po tej ziemi dopiero od siedemdziesiêciu lat iwidzi up³yw czasu?To znaczy, ¿e bezlitosne bombardowanie go faktami sprawi­³o, ¿e musia³ przyj¹æpozycjê wspó³pracy.- Dorwa³eœ go, pos³uguj¹c siê nazwiskiem ksiêcia.- Nie tak trudno go rozgryŸæ.W istocie g³Ã³wnym punktem, który przewa¿y³ skalê, by³ fakt, ¿e zauwa¿y³em, i¿zasadniczo nie ma on ¿adnych legalnych praw do osoby panny Altmontigo, ajedynie do jej maj¹tku.Zmarszczy³em brwi.Za ka¿dym razem, kiedy mówi³ o „pan­nie Altmontigo", jakbysiê zacina³.Ale zrozumia³em jego punkt widzenia.Z niewiadomych dla mnie przyczyn prawo w³asnoœciowe Karenty przyjmuje, ¿ebogowie nie obdarzyli kobiet nawet tak¹ por­cj¹ rozumu, jak¹ mo¿e pochwaliæ siêgêœ.Prawo daje mê¿om i ojcom moc weta w przypadku ka¿dej cedu³y - nawet jeœlipoza tym nie maj¹ ¿adnego prawa ani do pieniêdzy, ani do maj¹tku.Podejrzewam, ¿e mia³o to zabezpieczyæ g³upie dziewczyny przed przekazaniemwszystkiego kultom i/lub wydrwigroszom.Tylko wdowa ma prawo sk³adaæzobowi¹zania w swym w³asnym imie­niu.Zdaje siê, ¿e rozs¹dek wyciera siê w³Ã³¿ku.Zasugerowa³em, ¿e mog³aby go za³atwiæ w sprawie maj¹tku, którego ma sporo,poniewa¿ odziedziczy³a go po babce ze stro­ny matki, podobno wielkiejfeministce.Jej ojczym zarz¹dza nim i ci¹gnie z tego niez³y profit.Aha.W³aœnie mnie oœwieci³.Kobieta, jeœli jest pe³noletnia, mo­¿e wyjœæ za m¹¿bez zezwolenia.Mo¿e wyjœæ za umieraj¹cego (lub zmar³ego) mê¿czyznê, który nieposiada innych spadkobier­ców, i szybko staæ siê wdow¹.Nieczêsto siê tozdarza, ale jeœli ju¿ tak siê stanie, a stawk¹ jest du¿a fortuna, sprawa stajesiê pu­bliczn¹ rozrywk¹.Œwiadkowie sprzedaj¹ zeznania temu, kto da wiêcej.Prawnicy - sami siê domyœlcie.Wszystko, co nie jest przy­bite gwoŸdziami, orazto, co jest, jeœli da siê podwa¿yæ ³omem.- Jesteœ w domu.- Belinda wznios³a oczy w górê.- Ta kobie­ta pracuje uHullara, ale chyba nic nie wie o œwiecie.Zdziwiony, zmarszczy³em brwi, patrz¹c na Truposza.M³odzieñcza rywalizacja kobiet.Zignoruj j¹.Mo¿e to rozs¹dna rada? Choæ bezstronnoœæ mo¿e byæ bardzo niebezpieczna, jeœlimoje panie siê naprawdê wkurz¹.- Poczyniliœmy dziœ jakieœ postêpy? - zapyta³a.Opowiedzia³em jej o dzisiejszymdniu.Truposz nie narzeka³, ¿e musi tego wys³uchaæ jeszcze raz.Czy mój raporto Drachirze by³ a¿ tak intryguj¹cy?Belinda zainteresowa³a siê dopiero wzmiank¹ o Crasku.Dwa razy musia³em spytaæ,o co chodzi, zanim wreszcie us³ysza³em wyjaœnienie zmieszania Truposza.- By³ tu ten twój przyjaciel.Ten du¿y.- Saucerhead?- Tak.Przyniós³ wieœci z Kantardu.Nie wydaje mi siê, ¿eby by³y mi³e.Przepraszam.- Belinda nie przepada³a za sprawami wojskowymi.- Z³e wieœci, Œmieszku? - zapyta³em.- Coœ, czego nie chcia­³eœ s³yszeæ?Twoi Marines odbili Full Harbor.- Powiedzia³em ci, ¿e to bêdzie ca³kiem inna historia.- Poczu­³em nag³yprzyp³yw dumy.Oni naprawdê potrafi¹ ciê wci¹gn¹æ.To jeszcze nie jest najgorsze.Karenta ruszy³a do generalnej ofen­sywy wi¹zanejna sznurówkê i modlitwê.Z pomoc¹ morCartha si³y karentyñskie atakuj¹Venagetich i Republikanów.- Zdaje siê, ¿e karentyñskie mamy dostan¹ du¿o listów z kondolencjami.Jeszcze wiêcej dostan¹ matki Venagetich i Republikanów.MorCartha zdaj¹ siês³u¿yæ nie tylko lojalnie, ale i skutecznie.Jeœli tak bêdzie dalej, storpeduj¹znakomity wywiad Glory'ego Mooncalleda, bezlitoœnie atakuj¹c jego zwiadowców.Przyjê³y na siebie wszystkie role tradycyjnej kawalerii, to znaczy najazdy,obro­nê i oblê¿enie.I robi¹ to wszystko z powietrza, gdzie ani Moon­called,ani Venageti nie mog¹ ich dosiêgn¹æ.Ju¿ wydar³y przewa­gê powietrzn¹ z r¹klataj¹cych sprzymierzeñców Mooncalleda.- No i co?Nie b¹dŸ têpy.To mo¿e znaczyæ, ¿e wojna prawie dobiega koñ­ca.Karentazwyciê¿a.Jeœli morCartha pozostan¹ na posterunku.Zwyciêstwo mo¿e przerodziæsiê w klêskê.Nasi co m¹drzejsi przywódcy chyba stwierdzili to ju¿ doœæ dawnotemu.Mo¿e dla­tego wojna tak siê wlecze.Kiedy koszty zwyciêstwa przekracza­j¹koszt dalszej walki.- Co? - Nie by³em chyba w najlepszej kondycji umys³owej.Okazjonalnie wspomina³eœ o tym, co siê mo¿e staæ, jeœli wszy­scy ¿o³nierzewróc¹ do domu.- Och.Rzeczywiœcie.- Po ca³ych pokoleniach wojaczki go­spodarka zaczê³azale¿eæ od dalszego konfliktu.Ca³e sektory s¹ zarz¹dzane przez nie-ludzi.Pokój przyniesie wielkie przemiesz­czenia, napiêcia spo³eczne, mo¿e nawetwalki.- Powiedzmy, ¿e bêdzie to wojna przegrana poprzez zwyciêstwo.W³aœnie.- Zrobiliœmy coœ, ¿eby siê zabezpieczyæ?Jesteœmy apolityczni.Nasze us³ugi zawsze bêd¹ potrzebne.Na­wet bogowiedaremnie spiskuj¹ przeciw losowi.Wesz³a Belinda.- Du¿o myœla³am, Garrett.Powinnam spotkaæ siê z kapitanem Blockiem.Plan godny twojego ojca, panno Contague.Ale czas jest nie­w³aœciwy.Nie s¹dzê,abym móg³ powtarzaæ to z wiêkszym naciskiem.Nie jest to w³aœciwa chwila, abywyzywaæ panów Craska i Sadlera.Ich strona bilansu ma same plusy.A twoichkilku dobrych przyjació³ zaanga¿owa³o siê w walkê z wêdrown¹ kl¹­tw¹.Pomimo topozwól, ¿e zasugerujê ci kilka kroków, które mo­¿esz podj¹æ, kiedy przyjdzie nato czas.Jêkn¹³em.Kiedy on mówi o krokach, z regu³y to ja je wyko­nuje.Zaczêli rozmawiaæ, a ja czeka³em na boku.Belinda wysz³a w podskokach,obdarowuj¹c mnie mocnym i obiecuj¹cym poca­³unkiem dziêkczynnym.- Co ona planuje?Jej plan przewidywa³ przetransportowanie mnie do domu pa­na Dotesa.- Co takiego? Ta kobieta oszala³a! - Nie mogê go przesun¹æ, ¿eby pod nimpozamiataæ, a co dopiero wypchn¹æ go z domu.Jej plan by³ bardzo elegancki na swój z³oœliwy sposób, prze­kaza³ mi doœæ¿a³oœnie.Przeanalizujemy jego szczegó³y w wol­nym czasie, jaki bêdziemy mieæprzez kilka nastêpnych dni.I bê­dzie to wymaga³o odwiedzin wielu ludzi zzewn¹trz.Poinformuj Deana.Jasne.A Dean zwali potem wszystko na mnie, nawet kiedy bê­dzie oczywiste, ¿ewszystko to nale¿a³o do planu tego weso³ka Truposza.LVIItak to sz³o.Byliœmy po uszy zakopani w próbach zakoñcze­nia najpaskudniejszejsprawy seryjnych morderstw w TunFaire, w t³umie Stra¿ników i informatorów.Truposz usi³owa³ wykom­binowaæ coœ, ¿eby zdj¹æ Belindzie z karku Craska iSadlera.Ja musia³em r¿n¹æ kuriera.Bardzo burkliwego kuriera.Jeœli Blockakurat nie mia³ dla mnie nic lepszego do roboty.Muszê przyznaæ jednak, ¿e wdziêcznoœæ panny Belindy Con­tague przekracza³awszelkie granice wyobraŸni i, co tu du¿o mówiæ, wytrzyma³oœci.Mieliœmy w domu tylu ³otrów, ¿e straci³em rachubê.W wiêk­szoœci przypadków niebyli to zwykli uliczni zbóje, lecz urzêdni­cy magistratów i wojskowi, iprzedsiêbiorcy i - proszê, proszê - nawet oficerowie Stra¿y.Ludzie, którychwady wzroku uczyni­³y Chodo tak potê¿nym, a ich bogatszymi, ni¿ byæ powinni.Wszy­scy znali Belindê.Jej przyjêcia urodzinowe by³y corocznym pre­tekstemChodo, aby zebraæ ich wszystkich do kupy.Przyszli.Belinda opowiedzia³a o Crasku i Sadlerze i swoim oj­cu, a Truposzgrzeba³ w ich g³owach.Ci, którzy chcieli opowie­dzieæ siê przeciwko Belindzie,wychodzili z takim zamieszaniem w g³owach, ¿e zapominali, ¿e w ogóle j¹widzieli [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl