[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy potwierdzili jejrzeczywiste istnienie.Nie rozwi¹za³o to jednak problemu, co znaczyæ mia³dziwny tekst.Kto niby na runie czeka³? Duckworth? To œmieszne.A mo¿e.Skojarzenie by³o idiotyczne, poczu³em jednak zimne dreszcze.A jeœli chodzi³o 0ojca? By³a to zupe³nie bezsensowna myœl.Nikt nie móg³ mieæ o nim pojêcia,tylko panu wspomina³em o ca³ej sprawie, ale nikt równie¿ nie móg³ przecie¿przegl¹daæ moich notatek. Nie wiedzia³em te¿, co mia³ znaczyæ dziwny podpis: "Tango Driver".Tango,to w oznaczeniu kodowym po prostu litera "T".Ale to by³o wszystko, do czegodoszed³em.Du¿o póŸniej wpad³em na myœl, ¿e tajemniczym mañkutem móg³ byæjeszcze ktoœ, kogo wyda³ moim œladem Velpeau Pastier.W zamieszaniutowarzysz¹cym po³¹czeniu trzech grup móg³ bez trudu do³¹czyæ do nomadów i mo¿ew ten sposób stara³ mi siê pomóc wskazuj¹c drogê.W takim razie tym, któryczeka, mo¿e byæ Glen Chira, którego mam znaleŸæ.Ale po co Pastier mia³byurz¹dzaæ taki teatr, nie mogê w ¿aden sposób dociec.To wszystko nie trzyma siêkupy. Niemniej jedziemy na po³udniowy zachód. Czo³Ã³wka zatrzyma³a siê i Parks da³ znak pozosta³ym, ¿eby utrzymali dystansmiêdzy poszczególnymi maszynami.Ramsay, który zd¹¿y³ ju¿ zmieniæ Idris przykierownicy, podjecha³ do nich hamuj¹c tu¿ przy Sprengerze stoj¹cym na swojejmaszynie z nieod³¹czn¹ lornetk¹. - Co jest? - spyta³ ochryp³ym g³osem. Pastor zeskoczy³ na ziemiê i wskaza³ na rozbite, zwisaj¹ce z jakiegoœwiaduktu tablice informacyjne. - Nie op³aca siê tego sk³adaæ, ale da³bym g³owê, ¿e zbli¿amy siê dojakiegoœ du¿ego miasta. - Niech ktoœ wlezie na wiadukt i sprawa bêdzie jasna.- To nic nie da -mimo upa³u ci¹gle obleczona w rêkaw grubego, czarnego p³aszcza rêka wyci¹gnê³asiê w stronê majacz¹cego w oddali wzgórza.Ono przes³oni widok. - No to podjedŸmy bli¿ej. - Cholera, to mo¿e nie byæ zbyt bezpieczne.Astley otar³ spocone czo³o. - Jeœli to prawda, ¿e wyznawcy Duckwortha gromadz¹ siê w miastach, torozgniot¹ nas ju¿ na podjeŸdzie. - Nie tylko oni - doda³ Sprenger.- Ten pusty kraj nie œwiadczy jeszcze, ¿epewnego dnia wszyscy ¿ywcem zostali wziêci do nieba.Gdzieœ musia³y siê podziaæwszystkie szumowiny. Ramsay nie móg³ skupiæ myœli. - JedŸmy - powiedzia³, bo nic innego nie przychodzi³o mu do g³owy. Parks machn¹³ rêk¹ na pozosta³ych.Ludzie, kln¹c cicho, ruszyli do przodu.Ramsay zrówna³ siê ze Sprengerem. - Naprawdê s¹dzisz, ¿e wszyscy skupili siê w miastach? - Przynajmniej wiêkszoœæ.Ani ewakuacja, ani póŸniejsza ucieczka do Meksykunie wyjaœniaj¹ tej pustki.- Ale dlaczego mieliby?. - ¯ywnoœæ.Tu ju¿ nic nie ma, a ka¿da aglomeracja mia³a ogromne zapasy. Sprenger podjecha³ tak blisko, ¿e prawie dotykali siê kolanami.Zerkn¹³ nadrzemi¹c¹, opart¹ o plecy Ramsaya Idris i œciszy³ g³os. - S³uchaj, co to by³o z t¹ kartk¹, o której wszyscy gadaj¹? Ramsay wzruszy³ ramionami. - Po prostu.Znalaz³em j¹. - Cholera, Warren, chyba wiesz.- Sprenger urwa³, na widok pêdz¹cego wich stronê motocyklisty.Kiedy zbli¿y³ siê dostatecznie, rozpoznali RudiegoSchirmera, który wyrwa³ do przodu, ¿eby sprawdziæ, co jest za wzgórzem. - I j ak? Schirmer wykona³ popisowy zwrot na jednym kole i zrówna³ siê z nimi. - Miasto! - Jasny szlag! - Vats spojrza³ na Ramsaya z tak¹ wœciek³oœci¹, ¿e pozostaliodruchowo siêgnêli po broñ.- No i mamy teraz za swoje! - Zamknij siê! - Tak? Moi ludzie zaraz powiesz¹ mnie na najbli¿szej ga³êzi, ale przedtemwyprujê ci flaki! - tu¿ przed szyj¹ Ramsaya b³ysnê³o ostrze d³ugiego,rzeŸnickiego no¿a. - Spokój ! - Sprenger zwolni³ trochê.- Nie mo¿emy dalej jechaæ prosto. - Prosto na pewno nie - rozeœmia³ siê Rudi.- Tam jest takie dziwneskrzy¿owanie.Tylko w prawo lub w lewo. - Jakie skrzy¿owanie? - W kszta³cie litery "T". - Jakie?! - poderwa³ siê Ramsay. - O, ju¿ widaæ - Rudi wyci¹gn¹³ rêkê przed siebie, kiedy dotarli na szczytwzgórza. Przed nimi w dali rozci¹ga³a siê panorama wielkiego miasta.Du¿o bli¿ejszosa, któr¹ jechali, ³¹czy³a siê z drog¹ biegn¹c¹ dok³adnie pod k¹tem prostym.Ich w³asna szosa nie mia³a ju¿ kontynuacji za skrzy¿owaniem.Ca³y uk³adrzeczywiœcie przypomina³ ogromn¹ literê "T".Chryste, Tango Driver - przemknê³oprzez g³owê Ramsaya.- Ale co znaczy w takim razie Mañkut? Leworêczny? Bo¿e, amo¿e to tylko przypadek.Idiotyczny zbieg okolicznoœci.Przecie¿ do takszerokich za³o¿eñ mo¿e pasowaæ wszystko.Zreszt¹ podobnych skrzy¿owañ musz¹byæ tysi¹ce. - Gdzie jedziemy? - spyta³ Astley. - W prawo - Sprenger znowu siêgn¹³ po swoj¹ lornetkê.- W ten sposóbominiemy miasto szerszym ³ukiem. Ramsay wyprostowa³ siê nagle. - Nie.W lewo - powiedzia³ twardo. Sprenger spojrza³ na niego ze zdziwieniem. - S³uchaj, jeœli wpadniemy pod. Ramsay przerwa³ mu ruchem rêki. - Jedziemy w lewo! I to gazem! Puœci³ sprzêg³o swojej maszyny, która skoczy³a do przodu, nabieraj¹cszybkoœci na spadaj¹cym stoku wzgórza.Skrêci³ w lewo z piskiem opon,pochylaj¹c BMW tak bardzo, ¿e Idris ocknê³a siê z krzykiem i chwyci³a gokurczowo, praktycznie pozbawiaj¹c oddechu.Ryk maszyny zag³uszy³ wszystkie innedŸwiêki.Ramsay nie ogl¹da³ siê, czu³ w jakiœ nieprawdopodobny, irracjonalnysposób, ¿e kawalkada prawie trzystu jeŸdŸców pod¹¿a tu¿ za nim.Cysterna, któr¹zdobyli za bronionym przez sekciarzy mostem, dostarczy³a zapasów, dziêki którymmóg³ nie oszczêdzaæ benzyny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]