[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ciem­niejsza - i chyba o wiele silniejsza.Stwierdzi³am, ¿e ca³a dr¿ê.- Maleronie, dlaczego? Sprawi³eœ ból, prawdopodobnie znisz­czy³eœ dolinê.Dlaczego? - Wstrzyma³am oddech i patrzy³am na jego zmieniaj¹c¹ siê twarz.- Joisan! - Ktoœ szarpn¹³ mn¹ mocno, tak ¿e zsunê³am siê z pos³ania zapl¹tana wotulaj¹ce mnie koce.Nade mn¹ klêcza³ Guret, wyraŸnie przestraszony.- ObudŸsiê, Cera! ObudŸ!Dotknê³am d³oni¹ czo³a.Ta inna rzeczywistoœæ, rzeczywistoœæ Sylvyi, nadaltrzyma³a mnie w swojej niewoli.- Co - mój g³os zabrzmia³ ochryple, a jednakGuret wiedzia³, o co chodzi.- Coœ ci siê œni³o, Cera.Jêcza³aœ i rzuca³aœ siê, g³oœno wykrzykiwa³aœ dziwneimiona.Próbowa³em ciê obudziæ, ale nie mog³em!- Kerovan? - Usiad³am rozgl¹daj¹c siê wokó³, nadal by³am pod wp³ywemprzes³ania.Tak dziwnie by³o patrzeæ teraz na wiosenne, jasnozielone wzgórza,faluj¹cy teren, gdy przed kilkoma minutami znajdowa³am siê wewn¹trz starej,kamiennej i cienistej wie¿y.- Poi konie.Pospiesz siê i zjedz, Cera.Nie wydaje mi siê, ¿eby d³ugo czeka³po ich osiod³aniu.Pospiesznie w³o¿y³am dhzgie buty, a potem szybko zaplot³am i upiê³am w³osy.Strzepnê³am haftowan¹ lnian¹ koszulê i przypiê­³am do pasa nó¿ oraz miecz.Zanim zdo³a³am spryskaæ twarz wod¹, Guret z w³asnej woli spakowa³ mojepos³anie.Wszystkie jego czyny wskazywa³y, ¿e znajdowa³ siê pod wra¿eniempo­œpiechu, w jakim mój pan chcia³ opuœciæ obóz.Zachowywali siê, jak gdyby nawidnokrêgu w³aœnie pojawi³ siê nieprzyjaciel.Stukot kopyt o ska³ê oznajmi³ powrót koni.Kerovan pospiesz­nie osiod³a³ naszewierzchowce, podczas gdy Guret, po wmuszeniu we mnie jednego kawa³ka chlebapodró¿nego, zaj¹³ siê w³asnym ogierem.Jedz¹c nadal chleb wsiad³am na Arren, przygotowa³am siê na jeszcze jedenmêcz¹cy dzieñ podró¿y.Gdzie nas zastanie noc? Zdecydowanie odrzuci³am takiemyœli, nie chcia³am traciæ niepo­trzebnej energii - z powodu mego pana, a tak¿ez powodu Sylvyi - mojej Drugiej ze snu.W miarê jak jechaliœmy, ³añcuchy pagórków wyd³u¿a³y siê i stawa³y corazbardziej strome, ich zbocza wznosi³y siê pod coraz bardziej ostrymi k¹tami.Zeszczytu ka¿dego ze wzgórz le¿¹ce przed nami góry stawa³y siê coraz bardziejwyraŸne - z zasnutych b³êkitem szczytów sta³y siê poroœniêtymi drzewamipagórkami i wysokimi skalistymi wzniesieniami.Kerovan tego ranka jecha³ w milczeniu, nic nie mówi³ nawet podczas krótkichodpoczynków, na jakie nam zezwala³ - zbyt krótkich odpoczynków.Nawet krokiNekii wydawa³y siê krótsze ni¿ zazwyczaj.Cokolwiek go przyci¹ga³o - bezwzglêdu na to, czy nale¿a³o do Cienia czy do Œwiat³a - ta si³a by³a taknieustêpliwa jak plecione przez rybaków z Anakue sieci na ryby.Wydawa³o siê,¿e prawie nie zauwa¿a³ mnie ani Gureta, mimo ¿e w jego z³otych oczach b³yszcza³ognik podobny do b³ysku wody na dnie najg³êbszej ze studzien.W koñcu - gdy po po³udniowym odpoczynku ponownie dosiedliœmy koni - Guretodezwa³ siê.- Czy twój pan mia³ ju¿ kiedyœ podobne k³opoty?- Zostaliœmy poœlubieni przez topór, gdy byliœmy jeszcze dzieæmi -odpowiedzia³am.- Naprawdê jesteœmy ma³¿eñstwemdopiero od trzech lat.Powiedzia³ mi, ¿e od momentu naszego prawdziwegoma³¿eñstwa zawsze musia³ walczyæ z tym przyci¹ga­niem - chocia¿ na pocz¹tkuby³o ono o wiele s³absze.- Opowiedzia³ mi o waszym ma³¿eñstwie.o Gryfie, jaki nosi³aœ na piersi,który okaza³ siê prawdziw¹ istot¹ uwiêzion¹ w krysztale.Zdziwi³am siê.Wydawa³o mi siê, ¿e Kerovan nikomu nie mówi³ o wypadkach, jakieprzywiod³y nas do Krainy Arvonu.Rzeczywiœ­cie, pomyœla³am, musi ufaæ Guretowi,zazwyczaj nie mówi o tym, co jest najbli¿sze jego sercu - o Gryfie i o niechcianym dziedzictwie.Popo³udnie zasta³o nas u stóp gór.Staraliœmy siê omijaæ wielkie krawêdzieskalne, stercz¹ce z miêkkiego cia³a ziemi niczym nagie koœci.Jechaliœmy zaKerovanem w kierunku pó³nocno­-wschodnim.Nie by³o ju¿ ¿adnych popasów -musieliœmy popêdzaæ konie, aby Kerovan nie zostawi³ nas za sob¹.W koñcu objechaliœmy ogromn¹ granitow¹ skarpê wznosz¹c¹ siê wy¿ej, ni¿ mo¿naby³o dojrzeæ, tylko po to, aby zobaczyæ, ¿e rozszczepi³a siê ona w w¹skieprzejœcie.Po obu stronach wejœcia sta³ b³êkitny kamienny pylon, bêd¹cyb³ogos³awionym tworem przyrody chroni¹cym przed wp³ywami Cienia.Na szczycieka¿dego z pylonów znajdowa³ siê emblemat, który ju¿ wczeœniej widzia­³am -uskrzydlona kula.Wejœcie chronione przez kule - gdy¿ takie sprawia³y wra¿e­nie - by³oprzes³oniête szarob³êkitn¹ mg³¹, nienaturalnie gêst¹, odcinaj¹c¹ œwiat³o.Zamruga³am oczyma ze zdumienia.'Tutaj, gdzie siedzia³am na Arren, by³o jasnes³oneczne popo³udnie, z zachodu pada³y s³oneczne promienie i zatrzymywa³y siêna zas³onie nie mog¹c jej przenikn¹æ.Widzia³am tylko ociê¿a³e zwoje snuj¹cejsiê za wejœciem mg³y, toczy³a siê i pe³za³a jak w¹¿ albo inna ¿ywa istota.Nagle przed nami zauwa¿yliœmy przez mgnienie oka jakiœ ruch, a potem na tlelekko przeœwiecaj¹cej, wiruj¹cej mg³y zobaczyliœmy ciemny cieñ sylwetkiKerovana! Uderzy³am piêtami Arren i krzyk­nê³am jego imiê.Klacz zerwa³a siê doprzodu - za póŸno! Zatrzyma³am j¹ przy lewej z kul i zaczeka³am na m³odegoKiogê.- Gdzie on poszed³? - Guret rozgl¹da³ siê wokó³.- Objecha³ ska³ê tu¿ przednami, ale teraz nie widzê go!Wskaza³am na b³êkitnoszar¹ zas³onê.- Poszed³ tam, a my musimy iœæ za nim.Spojrza³ z przera¿eniem przed siebie, jak gdyby nie widzia³ znajduj¹cego siêtu¿ przed nim wejœcia.Ze zdziwieniem spojrza³am na ch³opca, a potem nabronione przez mg³ê wejœcie.Mog³am zrozumieæ, ¿e by³o ono otoczone czarem, alew takim razie, dlaczego je widzia³am, podczas gdy Guret nie móg³? Szybkowskaza³am.- Patrz, nie widzisz? Przed tob¹ jeœt k³êbi¹ca siê œciana z mg³y.Na szczerejtwarzy m³odego mê¿czyzny pojawi³ siê przestrach.- Co mam zobaczyæ, Cera? Co tywidzisz?- Œcianê z mg³y.Mój •pan w ni¹ wjecha³ i znikn¹³.A co ty widzisz?- Tylko skaln¹ œcianê, Cero.Przysiêgam na Œwiêt¹ Koñsk¹ Skórê moich przodków.To by³o mocne zaklêcie.Rzeczywiœcie.W jaki sposób móg³ Guret wjechaæ w coœ,co dla niego by³o lit¹ skaln¹ œcian¹? Moc iluzji mo¿e siê okazaæ niebezpiecznadla tych, którzy w ni¹ wierz¹.Dlaczego jednak ja mog³am widzieæ mg³ê?Skinê³am na ch³opca, ¿eby pozosta³ na miejscu, zmusi³am Arren, by podesz³abli¿ej.Stara³am siê zobaczyæ coœ przez mg³ê, usi³owa³am przenikn¹æ j¹ wzrokiemi myœl¹.Nie zobaczy³am jednak nic, a myœl napotka³a tylko pustkê, tak¹ sam¹jak wtedy, gdy usi³owa³am porozumieæ siê z Kerovanem.Stuknê³am piêt¹ klacz i wjecha³am pomiêdzy pylony.Nie by³o ¿adnej fizycznejbariery, a jednak pochyli³am siê; dr¿¹c ca³a, w g³owie krêci³o mi siê do tegostopnia, ¿e omal nie spad³am z siod³a.Wokó³ mnie porusza³y siê jakieœ zjawy -ska³y zdawa³y siê uœmiechaæ z okrucieñstwem i wyci¹gaæ do mnie kamienne d³onie,drzewa giê³y siê i falowa³y jak pod wp³ywem sztormowego wichru - wszystko towidzia³am w przesuwaj¹cych siê szybko obrazach, które ³¹czy³y siê ze sob¹ ichaotycznie splata³y w jedn¹ ca³oœæ.Z³apa³am obiema rêkoma za grzywê Arren ig³êboko wci¹gnê³am powietrze.Klacz parsknê³a i odwróci³a g³owê, patrz¹c na mnie z prawie ludzk¹troskliwoœci¹.NajwyraŸniej w œwiecie na ni¹ to nie dzia³a³o.Zamknê³am oczy izaczê³am zwalczaæ czar chroni¹cy to miejsce.Kerovan by³ gdzieœ przede mn¹ imusia³am go dogoniæ!Po d³ugiej chwili ciemnoœci poczu³am ³agodny spokój usuwaj¹cy przestrach.Po³o¿y³am d³oñ na brzuchu, poczu³am, jak coœ we mnie tworzy obronê i odwa¿y³amsiê otworzyæ oczy.Drganie trwa³o nadal, ale teraz by³o znacznie mniejsze [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl