[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Iluzje? - aryzykowaem przypuszczenie.- Tak.Ci, którzy wadaj mocami Ciemnoci, bardzo zrcznie tworz iluzje.Spójrz teraz.- Umiecia praw rk tak, e szczyt stoka dotyka wntrzadoni, po czym nachylia si i dotkna lew mojego czoa.Zaskoczony, zamrugaem oczami.Pobliska skaa nie bya ju zwietrzaym gazem, lecz drapienym stworem oszarym futrze, bystrych lepiach i dugich pazurach.- Spójrz teraz na swój miecz - rozkazaa w mylach.Kiedy zobaczyemska-potwora, musiaem podwiadomie sign po miecz.Wzdu brzeszczotupony runy, które mogyby zosta zapisane wieo przelan krwi.Ale wyrytoje w nie znanym mi jzyku.- Iluzja? A moe to naprawd tu jest? A jeli tak, to dlaczego nie atakuje?- Poniewa jestemy chronieni przed iluzjami.Uniosa rk znad stoka izobaczyem tylko ska.- Jak dugo bdziemy mogli si ukrywa - zawahaa si, po czym mówia dalej: -jest jeszcze i to.Moemy podróowa razem tylko wod.Nie mog wdrowa ldem.Dlatego ostatni cz drogi bdziesz musia odby sam.- Wcale nie musisz ze mn podróowa - odparem szybko.- Masz rodki, eby sichroni.Zosta tutaj.Nie mogem powiedzie a do mojego powrotu", gdy niewtpiem, e na powrót nie ma miejsca w adnym z wariantów mojej przyszoci.Ta wyprawa bya tylko moj wypraw i Orsya nie musiaa dwiga nawet czcibrzemienia.Wydawao si, e ani nie usyszaa, ani nie wyczytaa tych sów w moichmylach.Zamiast tego ponownie wpatrzya si w ródk.- Miecz ci ostrzee.Nie potrafi odczyta jego dziejów, dotycz bowiem wojeni wojowników.Mój dar obejmuje wod i czciowo ziemi, przez któr onaprzepywa.Lecz znam opowieci przekazywane w Escore od jednego plemienia dodrugiego.Krew spywa po twoim brzeszczocie, gdy w pobliu znajduje si zo.Sam to widziae.Dlatego kiedy si rozstaniemy, bdziesz musia uywa go jakokamienia probierczego, by sprawdzi prawdziwo tego, co ujrzysz.Rzeczy piknei bezpieczne mog wydawa si wstrtne i grone, a pozornie ohydne - okaza sinieszkodliwe.Nie wierz wasnym oczom.A teraz, skoro ju jest dzie, ruszajmyw drog.- A ten stwór? - Wstaem z mieczem w doni, na poy si spodziewajc, e gazzamieni si w atakujcego drapiec.- Myl, e to stranik.- Orsya na powrót zawijaa ródk w chustk Kaththei.- Podaj mi rk i id po cichu ze mn strumieniem.On moe wyczu, e gomijamy, ale nas nie zauway.Nie odrywaem oczu od zakltego gazu.Baem si, e iluzja trwa i nadal bdwidzia tam potwora, podczas gdy on moe ju si skrada za nami.- Nie myl o tym - rozkazaa Kroganka.- I nie mów w myli.Te istoty niepotrafi ich czyta, lecz taka rozmowa budzi ich czujno.Trzymajc si za rce zeszlimy do strumienia.Brodzilimy po kolana w wodzie.Trzymaem przed sob zocisty miecz i obserwowaem nagie ostrze.Runy zabysykrwawo, kiedy mijalimy zaczarowan ska, po czym zaczy gasn.Po raz drugi zapony, gdy opucilimy wwóz.Lecz tym razem doskonalewidzielimy niebezpieczestwo: mae stwory krce przy szczelinie w klifie -Thasowie!Thasowie przynosili kosze pene ziemi i kamieni, wysypywali zawarto nastosy, biegali tam i z powrotemw ferworze pracy.Orsya mocniej zacisna rk na mojej doni i odebraem falobrzydzenia, która j ogarna.Minlimy zakrt wwozu i zobaczylimy dalsze dziea Thasów.Okazao si, ebudowali drog z ziemi i ska.Wród nich kryy podobne do ludzi postacie wszafranowych paszczach z ródkami w rkach, lecz bez mieczy.Najwyraniejkierowali ca operacj, wydajc Thasom rozkazy, zagldajc do map czy zwojów zinstrukcjami.Nie znaem powodu tych prac, ale byo dla mnie jasne, e miaydla nich wielkie znaczenie.Orsya, puciwszy na moment moj rk, pooya ostrzegawczo palce na ustach.Iznów j pochwycia, jak gdyby nawet tak krótka przerwa moga okaza sikatastrofalna.Nakazaa mi gestem milczenie i zrozumiaem, e dotyczy torównie wizi telepatycznej.Troch dalej nad rzek pracowao wicej Thasów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]