[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał blade usta, policzki, jego włosy były białe, a oczy spłowiały i były bladoniebieskie.Potem ujrzał książkę pod ramieniem Montaga i nie wyglądał już tak staro ani tak krucho.Jego strach mijał stopniowo.– Bardzo przepraszam.Człowiek musi być ostrożny.Wciąż patrzył na książkę pod pachą Montaga.– Więc to prawda – rzekł.Montag wszedł do środka.Drzwi zatrzasnęły się.– Proszę siadać.– Faber cofnął się tyłem, jak by się bał, że książka mogłaby zniknąć, – gdyby odwrócił od niej oczy.Za nim znajdowały się otwarte drzwi do sypialni, a w tym pokoju na biurku leżały rozsypane części maszynerii i stalowe narzędzia.Montag zdołał tylko zerknąć w tamtą stronę, gdy Faber, widząc jego zainteresowanie, natychmiast się odwrócił i zatrzasnął drzwi, i stał tam trzymając klamkę drżącą dłonią.Jego spojrzenie wracało niepewnie do Montaga, który teraz usiadł kładąc książkę na kolanach.– Ta książka.skąd ją pan wziął?– Ukradłem.Faber po raz pierwszy podniósł oczy i spojrzał prosto w twarz Montaga.– Jest pan dzielny – rzekł.– Nie – powiedział Montag.– Moja żona umiera.Moja przyjaciółka już nie żyje.Ktoś, kto mógłby być moim przyjacielem, został spalony dwadzieścia cztery godziny temu.Pan jest jedynym człowiekiem, którego znam i który może mi pomóc.Żeby zrozumieć.Żeby zrozumieć.Dłoń Fabera poruszyła się nerwowo na jego kolanach.– Czy mogę?– Przepraszam.– Montag podał mu książkę.– Tyle już lat.Nie jestem religijny.Tyle już lat.– Faber przewracał stronice, zatrzymując się tu i ówdzie, by poczytać.– Jest nadal tak dobra, jak zapamiętałem.Boże, jak oni to zmienili obecnie w naszych „salonach”.Chrystus jest teraz jednym z „rodzinki”.Często zastanawiam się, czy Bóg poznaje swego Syna w tym przebraniu? Jest teraz miętowym cukierkiem, całym z kryształowego cukru i sacharyny, jeśli nie robi zamaskowanych aluzji do pewnych produktów przemysłowych, które są absolutnie niezbędne każdemu wierzącemu.– Faber powąchał książkę.– Wie pan, że książki pachną jak gałka muszkatołowa czy jakaś przyprawa z dalekich krajów? Lubiłem je wąchać, kiedy byłem chłopcem.Boże, niegdyś istniało mnóstwo pięknych książek, zanim je porzuciliśmy.– Faber przewracał stronice.– Panie Montag, patrzy pan na tchórza.Widziałem od bardzo dawna, ku czemu zmierzamy.Nie mówiłem nic.Jestem jednym z niewinnych, który mógłby wypowiedzieć swoje zdanie, gdy nikt nie chciał słuchać „winnego”, ale nic nie mówiłem i w ten sposób stałem się winnym.A kiedy wreszcie ułożyli stos, by palić książki, używając do tego strażaków, jęknąłem parę razy i poddałem się, ponieważ nie było ludzi, którzy by wtedy wraz ze mną jęczeli czy krzyczeli.Teraz jest za późno.– Faber zamknął Biblię.– No.może mi pan powie, po co pan tu przyszedł?– Nikt już nie słucha.Nie mogę mówić do ścian, ponieważ one wrzeszczą do mnie.Nie mogę mówić do mojej żony – ona słucha ścian.Po prostu chcę, by ktoś posłuchał, co mam do powiedzenia.I może, jeśli będę mówił wystarczająco długo, potrafię sklecić jakąś myśl.I chcę, żeby mnie pan nauczył rozumieć to, co czytam.Faber badał szczupłą, wygoloną, z błękitnym śladem zarostu twarz Montaga.– W jaki sposób doznał pan takiego wstrząsu? – spytał.– Co wytrąciło pochodnię z pana rąk?– Nie wiem.Mamy wszystko, co nam potrzeba do szczęścia, ale nie jesteśmy szczęśliwi.Czegoś nam brak.Rozejrzałem się dokoła.Jedyną rzeczą, o której z pewnością wiedziałem, że jej nie ma, są książki, które palę od dziesięciu czy dwunastu lat.Więc pomyślałem, że książki mogłyby pomóc.– Jest pan beznadziejnym romantykiem – rzekł Faber.– To mogłoby być zabawne, gdyby nie było poważne.Nie książek panu potrzeba, tylko niektórych rzeczy, które ongiś były w książkach.Te same rzeczy mogłyby być również w naszych „salonowych rodzinkach” z dnia dzisiejszego.Tę samą obfitość szczegółów i prawdy życiowej można by dawać przez radia i telewizory, ale się tego nie robi.Nie, nie, to nie za książkami pan tęskni! Niech pan szuka tam, gdzie się to da jeszcze znaleźć, w starych płytach gramofonowych, starych filmach i u starych przyjaciół.Szukać tego trzeba w naturze i sobie samym.Książki były kiedyś tylko jednym ze skarbczyków, gdzie gromadziliśmy mnóstwo rzeczy, których baliśmy się zapomnieć.Nie było w nich w ogóle nic magicznego.Magia tkwiła jedynie w tym, co książki mówiły, jak zszywały razem skrawki wszechświata w jedną szatę dla nas.Oczywiście, nie może pan tego wiedzieć, oczywiście, nie może pan jeszcze rozumieć, co mam na myśli, kiedy to wszystko mówię.Intuicyjnie ma pan rację i tylko to się liczy.Brakuje nam trzech czynników.Po pierwsze: wie pan, dlaczego książki jako takie są tak ważne? Ponieważ mają jakość.A co oznacza słowo jakość? Dla mnie oznacza tkankę.Ta książka ma pory.Ma rysy.Tę książkę można obserwować pod mikroskopem.W szkiełku ujrzy pan życie, płynące w nieskończonej obfitości.Im więcej porów, im więcej zanotowanych szczegółów życia na cal kwadratowy znajdzie pan na arkuszu papieru, tym bardziej jest pan „wykształcony”.W każdym bądź razie taka jest moja definicja.Wymowne szczegóły.Świeże szczegóły.Dobrzy pisarze często chwytają życie.Średni przesuwają po nim szybko ręką.Źli gwałcą je i zostawiają padlinę.Widzi pan teraz, dlaczego niektórzy ludzie nienawidzą książek i boją się ich? Książki ukazują pory na twarzy życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]