[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zawsze byłeś z siebie taki zadowolony?- Zawsze?- No, przez te wszystkie lata.- Są kobiety, które potrzebują trochę więcej czasu.- Ale nie ja! To znaczy.- urwała i zasłoniła dłoni zaskoczona nagle własną śmiałością.- To wszystko przez to, że tego nie robię.- Jak mam to rozumieć? - zapytał, a kiedy nie doczekał się odpowiedzi, ujął twarz Katrin w obie dłonie i znów przyciągnął ją do swych ust.Tym razem pocałował ją delikatnie, tak jakby chciał wsmakować się w ten moment, kiedy ledwie dzielili spragnione siebie wargi.Ta czuła pieszczota wzbudziła u niej dreszcz tak silny, że musiała chwycić go za rękę, zwłaszcza, że ta powoli sunęła już do suwaka jej dżinsów.- Michael.- Odsunęła się i powstrzymała go niechętnie.- Poczekaj, proszę cię.- Jeśli jest coś.- poczuła, jak przełknął ślinę - powiedz mi, Katrin.Och, tak bardzo chciała wytłumaczyć mu, co czuje i wiedzieć, że wszystko potoczyło się za szybko.Wyznać, że się tego boi, ale że jednocześnie pragnie go bardziej niż kogokolwiek.Niestety, poplątane myśli nie chciały układać się w sensowne zdania.- Ja.po prostu.nie mogę - wydukała.- Jeszcze nie teraz.Poza tym dziewczyny są obok i.- W porządku.- Delikatnie położył palec na jej ustach.- Rozumiem.- Pewnie tego nie wiesz, ale ja.- znów się zawahała - ale ja już nie wiem, jak to się robi.- Co takiego? - rozbawiło go to zaskakujące wyznanie.- Nie kpij ze mnie, Michael.- Nie kpię.Kiedyś wiedziałaś.Sam miałem okazję się przekonać.- Michael!- Przepraszam.- Ja po prostu.nikogo nie mam.- Wiem, twój mąż.- Nie kocham się z nikim.Zamilkł i dopiero po chwili odezwał się pełnym niedowierzania głosem:- Poczekaj, Katrin.O ile rozumiem, masz dwoje dzieci, które nie są adoptowane.Zdaje się, że niepokalane poczęcie również nie wchodzi w grę.Więc jak to jest naprawdę?- Tak jak powiedziałam.Nie kochałam się z nikim od czasu rozstania z mężem.To było osiem lat temu.- Osiem lat?- Tak.Cisza, która zapadła między nimi, wprawiła ją w zakłopotanie.Pewnie nie odzywa się, bo jest załamany, że traci czas na oziębłą wdowę, pomyślała z goryczą Katrin.Gdy zaś Michael bez słowa zdjął dłoń z jej dżinsów i poprawił jej potargane włosy, poczuła się tak, jakby była małą dziewczynką, niedorosłą „smarkulą”, którą widział w niej przed laty.- Przepraszam, nie powinienem był tego robić - powiedział spokojnym tonem, który ostatecznie utwierdził ją w ponurych przypuszczeniach.Pragnęła go, całej jej ciało reagowało na jego bliskość, czuła go każdym nerwem i każdą komórką - ale teraz już za późno, by Michael mógł w to uwierzyć.- Posłuchaj, Michael, ja naprawdę.- Nic nie mów - uciszył ją szybko.- Nie musimy się z tym spieszyć.Obojgu nam przyda się trochę czasu do namysłu.Kiedy wyszli na plażę, było już całkiem ciemno.O wadziła go do łodzi, poczekała, aż odpłynie, a potem zeszła z pomostu i ruszyła z powrotem do pawilonu.Teraz nie jest tu już tak ciepło i przyjemnie, zupełnie jakby wraz z Michaelem odeszło stąd słońce.Mimo to weszła do środka i usiadła na starej chybotliwej ławce.Tutaj kochaliśmy się po raz pierwszy, pomyślała i rozejrzała się wokół z nostalgią.Nagle przypomniała sobie o czymś, wstała i szybko podeszła do drewnianej belki podpierającej strop.Przez chwilę wodziła po niej palcami, aż wreszcie znalazła to, czego szukała.Stare litery straciły ostrość konturów.Czas wyszlifował i wygładził krawędzie.Mimo to wciąż były na swoim - cztery litery wycięte scyzorykiem w twardym drewnie, macamy znak, że jej pierwsza miłosna noc nie była snem.Zamknęła oczy i oparła czoło o belkę.Jesteś głupia, Katrin Wardwell, pomyślała z goryczą, głupia.Sama nie wiesz, czego chcesz.Michael najbardziej kochał tę wyspę nocą.Mógł go siedzieć na brzegu i obserwować rozgwieżdżone niebo.Gwiazdy migotały do niego, przesuwając się niezauważalnie, ocean szumiał niestrudzenie, on zaś niemal namacalnie czuł powolny, lecz niepowstrzymany upływ czasu.Tak, sporo czasu upłynęło od tamtych nocy, kiedy uczyła go nazw kolejnych gwiazdozbiorów.Choć wszystko zmieniło się przez te lata, takie spokojne gwiazdy zawsze wypełniały jego serce jakąś tajemniczą tęsknotą.Za czym tęsknił? Za miłością? O, tak, czerwcowe noce były wprost stworzone do miłości.Za szczęściem? Zapewne.Dopiero dzisiaj jednak zrozumiał, jak temu szczęściu na imię.Gdy dopłynął do nabrzeża, nie zszedł z łódki i nie poszedł do domu.Położył się na pokładzie i zapatrzony w niebo, zaczął wyobrażać sobie, jak wyglądałoby jego życie, gdyby dzielił je z Katrin.Jakby to było budzić się obok niej każdego ranka, zasypiać w nocy; kochać się, czasem kłócić, a potem godzić.I wreszcie - jak by to było, gdyby miał z nią dzieci; gdyby Aly i Dana były jego córkami.Gdyby nie stało się to wszystko, co się stało.Nigdy nie pragnął zostać ojcem.Czasem nachodziły go wprawdzie myśli, że traci coś ważnego, nie doświadczając rodzicielskich uczuć, ale zawsze potrafił odegnać od siebie takie rozterki.Jednak teraz - kiedy zobaczył, jak Katrin biega z dziewczynkami za uciekającym parasolem, i potem, kiedy miał okazję oglądać z bliska ich rodzinne życie - coś się w nim zmieniło.Nie, wcale nie zapragnął nagle za wszelką cenę zostać ojcem, choć musiał przyznać, że uczuć, których doświadczył, ucząc Aly i Dane żeglowania, nie dało się porównać z niczym innym.Zrozumiał, że chciałby bardzo mieć dzieci, pod jednym wszakże - niemożliwym do spełnienia - warunkiem: musiałyby to być dzieci jego i Katrin.Wstał z pokładu i zeskoczył na brzeg.Wsunął dłonie w kieszenie spodni i roześmiał się pod nosem do swoich niepoważnych marzeń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]