[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czyli pańskim zdaniem wszyscy pozdychamy z zimna i głodu?– Mniej więcej.Claude Deschamps spojrzał na bezczelnego naukowca z miną wyrażającą dezaprobatę.– Myśli pan, młody człowieku, że po to Bóg stworzył świat, aby pozostawić go teraz niezamieszkanym? – żołnierz energicznie uderzył końcem laski o kratę kominka.– Na tym miałby polegać jego plan? Niechże się pan zastanowi, gdzie tu sens i logika? Ludzkość podniesie się po tym ciosie, może pan być tego pewien.Życie odrodzi się, bo.– Tak, odrodzi się, ma pan rację – przerwał Amerykanin.– Ale raczej już w innej formie.W każdym razie nie w ludzkiej.Chyba że człowiek ulegnie daleko posuniętej przemianie.Ale wtedy nie będzie to już człowiek, jakiego znamy, czyż nie?– A cóż to znaczy? Opowiadasz pan brednie.– Czytał pan może Filozofię zoologii Lamarcka? Słyszał pan o zjawisku adaptacji? O przemianach jednych form biologicznych w inne?– Nie, nie czytałem i nie słyszałem.Tak się złożyło, że miałem ważniejsze sprawy na głowie.– Szkoda, bo to wielce interesująca lektura.Podług Lamarcka przekształcenia żywych organizmów następują pod wpływem zmian wewnętrznych, a także warunków panujących na zewnątrz.Za oknem ktoś krzyknął.Claude Dechamps drgnął, przygotowany na najgorsze.Wciąż spodziewał się szturmu.Wiedział, że wcześniej czy później azjatycka dzicz sforsuje żelazne ogrodzenie, przebije się przez kordon wojska i zdobędzie pałac.Scytowie zatriumfują.Nie, jeszcze nie tym razem.– Natura horret vacuum, jak to się mówi – Benjamin Cartwright założył nogę na nogę i splótł ręce na karku, ignorując dobiegające z zewnątrz hałasy, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia.– Doskonale pan wie, że jesteśmy bezbronni wobec obecnej zmiany warunków.Niestety, jeśli nasze organizmy nie dostosują się do tych zmian, to prędzej czy później będziemy musieli opuścić scenę, żeby zrobić miejsce dla innej teatralnej trupy.Dechamps spojrzał na niego uważnie spod krzaczastych brwi.– Dla kogo mamy zrobić miejsce, jeśli można wiedzieć?– Nie mam pojęcia – niedbale odparł naukowiec.– Ale to już się zaczęło.Nie bez powodu wezwano nas tutaj, prawda? Wygląda na to, że ani policja, ani wojsko nie potrafią sobie poradzić z ostatnimi wydarzeniami.Claude Dechamps nie odpowiedział.Twarz nabiegła mu krwią, jej lewa część zadrgała w nerwowym tiku.Miał wielką ochotę obić laską przemądrzałego młokosa.Znał się na ludziach.Kanalie i słabeuszy rozpoznawał w mgnieniu oka.Amerykanina uznał za zwykłego nieudacznika i tchórza, przemądrzałego wymoczka, który zamiast walczyć, wymyśla teorie, aby usprawiedliwić bezczynność.Po co w ogóle tacy ludzie przyjeżdżają do Paryża? Niech gówniarz wraca do Ameryki i tam przekonuje słabych, że najlepszym wyjściem dla ludzkości jest zbiorowe samobójstwo albo bierne oczekiwanie na śmierć.Może znajdzie zrozumienie wśród tamtejszych dzikusów albo tych czarnuchów, co kiedyś od rana do wieczora pracowali na plantacjach bawełny i tytoniu, a teraz plądrują Waszyngton, Nowy Jork i Filadelfię.Wielka Francja z całą pewnością nie potrzebuje takich ludzi jak Benjamin Cartwright.Ale Amerykanin nie chciał zostawić go w spokoju.– Niech mi pan teraz powie, na cóż zdała się cała nasza cywilizacja? – pochylił się ku staremu żołnierzowi, który patrzył gdzieś w kąt sali z miną wyrażającą obrazę i z trudem tłumioną wściekłość.– Tysiące lat filozofii, kultury, bogowie, kolej żelazna, telegraf, wszystkie te armaty i maszyny parowe świata – na cóż nam to teraz? Bezużyteczny naddatek, nieporęczny bagaż – tyle panu powiem.Na nasze miejsce wejdą stworzenia, które nie komponują symfonii ani nie obracają wielkimi kapitałami.Być może nie są nawet świadome, przynajmniej w takim sensie, w jakim my pojmujemy świadomość.– Bezrozumne zwierzę nigdy nie zastąpi człowieka – stwierdził Dechamps, nie odwróciwszy głowy w stronę Amerykanina.– Tutaj się pan niestety myli, i to bardzo.Rozum nie jest niezbędny do przetrwania, a czasami może wręcz przeszkadzać.– Mnie tam nie przeszkadza – Francuz się uśmiechnął.Naukowiec zdjął okulary.– Rozum jest dla nas ciężarem – powiedział poważnie.– Czasami mam wrażenie, że rozwinął się niejako naszym kosztem i nie jest żadną tam koroną stworzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]