[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziœ Z³o rz¹dzi siêprawami - bo prawa mu przys³uguj¹.Dzia³a w myœl zawartych traktatówpokojowych, bo pomyœlano o nim, owe traktaty zawieraj¹c.- Widzia³ wypêdzonych na po³udnie osadników - domyœli³ siê Zoltan Chivay.- I nie tylko - doda³ powa¿nie Jaskier.- Nie tylko.- I co z tego? - Yarpen Zigrin siad³ wygodniej, splót³ d³onie na brzuchu.-Ka¿dy coœ widzia³.Ka¿dego coœ kiedyœ wkurzy³o, ka¿dy kiedyœ na krócej lubd³u¿ej straci³ apetyt.Albo sen.Tak bywa.Tak bywa³o.I tak bywaæ bêdzie.Wiêcej filozofii, jak i z tych skorup tutaj, jako ¿ywo z tego nie wyciœniesz.Bo i nie ma wiêcej.Co tobie nie w smak, wiedŸminie, co tobie nie po myœli?Zmiany, którym ulega œwiat? Rozwój? Postêp?- Mo¿e.Yarpen milcza³ d³ugo, patrz¹c na wiedŸmina spod krzaczastych brwi.- Postêp - rzek³ wreszcie - jest jak stado œwiñ.I tak nale¿y na ów postêppatrzeæ, tak go nale¿y oceniaæ.Jak stado œwiñ ³a¿¹cych po gumnie i obejœciu.Zfaktu istnienia tego stada wyp³ywaj¹ rozlicznie korzyœci.Jest golonka.Jestkie³basa, jest s³onina, s¹ nó¿ki w galarecie.S³owem, s¹ korzyœci! Nie ma cotedy nosem krêciæ, ¿e wszêdzie nasrane.Wszyscy milczeli czas jakiœ, rozwa¿aj¹c w duszach i sumieniach ró¿ne wa¿nerzeczy i sprawy.- Trzeba siê napiæ - rzek³ wreszcie Jaskier.Nikt nie zaprotestowa³* * *- Postêp - powiedzia³ wœród ciszy Yarpen Zigrin - bêdzie, na d³u¿sz¹ metê,rozjaœnia³ mroki.Ciemnoœæ ust¹pi przed œwiat³em.Ale nie od razu.I na pewnonie bez walki.Geralt, zapatrzony w okno, uœmiechn¹³ siê do w³asnych myœli i marzeñ.- Ciemnoœæ, o której mówisz - powiedzia³ - to stan ducha, nie materii.Do walkiz czymœ takim trzeba wyszkoliæ ca³kiem innych wiedŸminów.Najwy¿szy czaszacz¹æ.- Zacz¹æ siê przekwalifikowywaæ? To mia³eœ na myœli?- Ca³kiem nie to.Mnie wiedŸmiñstwo ju¿ nie interesuje.Przechodzê w stanspoczynku.- Akurat!- Mówiê najzupe³niej powa¿nie.Skoñczy³em z wiedŸmiñstwem.Zapad³a d³uga cisza, przerywana wœciek³ym miauczeniem kotków, które pod sto³emdrapa³y siê i gryz³y, wierne obyczajowi swego gatunku, dla którego zabawa bezbólu to ¿adna zabawa.- Skoñczy³ z wiedŸmiñstwem - powtórzy³ wreszcie przeci¹gle Yarpen Zigrin.- Ha!Sam nie wiem, co o tym myœleæ, jak powiedzia³ król Dezmod, gdy przy³apano go naoszukiwaniu w karty.Ale podejrzewaæ mo¿na najgorsze.Jaskier, ty z nimpodró¿ujesz, du¿o z nim przestajesz.Zdradza inne objawy paranoi?- Dobra, dobra - Geralt mia³ twarz kamienn¹.- ¯arty na bok, jak powiedzia³król Dezmod, gdy wœród uczty goœcie nagle zaczêli sinieæ i umieraæ.Powiedzia³em, co mia³em do powiedzenia.A teraz do czynów.Zdj¹³ miecz z oparcia krzes³a.- Oto twój sihill, Zoltanie Chivay.Zwracam ci go z podziêkowaniem i pok³onem.Pos³u¿y³.Pomóg³.Ratowa³ ¿ycie.I odbiera³ ¿ycie.- WiedŸminie.- krasnolud uniós³ rêce w obronnym geœcie.- Miecz jest twój.Nie po¿ycza³em ci go, lecz podarowa³em.Podarunki.- Milcz, Chivay.Zwracam ci twój miecz.Nie bêdzie mi ju¿ potrzebny.- Akurat - powtórzy³ Yarpen.- Nalej mu wódki, Jaskier, bo gada jak starySchrader, gdy mu w szybie kopalni oskard spad³ na g³owê.Geralt, ja wiem, ¿e tyjesteœ natura g³êboka i dusza wynios³a, ale nie pieprz, bardzo ciê proszê,takich g³odnych kawa³ków, bo w audytorium, jak ³atwo zauwa¿yæ, nie siedzi aniYennefer, ani ¿adna inna z twoich czarodziejskich konkubin, jeno my, starewilki.Nie nam, starym wilkom, bajaæ o tym, ¿e miecz niepotrzebny, wiedŸminniepotrzebny, ¿e œwiat jest be, ¿e to, ¿e sio.Jesteœ wiedŸminem i bêdziesznim.- Nie, nie bêdê - zaprzeczy³ ³agodnie Geralt.- Pewnie zdziwi to was, starewilki, ale doszed³em do wniosku, ¿e g³upot¹ jest sikanie pod wiatr.¯e g³upot¹jest nadstawiaæ karku za kogoœ.Nawet jeœli ten ktoœ p³aci.I nic do tego niema filozofia egzystencjalna.Nie uwierzycie, ale w³asna skóra sta³a mi siênagle nad wyraz mi³a.Doszed³em do wniosku, ¿e g³upot¹ by³oby zara¿aæ j¹ wcudzej obronie.- Zauwa¿y³em - kiwn¹³ g³ow¹ Jaskier.- Z jednej strony, to m¹dre.Z drugiej.- Nie ma drugiej.- Yennefer i Ciri - spyta³ po ma³ej chwili Yarpen - maj¹ coœ wspólnego z twoj¹decyzj¹?- Wiele.- Tedy wszystko jasne - westchn¹³ krasnolud.- Nie bardzo wiem, co prawda, jakty, profesjona³ od miecza, zamierzasz siê sustentowaæ, jak masz zamiar urz¹dziæsobie byt doczesny.Choæ nijak, choæbyœ zêby rwa³, nie widzê ciê w roli, weŸmy,takiego plantatora kapusty, có¿ jednak, wybór trzeba uszanowaæ.Gospodarzu,pozwól! Oto miecz mahakamski sihill z kuŸni samego Rhundurina.By³ to podarek.Obdarowany go nie chce, darowuj¹cemu przyj¹æ zwrotu nie wolno.WeŸ go wiêc ty,przymocuj nad kominem.Przemianuj karczmê na "Pod WiedŸmiñskim Mieczem".Niechtu w zimowe wieczory p³yn¹ opowieœci o skarbach i potworach, o krwawej wojnie izaciek³ych walkach, o œmierci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]