[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poznaje kamienie, patrzy, czy ziemia nie została poruszona.Nie, wszystko jest nietknięte.Grzebie paznokciami w przyjemnym podnieceniu: dotknięcie kabury wywołuje słodkie wzruszenie, jak za dziecinnych lat zabawka pod poduszką.Wyciąga pistolet i przesuwa palcem wzdłuż otworu lufy, żeby oczyścić ją z ziemi.Z lufy szybko wybiega pajączek: wlazł do środka, żeby tam sobie zrobić gniazdo!Piękny jest pistolet Pina: jest jedyną rzeczą na świecie, która mu została.Pin ujmuje go w dłoń i wyobraża sobie, że jest Czerwonym Wilkiem, zastanawia się, co zrobiłby Czerwony Wilk, gdyby miał w ręku broń.Ale te rozmyślania przypominają mu, że jest sam, że nie może spodziewać się pomocy od nikogo, ani od ludzi z gospody, tak niezrozumiałych i pełnych dwuznaczności, ani od swojej siostry-zdrajczyni, ani od siedzącego w więzieniu Pietromagro.Z tym pistoletem także nie wie, co robić, nie wie nawet, jak się go nabija.Jeśli znajdą go z bronią w ręku, na pewno zostanie zabity.Wkłada pistolet z powrotem do kabury i ponownie przykrywa kamieniami, ziemią i tratwą.Teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko ruszyć w drogę przed siebie, gdzie oczy poniosą.Zupełnie nie wie, co robić.Postanawia iść wzdłuż ściekowego rowu.Gdy kroczy się po ciemku jego brzegiem, łatwo jest stracić równowagę i wleźć nogą w wodę lub potknąć się i upaść.Pin skupia całą uwagę, żeby nie stracić równowagi.Wydaje mu się, że w ten sposób powstrzyma łzy, które cisną mu się do oczu.Lecz płacz już go ogarnia, przysłania mgłą źrenice i zwilża rzęsy.Najpierw popłakuje cichutko, potem wybucha rzewnym płaczem, szlochając na całe gardło.Gdy kroczy tak, tonąc we łzach, nagle naprzeciw niego wyłania się z ciemności wielki cień mężczyzny.Pin zatrzymuje się, mężczyzna zatrzymuje się również.— Kto idzie? — pyta mężczyzna.Pin nie wie, co odpowiedzieć, łzy dławią mu gardło, i pogrąża się w rozpaczliwym, żałosnym łkaniu.Człowiek zbliża się: jest wysoki i silnie zbudowany, ubrany po cywilnemu, ze zrolowanym płaszczem przewieszonym przez ramię i uzbrojony w automat.— Powiedz no, dlaczego płaczesz? — pyta.Pin spogląda na niego: jest to człeczysko z twarzą spłaszczoną, jak u maszkaronów przy fontannach, ma obwisłe wąsy i niewiele zębów w ustach.— Co tu robisz o tej porze? —— mówi człowiek.— Zabłądziłeś?Najdziwniejszą rzeczą u niego jest czapka, wełniana czapeczka nie wiadomo jakiego koloru, z czerwonymi haftami i pomponem na wierzchu.— Zabłądziłeś, a ja nie mogę cię odprowadzić do domu, z domami mam niewiele wspólnego, nie mogę odprowadzać zabłąkanych dzieci!Mówi to wszystko, jakby się chciał usprawiedliwić, bardziej do siebie niż do Pina.— Ja nie zabłądziłem — mówi Pin.— A więc? Po co się tu włóczysz? — mówi człowiek w wełnianej czapeczce.— Powiedz mi najpierw, co ty tu robisz?— Brawo — mówi człowiek.— Jesteś cwaniak.No, widzisz, jesteś cwaniak i płaczesz? Ja idę zabijać ludzi nocą.Boisz się?— Nie, czy jesteś mordercą?— Patrzcie no, nawet dzieci nie boją się już morderców! Nie jestem mordercą, ale mimo to zabijam.— Idziesz teraz zabić człowieka?— Nie.Wracam.Pin nie boi się, bo wie, że są tacy, którzy zabijają ludzi, a mimo to są dobrzy.Czerwony Wilk ciągle mówi o zabijaniu, a jednak jest dobry; malarz, który mieszkał od frontu w jego domu, zabił swoją żonę, a (przecież był dobry; Michel Francuz również będzie teraz zabijał ludzi i zawsze zostanie Michelem Francuzem.Poza tym, człowiek w wełnianej czapeczce mówi o zabijaniu ze smutkiem, jakby to robił za karę.— Czy znasz Czerwonego Wilka? — pyta Pin.— Pewnie, że go znam; Czerwony Wilk jest od Blondyna.Ja jestem od Prostego.A ty skąd go znasz?— Byłem razem z nim i zgubiłem go.Zwialiśmy z więzienia.Nałożyliśmy strażnikowi fajny hełm.Przedtem bili mnie pasem od pistoletu.Za to, że ukradłem pistolet marynarzowi mojej siostry.Moją siostrą jest Czarna z Carrugio Lungo.Człowiek w wełnianej czapeczce gładzi palcami wąsy.— Tak, tak, tak, tak.— mówi starając się z wysiłkiem zrozumieć od razu całą historię.— A teraz dokąd chcesz iść?— Nie wiem — mówi Pin.— A ty dokąd idziesz?— Ja idę do oddziału.— Weźmiesz mnie z sobą? — pyta Pin.- Chodź.Jadłeś?— Czereśnie — mówi Pin.— Dobra.Masz chleb — wyciąga z kieszeni chleb i daje go Pinowi.Idą teraz przez gaj oliwek.Pin gryzie chleb.Łzy ciekną mu jeszcze po policzkach i połyka je razem z chlebem.Mężczyzna wziął go za rękę; ręka jego jest ogromna, ciepła, miękka, jakby zrobiona z chleba.— Więc teraz opowiedz mi, jak to wszystko było.Powiedziałeś, że na początku była kobieta.— Moja siostra, Czarna z Carrugio Lungo — mówi Pin.— Oczywiście.Na początku wszystkich historii, które się źle kończą, jest zawsze kobieta, zgadza się.Jesteś młody, zapamiętaj, co ci powiem: wojna jest wyłącznie z winy kobiet.ROZDZIAŁ PIĄTYPin budząc się dostrzega pomiędzy gałęźmi drzew skrawki nieba tak jasne, że patrząc na nie doznaje nieomal bólu.Jest dzień, piękny, pogodny dzień pełen śpiewu ptaków.Mężczyzna wstał i właśnie roluje płaszcz, którym w nocy przykrył mu plecy.— Idziemy, szybko, bo już jest dzień — mówi.Szli prawie całą noc.Szli przez gaje oliwek, później przez łąki, wreszcie przez ciemne lasy sosnowe.Po drodze widzieli sowy, lecz Pin nie bał się wcale, gdyż człowiek w wełnianej czapeczce trzymał go cały czas za rękę.— Upadasz ze snu, mój chłopcze — mówił mu mężczyzna ciągnąc go za sobą — czy nie chciałbyś przypadkiem, żebym cię wziął na ręce?Istotnie, Pin czynił nadludzkie wysiłki, żeby nie zamknąć oczu, i chętnie pogrążyłby się w morzu paproci leśnego podszycia.Był już prawie ranek, kiedy dotarli do węglami i mężczyzna powiedział:— Tu możemy odpocząć.Pin wyciągnął się na ziemi czarnej od sadzy i jak przez sen widział, że mężczyzna przykrywa go swym płaszczem, a potem przynosi gałęzie, łamie je na drobne kawałki i roznieca ogień.Teraz jest dzień i mężczyzna robi siusiu na wygasły popiół.Pin wstaje i robi to samo obok niego.Jednocześnie [przygląda się twarzy mężczyzny: nie widział jej jeszcze dobrze w dziennym świetle.Powoli rzedną cienie lasu i Pin oczyma zamglonymi od snu stopniowo odkrywa w nim nowe właściwości: jest młodszy, niż mu się zdawało, a także wymiary jego są bardziej normalne, ma rudawe wąsy i niebieskie oczy i przypomina maszkarona dzięki tym wielkim, szczerbatym ustom i spłaszczonemu nosowi.— Stąd imamy już niedaleko — mówi do Pina co pewien czas, kiedy tak idą lasem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]