[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jadłeś i nie spałeś od dwóch dni.W przygnębiającym nastroju weszli do jadalni.- Panie Peterson - odezwał się z namysłem Hugh.- Proszę pamiętać, że zdjęcia Sharon i Neila ukażą się w specjalnym wydaniu porannych gazet i są już pokazywane przez wszystkie stacje telewizyjne.Ktoś mógł ich widzieć albo coś zauważyć.- Myśli pan, że ten, kto ich porwał, paradował z nimi w miejscach publicznych? - spytał gorzko Steve.- Ktoś mógł zauważyć jakieś dziwne zdarzenia, ktoś mógł usłyszeć którąś z tych rozmów telefonicznych lub rozmowę w barze.W tym czasie Marian przelewała wodę z czajnika do dzbanka z herbatą.Drzwi pomiędzy kuchnią i jadalnią były otwarte, więc mogła przysłuchiwać się rozmowie.Biedny, biedny pan Peterson! Nic dziwnego, że wydawał się taki nieuprzejmy, kiedy go zagadnęła.Był przecież zmartwiony tym, że chłopczyk został porwany, a ona jeszcze go zdenerwowała, mówiąc o Neilu.To dowodzi, że nie powinno się osądzać ludzi pochopnie.Nigdy nie wiadomo, jakie nieszczęście w sobie noszą.Może napiłby się trochę herbaty?Wniosła dzbanek.Steve trzymał twarz ukrytą w dłoniach.- Panie Peterson, niech pan pozwoli, że naleję panu gorącej herbaty - zaproponowała cicho.Podniosła filiżankę.Steve wolno opuścił ręce, odsłaniając twarz.W następnej sekundzie dzbanek przeleciał nad stołem, wywracając cukierniczkę, a dookoła rozlał się brązowy napój.Glenda, Roger i Hugh aż podskoczyli.Zszokowani, patrzyli na Steve’a, który ściskał za ramiona przerażoną Marian.- Skąd wzięłaś ten pierścionek! - krzyczał.- Skąd wzięłaś ten pierścionek?!44W więzieniu stanowym w Somers Kate Thompson żegnała pocałunkiem syna.Niewidzącymi oczami wpatrywała się w wygolone miejsce na jego głowie, przypominające mnisią tonsurę.na rozcięcia w bocznych szwach spodni.Ale gdy otoczyły ją silne, młode ramiona Ronalda oczy miała suche.Przyciągnęła do siebie jego twarz.- Bądź dzielny, kochanie - powiedziała.- Będę.Bob powiedział, że zaopiekuje się tobą, mamo.Odeszła.Bob postanowił zostać do końca.Wiedział, że będzie łatwiej, jeśli pani Thompson teraz odejdzie.Łatwiej dla Rona.Wyszła z więzienia na zimną, zawianą śniegiem drogę prowadzącą do miasta.Nadjechał radiowóz.- Podwieziemy panią - powiedział policjant.- Dziękuję.- Z godnością wsiadła do samochodu.- Mieszka pani w motelu, pani Thompson?- Nie.proszę mnie zawieźć do kościoła Świętego Bernarda.Poranne msze już się skończyły.Kościół był pusty.Uklękła przed figurą Matki Boskiej.- Bądź z nami w tej ostatniej chwili.Zabierz gorycz z mego serca.Ty, która straciłaś swojego niewinnego syna, pomóż mi, skoro muszę stracić mojego.45Marian, trzęsąc się, próbowała mówić, nie mogła jednak wykrztusić ani słowa.Język miała zupełnie sztywny.Herbata sparzyła jej rękę.Palec bolał w miejscu, z którego pan Peterson zdarł pierścionek.Wszyscy patrzyli na nią tak, jakby jej nienawidzili.Pan Peterson mocniej ścisnął jej nadgarstek,- Skąd wzięłaś ten pierścionek?! - zawołał jeszcze raz.- Ja.ja.ja go znalazłam - powiedziała trzęsącym i łamiącym się głosem.- Znalazłaś go! - Taylor odepchnął Steve’a od Marian.Jego głos był pełen pogardy.- Znalazłaś! Gdzie?- W moim samochodzie.- Marian była przerażona.Hugh parsknął i spojrzał na Petersona.- Czy jest pan pewien, że to ten sam pierścionek, który dał pan Sharon Martin? - zapytał.- Całkowicie.Kupiłem go w pewnej wiosce w Meksyku.Jest niepowtarzalny.Proszę spojrzeć.- Rzucił go w stronę Taylora.- Niech pan dotknie krawędzi po lewej stronie obrączki.Hugh przesunął palcem po pierścionku.Twarz mu stężała.- Gdzie pani płaszcz, pani Vogler? Idzie pani z nami na przesłuchanie.- Gwałtownie wypluł z siebie słowa ostrzeżenia.- Nie ma pani obowiązku odpowiadać na pytania.Wszystko, co pani powie, może być użyte przeciwko pani.Ma pani prawo zadzwonić do adwokata.Chodźmy.- Niech to cholera! Niech pan jej nie mówi, że nie musi odpowiadać na pytania! Czy pan zwariował? Ona musi odpowiedzieć na pytania! - zawołał Steve.Glenda zachowała kamienną twarz.Wpatrywała się w Marian z pełną złości niechęcią.- Wspominała pani dziś rano o Artym - odezwała się oskarżającym głosem.- Mówiła pani, że naprawiał wam samochód.Jak pani mogła, sama będąc matką, brać w tym udział?Hugh odwrócił się gwałtownie.- Mówiła o Artym?- Tak.- Gdzie on jest? - natarł na Marian Steve.- Gdzie ich trzyma? Mój Boże, jak cię widziałem po raz pierwszy, mówiłaś o Neilu.- Steve, Steve uspokój się! - Roger ścisnął go za ramię.Marian czuła, że za chwilę zemdleje.Zatrzymała pierścionek, choć nie należał do niej.Teraz ci ludzie myślą, że miała coś wspólnego z porwaniem.Co zrobić, aby jej uwierzyli? Fala mdłości zmąciła jej wzrok.Zmusi ich, aby zadzwonili do Jima.Muszą zadzwonić do Jima.On jej pomoże.Przyjedzie tu i opowie, jak ukradziono im samochód i że Marian znalazła w nim pierścionek.Zmusi ich, aby w to uwierzyli.Pokój zaczął nagle wirować jej przed oczami, chwyciła się stołu.Steve skoczył, aby złapać panią Vogler, nim upadnie.Zamglonym wzrokiem spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich ogromne cierpienie.Litość, którą dla niego poczuła, uspokoiła ją.Przytrzymała się jego ręki i siłą woli otrząsnęła z zamroczenia.- Panie Peterson.- Mogła mówić.Musiała mówić.- Nie umiałabym nikogo skrzywdzić.Chcę panu pomóc.Naprawdę znalazłam ten pierścionek.W naszym samochodzie.Został skradziony w poniedziałek wieczorem, Arty akurat go naprawił.Steve spojrzał na wystraszoną kobietę.Dotarło do niego znaczenie tego, co powiedziała.- Skradziony! Wasz samochód został skradziony w poniedziałek wieczorem? - O Boże, pomyślał, czy jest jeszcze szansa, by ich odnaleźć?- Proszę pozwolić mnie się tym zająć, panie Peterson - wtrącił się Hugh
[ Pobierz całość w formacie PDF ]