[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic nie mógł poradzić, że go to rozbawiło.Równocześnie wdzięczny był opatrzności, że dała mu szansę naprawienia szkód, jakie wyrządził.Nie miał wyraźnego planu, jak to zrobić.Ale może nie będzie musiał robić nic szczególnego, poza tym, że pozwoli jej zrealizować swoją groźbę.Nie zamierzał jednak dać się pognębić.Nie zamierzał pozwolić, aby go ukarała, tylko dlatego, że zasługiwał na karę.Nie, to by mu się nie podobało.Podejmie jej grę.Jeśli ona zwycięży, wówczas nie pozostanie mu nic innego, jak pogodzić się z przegraną.Ale nie zamierzał jej pozwolić, by zwyciężyła.Z pewnością splunęłaby mu w oczy, gdyby zrobił coś takiego.Podejmie jej grę, żeby wygrać.Nie próbował precyzować, co konkretnie oznacza dla niego wygrana.- W zeszłym roku zrezygnowaliśmy z wyjazdu nad Wielkie Jeziora - powiedziała ze śmiechem lady Aidanowa - bo po zaręczynach Freyji pojechaliśmy do Penhallow, do Kornwalii.W takim razie nie mamy wyjścia, w tym roku musimy zrobić to samo dla Morgan.Lord Aidan był tego samego zdania.Lady Hallmere wyraziła przekonanie, że skoro ze względu na jej delikatny stan nie wiadomo, kiedy będą mogli opuścić Kornwalię, jeżeli już tam wrócą, to hańbą by było nie zobaczyć przyszłego domu Morgan, skoro pojawia się taka możliwość.Hallmere zgodził się z nią: jeśli spędzą tydzień w Kent, będzie im nad wyraz miło.Bewcastle odrzucił zaproszenie, podziękowawszy za nie matce Gervase’a z nienaganną kurtuazją.Tak więc wszystko zostało postanowione.Lato mieli spędzić w Windrush.- Przypuszczam - rzekła Morgan nazajutrz rano, kiedy jechali ‘wzdłuż Rotten Row, wyprzedziwszy nieco lorda Aidana i jego małżonkę - że zamierzałeś mnie wprawić w zakłopotanie, zapraszając do Windrush członków obu naszych rodzin i urządzając tam wystawną zaręczynową ceremonię.Ale mnie nie tak łatwo zakłopotać, Gervase.- Wiem o tym, chale - odparł.- Ale to raczej ja mogę się poczuć zakłopotany, czyż nie? To moja rodzina, moja służba, moi sąsiedzi i moi dzierżawcy będą świadkami mojego głębokiego zauroczenia tobą i to oni będą się potem użalać nade mną i krytykować mnie, kiedy dasz mi kosza.- Masz bezwzględną rację - powiedziała.- Chyba że - ciągnął z uśmiechem, podsuwając się odrobinę bliżej, tak że niemal stykali się kolanami - zdołam cię ubłagać, abyś okazała mi miłosierdzie, czarodziejko.- To wykluczone - odparła, uśmiechając się promiennie, a zarazem całkiem jawnie, choć przelotnie dotykając okrytą rękawiczką dłonią jego uda.- Po przejażdżce zabieram cię na zakupy - oświadczył.- Muszę ci kupić trochę klejnotów, cherie.Marny byłby ze mnie narzeczony, gdybym ci nie kupił zaręczynowego prezentu, nieprawdaż?- Nie interesują mnie klejnoty.Cóż z nimi zrobię potem, kiedy się rozstaniemy? Sam ich widok będzie mi nienawistny.- Co więc mam kupić? - spytał.- Przecież nie ubranie.Uznano by to za skandal.- Przybory do malowania - powiedziała po chwili zastanowienia.- Nie zabrałam ze sobą do Londynu moich, a strasznie bym chciała znowu trochę pomalować.Zabiorę się do tego w Windrush.Możesz mi kupić sztalugi, płótno, farby, pędzle, papier, węgiel i wszystko, co mi jeszcze przyjdzie do głowy w ciągu najbliższej godziny.- Malujesz? - spytał.- Jesteś w tym dobra?- To niemądre pytanie - odparła.- Skąd mam wiedzieć, czy jestem w tym dobra, czy nie? I jakie to ma znaczenie? Maluję, bo uwielbiam malować, bo muszę malować.Maluję, żeby dotrzeć pod powłokę rzeczywistości, żeby odnaleźć jej istotę.Nie jestem damulką, która pacykuje malownicze pejzaże w malowniczym otoczeniu, tylko po to, żeby mógł się snuć wokół niej jakiś wzdychulec.- Ach tak - zaśmiał się.- W takim razie będę ćwiczył hart ducha, cherie, i spróbuję nie snuć się i nie wzdychać.A przybory malarskie będą pierwszorzędnej jakości i w odpowiednio pokaźnej ilości, tak żeby cały świat się dowiedział, jak cię kocham.Uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.Jej własne lśniły aż do głębi - a może tylko mu się tak wydawało.- Dziękuję ci, Gervase - powiedziała.- Dziękuję.Och, jakże cię uwielbiam.Przez moment wpatrywał się w nią nieruchomo.Była śliczna, pełna życia, skoncentrowana wyłącznie na nim.Wydawało się niemożliwe, by nie mówiła szczerze.I wtedy się roześmiała.***Wulfric wracał do Lindsey Hali tego samego dnia, w którym Morgan wraz z Aidanem i Eve oraz Freyja i Joshuą wyjeżdżali do Windrush.Niewiele mówił dotąd na temat jej zaręczyn.Kiedy poinformowała go o tym fakcie jeszcze tego samego dnia, po jego powrocie z Izby Lordów, podniósł tylko monokl do oka i długo na nią patrzył - zdawało jej się, że co najmniej pięć minut, choć pewnie nie trwało to nawet minutę.Teraz jednak, zanim zeszła do oczekującego już powozu, poprosił ją o chwilę rozmowy w cztery oczy.- Nic nie jest nieodwracalne, dopóki nie zakończy się ślubna uroczystość - powiedział.- Nalegam, Morgan, abyś się zastanowiła, czy nie robisz tego po prostu dlatego, że ja ci radziłem postąpić odwrotnie.- Niemądry jesteś, Wulf - odparła szorstko.- Wychodzę za mąż za Gervase’a, bo tego chcę.A ty mylisz się co do niego, wiesz o tym.On nie zgwałcił Mariannę.To ona wciągnęła go w pułapkę, bo nie chciała wyjść za ciebie.Od razu pożałowała, że nie ujęła tego inaczej, ale było za późno.Wulfric patrzył na nią przez chwilę twardym, pozbawionym wyrazu spojrzeniem.- Miałem cię za mniej łatwowierną - powiedział.- Czasami zapominam, że jesteś jeszcze taka młoda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl