[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Weź zatem odwet i mów do mnie „Rex” - odparł.- Pragniesz mnie przecież nie mniej niż ja ciebie.Roześmiała się bez śladu radości.- Kobiety i mężczyźni tak się różnią od siebie - powiedziała.- Ja wolę spokój ducha i zadowolenie.- Wolisz nudę - skontrował.- Skoro pan tak sądzi.Nie zamierzała podejmować dyskusji, choć on zamilkł, czekając.- Byłaś szczęśliwa z mężem? Chwila milczenia przedłużała się.- Nie przywiązuję większej wagi do takich uczuć, jak szczęście czy nieszczęście.Pierwsze zwykle trwa za krótko, a drugie za długo.Moje małżeństwo to nie pańska sprawa.Moja osoba tym bardziej.Wolałabym, milordzie, żeby wrócił pan na salę balową i zatańczył z kimś innym.Każda kobieta chętnie będzie pana partnerką.- Chcę tańczyć z tobą - powiedział.- Nie.- Dlaczego nie? - Spojrzał w dół na jej postać.W bladej poświacie wpadającej przez okna łagodnie wygięta linia jej karku była wytworna, wręcz urzekająca.Wzruszyła ramionami.- Nie podoba mi się to uczucie.- Bo wiesz wtedy, że żyjesz? Wspaniale tańczysz.Wpadasz w rytm muzyki i dajesz się jej ponieść.- Nie lubię zwracać na siebie uwagi - odparła.- Spotkałoby mnie zbyt wiele komentarzy, gdybym zatańczyła z panem po raz drugi.Pańskiej szwagierce nie spodobał się już ten pierwszy raz.Ja tutaj muszę mieszkać.Do końca życia.Nie mogę wywołać nawet cienia plotki.Postawił stopę na ławeczce obok niej i oparł ramię na nodze.- Nie musisz tu zostawać - powiedział.- Możesz wyjechać ze mną.Znajdę ci dom gdzie indziej, a tam będziesz musiała martwić się wyłącznie o moją opinię.Roześmiała się ponownie.- Miłosne gniazdko - powiedziała ironicznie.- I mężczyzna, którego trzeba zadowolić.Szczyt szczęścia.- Gdy kiedyś stałaś przed ołtarzem, musiało ci się to wydawać godne pożądania - odparł.- Chyba że nie wyszłaś za mąż z miłości.Choć trudno mi to sobie w twoim przypadku wyobrazić.- To było dawno temu - powiedziała i odetchnęła głęboko.- Wolałabym, żeby nas tu nikt nie spotkał razem.Proszę odejść.- To mój taniec.Wstań i zatańcz go ze mną.- Wyciągnął do niej rękę i wyprostował się.- Nie - odparła.- Za późno, żeby teraz wchodzić na salę.- Tutaj - upierał się.- Zatańcz ze mną tutaj.Muzyka gra dość głośno, miejsca wystarczy, a na parkiecie nie ma dywanu.- Tutaj? - Spojrzała na niego po raz pierwszy.- Chodź.Powoli, z wahaniem, podała mu dłoń i wstała.Jednak kiedy objął ją w talii i wziął za rękę, podniosła drugą dłoń na jego ramię i zaczęli poruszać się zgodnie z rytmem melodii, sunąc przez ciemny pokój.Była naprawdę świetną partnerką.Poddała mu się w tańcu.Nie musiał ciągnąć jej za sobą po parkiecie ani obawiać się, że jej nastąpi na nogę.Wirowali w milczeniu, najpierw zachowując poprawną dla walca odległość.Potem jednak, gdy spojrzał na nią, w trakcie obrotu światło księżyca padło na jej twarz i zobaczył, że tańczy z zamkniętymi oczyma.Przyciągnął ją do siebie, aż zetknęły się ich nogi i poczuł zarys jej piersi przez materiał surduta.A wtedy przytulił Catherine jeszcze mocniej i położył sobie jej dłoń na sercu.Oparła czoło o jego ramię, a drugą dłonią objęła mocniej za szyję.Muzyka w końcu przestała grać, a oni zamarli w pół kroku.Była szczupła i wiotka.Jej ciało zdawało mu się ciepłe.Pachniała mydłem - to o wiele bardziej pociągający zapach niż drogie perfumy, którymi zlewały się jego kochanki.Bał się poruszyć, ledwie ośmielał się oddychać.Jeśli trwała w transie, nie chciał jej z niego obudzić.Po dłuższej chwili podniosła głowę i spojrzała mu w twarz.Nie widział wyraźnie wyrazu jej oczu.Jej ciało wciąż tuliło się do niego ciepłym łukiem.Pochylił głowę i pocałował ją.Tym razem i ona rozchyliła usta.Przesunął językiem po wewnętrznej stronie jej górnej wargi, potem przyszedł czas na dolną.Nie odsunęła się ani nie oddała pieszczoty.Wydawała się zupełnie odprężona, prawie jak po miłosnym akcie.Tyle że mu go odmówiła, pomyślał z goryczą, kiedy odsunęła głowę.- Ma pan w tym wprawę.Pewnie we wszystkim ma pan wprawę.Zwłaszcza w uwodzeniu.Dość już.Wychodzę.Tak więc później.Musiał wierzyć w istnienie jakiegoś „później”.Teraz nie będzie nalegał, na razie wystarczy.Lecz gdy to się wreszcie zdarzy, nie będzie kobietą zniewoloną.Sama będzie w pełni gotowa, choć może nawet jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.- Chodźmy zatem.Nie powinniśmy zbyt długo zwlekać, bo zjedzą nam całą kolację.- Nie mówię o kolacji.Idę do domu.- Kto cię zabierze? - Zmarszczył brwi.- Pastor Lovering jeszcze nie wrócił, prawda?- Ja.czekałam tu na kogoś innego.Widzi pan? Przyniosłam ze sobą płaszcz.Nie obejrzał się, płaszcz na fotelu zauważył już przedtem.- Nie umiesz kłamać.Chciałaś sama wracać do domu.Na co czekałaś? Nie miałaś odwagi wyruszyć?- Nonsens.Nie ma tu dzikich zwierząt ani sideł kłusowników.Nie mam się czego bać.Ton jej głosu świadczył jednak, że tak nie myślała.Chciała pójść do domu, lecz bała się iść sama po zmroku.Uważała pewnie, że o tej porze jest za wcześnie, by prosić Claude’a o powóz.Schroniła się więc w pokoju muzycznym, może z nadzieją, że nikt jej tu nie znajdzie aż do końca balu.- Poczekaj tutaj - powiedział.- Wezmę swój płaszcz i odprowadzę cię do domu.- Wykluczone! - zawołała gniewnie.- Idę sama.- Poczekasz tutaj.- Położył palec na jej wargach.- Nawet nie próbuj wymykać się ukradkiem, Catherine Winters.Jeśli to zrobisz, podniosę wielki raban.Zorganizuję wyprawę ratowniczą i przeczeszę okolicę.Będziesz się wstydzić do końca życia.Czekaj tu, póki nie wrócę.- Nie - powiedziała.- Nie.Jeśli zobaczą nas razem.- Nie zobaczą.- Już stał przy drzwiach.Odwrócił się i jeszcze raz na nią spojrzał.- Zaraz przyjdę.- W takim razie idę na kolację.Ale on już zniknął za drzwiami, udając że nie słyszał jej ostatnich słów.Sam nie mógłby sobie tego lepiej zaplanować.Ona zresztą też na pewno nie oczekiwała takiego obrotu spraw.Tak czy inaczej, już on dopilnuje, żeby była zadowolona.Catherine.Nie pamiętał, by kiedykolwiek jakaś kobieta tak go opętała.10Nie miała pojęcia, jak się w to wszystko wplątała.Z całej siły próbowała oprzeć się pokusie i nie prowokować plotek.Tańcząc z Rawleighem i jedząc kolację w jego towarzystwie, mogła narazić się na jedno i drugie.Dlatego właśnie wymknęła się z sali balowej i chciała wrócić do domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]