[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co mu się stało? Przecież nie zamierzał już nigdy angażować się poważnie w znajomość z jakąkolwiek kobietą.Marzył o tym, żeby mieć wolny czas i spędzać go na torze wyścigowym.Chciał zakwalifikować się kiedyś do Indy 500.Potrzeba współzawodnictwa przyćmiewała całkowicie potrzebę stałego związku z kobietą.Poza tym doświadczył już, ile bólu może przynieść miłość.Nauczył się tego od ojca i postanowił trzymać się od tego jak najdalej.Po prostu nie był w stanie oddać się kobiecie.Czas, poświęcenie, miłość - tego chciały wszystkie.Nie wiedział, skąd mu to przyszło do głowy, jednak instynktownie wyczuwał, że Ann Sinclair z całą pewnością żądałaby wszystkich tych rzeczy naraz.I jeszcze więcej.Natrętny głos jakiegoś ptaka znowu skierował myśli Drew na grób ojca.Nagle ogarnął go żal z powodu utraconych możliwości i nadziei.Jedyny sposób na odzyskanie równowagi to jak najszybciej pozałatwiać wszystkie sprawy i wrócić do Houston, do tego, co znał najlepiej.Do szybkich samochodów i szybkich kobiet.Niekoniecznie w tej kolejności.ROZDZIAŁ CZWARTYDrew czuł się zupełnie zdruzgotany, patrząc na stos papierów i teczek na biurku swego ojca; większość z nich nie była nawet posegregowana.Prawnicy, zatrudnieni w firmie Johna, właśnie wyjechali.Miast jasnego wykazu i pewnych danych o stanie aktywów i obciążeń, udzielili mu wymijających odpowiedzi i wątpliwych wskazówek.Instynktownie czuł, że ich brak wiedzy nie wiązał się z niedbalstwem, lecz raczej z brakiem dostępu do informacji.John nie dopuszczał ich do wielu swych interesów.Jedyną osobą, która wydawała się cokolwiek wiedzieć, był menedżer firmy, Timothy Pollard, który znajdował się obecnie rozmyślnie - jak podejrzewał Drew - w sprawach służbowych poza miastem.Drew zacisnął mocno usta.Pan Timothy Pollard będzie musiał odpowiedzieć mu na wiele pytań po swym powrocie.Na razie jednak nie miał innego wyjścia jak tylko próbować przekopać się przez te papierzyska i samemu ustalić stan interesów na tyle, na ile mógł.Na dźwięk telefonu podniósł słuchawkę i bąknął niezbyt przytomnie:- Halo.- No i jak, trafiła ci się jakaś nowa zdobycz?Drew odchylił się wygodnie w krześle.- Wiesz, Skip, to mi się w tobie podoba, że nigdy niczego nie owijasz w bawełnę.- Nie widzę powodu, żebym miał to robić.- Co słychać?- Kiedy wracasz?- Nieprędko.W interesach ojca panuje totalny bałagan.Nawet w przybliżeniu nie był tak zaradny, jak sądziłem.- Jak to?- Zostawił testament.Oczywiście całość zapisał matce, ale ona nie jest w stanie ogarnąć tego wszystkiego.- Gdybym tylko mógł ci w czymś pomóc, daj znać.- A jak tam z dokumentami, które wymagają mojego podpisu?- Nazbierała się ich cała sterta.- To mi je przefaksuj.- Firma z Dallas zamierza dać ci jeszcze trochę czasu.Ich pełnomocnik dzwonił niedawno.- To dobra nowina - odrzekł Drew.- Przynajmniej mam nadzieję.Pozbieraj wszystkie dane, jakie dotyczą tej sprawy.- Zrobione.- Zamierzam wpaść do Houston na początku przyszłego tygodnia, chociaż na jeden dzień.Pożegnali się.Drew okręcił się na krześle i popatrzył przez okno.Dzień był słoneczny i niezbyt gorący.Jak dobrze byłoby znaleźć się teraz na torze.Odpowiadał jednak za Janet, nie mógł jej tak zostawić.To matce zawdzięczał, że jego dzieciństwo było znośne.Robiła wszystko co mogła, by łagodzić skutki emocjonalnego odrzucenia go przez ojca.Myśl o matce wywołała uśmiech na jego twarzy.Była uosobieniem dystyngowanej damy z Południa, lubianą i szanowaną przez wszystkich w mieście.Teraz, w tych trudnych chwilach, otrzymywała tego dowody.Nagle, spontanicznie i nieoczekiwanie, przyszła mu na myśl Ann Sinclair.Pod wieloma względami przypominała mu matkę.Od chwili, kiedy zobaczył Ann przed tygodniem na cmentarzu, myślał o niej często.Zastanawiał się, co go w niej tak intrygowało? Może jej spokojna uroda? Było to zupełnie idiotyczne, ponieważ przyrzekł sobie trzymać się z dala od kobiet pokroju Ann Sinclair
[ Pobierz całość w formacie PDF ]