[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zw³oki? Tadeusza? A ja, ja, niech to jasny szlag trafi!.— Niech pan opowie, jak to by³o.S³uchaliœmy z ogromnym zainteresowaniem, bo dotychczas nikt siê jeszcze zJanuszem nie zdo³a³ porozumieæ i byliœmy zarówno zaciekawieni, jak izaniepokojeni tym, co te¿ on mo¿e powiedzieæ.— No co jak by³o, zwyczajnie — odpar³ niechêtnie Janusz.— Poszed³em do tejcholernej sali konferencyjnej.— Po co pan tam poszed³?— A bo ja wiem? Diabli mnie zanieœli, widaæ mia³em zaæmienie umys³u!— Po ochronê przeciwpo¿arow¹ — podpowiedzia³am ponuro.— Co? A tak, s³usznie, po Dzienniki Ustaw z ochron¹ przeciwpo¿arow¹.Zupe³niezapomnia³em, ¿e Tadeusz tam le¿y.— Jak to? — przerwa³ mu szybko pan w cywilu.— To pan o tym wiedzia³?— No jasne, przecie¿ od pocz¹tku Joanna mówi³a, ¿e Tadeusza zadusili w salikonferencyjnej.S³abo mi siê zrobi³o.Janusz najwyraŸniej w œwiecie zwariowa³ od wstrz¹su.Ju¿chyba nic gorszego nie móg³ wymyœliæ ni¿ akurat w tej chwili pomieszaæ fikcjêz rzeczywistoœci¹! Zamar³am, œmiertelnie sp³oszona, i nie przychodzi³o mi dog³owy absolutnie ¿adne wyjœcie.Pan w cywilu spojrza³ na mnie dziwnym wzrokiem.Mo¿liwe, ¿e po chwiliza³ama³abym siê pod ciê¿arem tego spojrzenia i wziê³a na siebie nie pope³nion¹zbrodniê, gdyby nie uratowa³ mnie Wiesio, który, uœwiadomiwszy sobieabsurdalnoœæ sytuacji, wyda³ z siebie krótki chichot.Chichot zabrzmia³ iœcieszatañsko, tote¿ pan w cywilu spojrza³ na niego z niesmakiem.To mi pozwoli³oszybko popukaæ siê w g³owê na konto wpatrzonego we mnie baranim wzrokiemJanusza.— Kretynie, oprzytomniej! —wysycza³am jadowicie.Pan w cywilu otworzy³ usta, ale nie zd¹¿y³ siê odezwaæ, bo z kolei wyst¹pi³nagle Leszek.— Najmocniej pana przepraszam — powiedzia³ wdziêcznie i rzewnie.— Czy mo¿nawiedzieæ, w jakiej pan jest randze? Bo niew¹tpliwie jest pan w jakiejœ, a jachcia³bym móc pana tytu³owaæ nawet w myœlach, z uwagi na to, ¿e jednak wszyscyw ¿yciu zajmujemy jakieœ miejsce i nie powinniœmy wykraczaæ poza ramy, niemo¿emy, choæbyœmy nawet chcieli, ¿ycie, có¿, takie jest ¿ycie.Mówi³ to wszystko ze œmierteln¹ powag¹ i jednym ci¹giem i wreszcie go,szczêœliwie, zatchnê³o.Istny ob³êd! Dla Leszka takie dziwne uwagi by³y chlebempowszednim i wyg³asza³ je w najlepszej wierze, ale pan w cywilu nie musia³ otym wiedzieæ! Jedyne, co teraz mo¿na by³o przewidywaæ, to to, ¿e oskar¿¹ nas okpiny z w³adzy.Pan w cywilu przyjrza³ siê uwa¿nie Leszkowi, na którego twarzy widnia³oprzygnêbione zamyœlenie.— Kapitan — powiedzia³ krótko po chwili milczenia i zwróci³ siê znów doJanusza, powoli odzyskuj¹cego przytomnoœæ.— No wiêc, jak to by³o? Sk¹d panwiedzia³, ¿e tam le¿y denat?— O to chodzi, ¿e w³aœnie nie wiedzia³em — odpar³ Janusz z gniewem.— Gdybymwiedzia³, tobym tam przecie¿ nie poszed³, poczeka³bym, a¿ siê kto inny wyg³upize znajdowaniem zw³ok!— Jak to, przed chwil¹ pan powiedzia³, ¿e pan o tym zapomnia³!— No, bo rzeczywiœcie zupe³nie zapomnia³em o tej ca³ej hecy z zamordowaniemTadeusza i jak tam wszed³em, to mnie trzasnê³o jak grom z jasnego nieba! Cud,¿e mnie szlag nie trafi³!— Zaraz, spokojnie.— Kapitan obejrza³ siê, siêgn¹³ po krzes³o Witolda,potkn¹³ siê wreszcie o jego deskê na pod³odze, opar³ siê rêk¹ o rajzbret,przechyli³ rajzbret, w ostatniej chwili chwyci³ butelkê z tuszem, którazje¿d¿a³a po pochylonej p³aszczyŸnie, hukn¹³ ³okciem w moj¹ lampê i wróci³ dorównowagi.Usiad³ na krzeœle Witolda, na jego podwy¿szeniu, odetchn¹³ i rzuci³okiem na twórczoœæ Leszka.— Zaraz, spokojnie — powtórzy³.— Niech pan mówi jaœniej.Co pan wiedzia³ o tymmorderstwie przed odkryciem zw³ok?— Nic.— Co?— Nic.Przecie¿ pan mówi, ¿e pan wiedzia³!Janusz patrzy³ na niego wyraŸnie stropiony i nieco sko³owany.— Ja mówiê, ¿e wiedzia³em? — zdziwi³ siê.— No to musia³em chyba coœ pokrêciæ.Myœmy w ogóle wszyscy wiedzieli tylko to, co Joanna wymyœli³a.Nie, teraz ju¿wszystko siê pomiesza³o, Joanna, wyjaœnij to temu panu, ja nie potrafiê!— Niemo¿liwe — odpar³am wprawdzie przygnêbiona, ale stanowczo.— Tego siê nieda wyjaœniæ normalnemu cz³owiekowi.I w ogóle nie wyrêczaj siê mn¹, jak ciê tenpan pyta, to odpowiadaj.— Co ja mam odpowiadaæ, jak ja ju¿ sam nic nie wiem!— A co pani o tym wiedzia³a? — spyta³ kapitan ostro, przygl¹daj¹c mi siê corazbardziej nie¿yczliwie.— Nie wiem — wyzna³am w przyp³ywie szczeroœci.— Przypuszczam, ¿e nic.Gdybymcoœ wiedzia³a, to przecie¿ nie wyg³upia³abym siê tak przeraŸliwie, ¿eby torozg³aszaæ awansem po ca³ej pracowni!Kapitan zacz¹³ nabieraæ coraz dziwniejszego wyrazu twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]