[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fremeni z ornitopterów stanêli nad nimi.Jeden zawo³a³ œciszonym g³osem:- Czas zejœæ w ukrycie, przyjaciele.Paul - podniós³ siê na nogi.podczas gdy Idaho pomaga³ wstaæ Jessice.- Ten wybuch przyci¹gnie powszechn¹ uwagê, Sire - odezwa³ siê Idaho.„Sire” - pomyœla³ Paul.Jak¿e dziwnie brzmia³o to s³owo w odniesieniu do mego.To ojciec zawsze by³ „Sire”.Poczu³, jak na chwilê nachodzi go moc jasnowidzenia, ujrza³ siebie pora¿onegobarbarzyñsk¹ œwiadomoœci¹ rasy ludzkiej, która spycha wszechœwiat cz³owieka wstronê chaosu.Wizja przyprawi³a Paula o wewnêtrzny dygot - da³ siê prowadziæIdaho wzd³u¿ krawêdzi basenu do skalnego wystêpu.Fremeni za pomoc¹ swoichkondensatorów otwierali tam przejœcie w g³¹b piasku.- Czy mogê ponieœæ ci sakwê.Sire? - zapyta³ Idaho.- Nie jest ciê¿ka, Duncan - powiedzia³ Paul.- Nie masz tarczy osobistej - zauwa¿y³ Idaho.- Chcia³byœ moj¹? - Spojrza³ naklif w oddali.- Chyba wiêcej nie zobaczymy tu rusznic laserowych w akcji.- Zatrzymaj sw¹ tarczê, Duncan.Twoje prawe ramiê stanowi dla mnie dostateczn¹ochronê.Jessika zauwa¿y³a, jakie wra¿enie zrobi³a ta pochwa³a na Idaho, jak przysun¹³siê bli¿ej Paula.Ale¿ nieomylnie mój syn postêpuje ze swoimi ludŸmi -pomyœla³a.Fremeni usunêli czop skalny, otwieraj¹c wejœcie do naturalnego pustynnegokompleksu podziemi.Zaci¹gniêto os³onê maskuj¹c¹ na otwór.- Têdy - wskaza³ jeden z Fremenów i sprowadzi³ ich skalnymi stopniami wciemnoœæ.Os³ona zatrzyma³a blask ksiê¿yca za nimi.W przedzie o¿ywi³a - siênik³a, zielona poœwiata, dobywaj¹c z mroku schody, œciany skalne, zakrêt wlewo.Ze wszystkich stron otaczali ich teraz Fremeni w burnusach, œpiesz¹cy wdó³.Skrêcili za róg.napotkali drugi tunel wiod¹cy ukoœnie w g³¹b.Koñczy³ siêsurow¹ komor¹ groty.Przed nimi sta³ Kynes z odrzuconym do tylu kapturem d¿ubby.W zielonym œwietlepo³yskiwa³ ko³nierz jego filtrfraka.D³ugie w³osy i broda by³y w nie³adzie.B³êkitne oczy bez bia³ek by³y sam¹ ciemnoœci¹ pod krzaczastymi brwiami.W owej chwili spotkania Kynes dziwi³ siê sobie: Dlaczego ja pomagam tymludziom? To najniebezpieczniejsze ze wszystkiego, co kiedykolwiek zrobi³em.Tomo¿e mnie zgubiæ wraz z nimi.Wówczas spojrzawszy Paulowi prosto w twarz,ujrza³ ch³opca, który zapanowa³ nad rozpacz¹ i przybra³ postawê mê¿czyzny,maskuj¹c wszystko prócz pozycji, jak¹ teraz musia³ przyj¹æ - ksiêcia, I Kyneszda³ sobie w tym momencie sprawê, ¿e ksiêstwo istnieje ci¹gle i wy³¹cznie zaspraw¹ tego m³odzieñca - i nie by³a to sprawa, któr¹ da³oby siê zlekcewa¿yæ.Jessika jednym rzutem oka ogarnê³a komorê, rejestruj¹c j¹ swymi zmys³ami BeneGesserit - laboratorium, pracownia pe³na zakamarków w dawnym stylu.- To jedna z Imperialnych Doœwiadczalnych Stacji Ekologicznych, które mójojciec chcia³ mieæ jako bazy wypadowe - powiedzia³ Paul.Jego ojciec chcia³! - pomyœla³ Kynes.W dalszym ci¹gu nie móg³ siê sobienadziwiæ.Czy ja zg³upia³em, ze pomagam tym zbiegom? Po co to robiê? Tak ³atwomo¿na by ich teraz uj¹æ, kupiæ za nich zaufanie Harkonnenów.Paul poszed³ w œlady matki, w gestaltyczncj lustracji pomieszczenia obejmuj¹cwzrokiem œciany z litej skaty i stó³ warsztatowy pod jedn¹ z nich.Na stolesta³y szeregi instrumentów - rozjarzone tarcze, przewodowe strugi rusztowe zestercz¹cym rowkowanym szk³em.Zapach ozonu przenika³ pomieszczenie.Kilku Fremenów minê³o ich znikaj¹c za za³omem komory, sk¹d dolecia³y nowedŸwiêki - kaszlniêcia silnika, wizg pasów napêdowych i licznych przek³adni.Paul spojrza³ w g³¹b komory, dostrzeg³ spiêtrzone pod œcian¹ klatki z maleñkimizwierz¹tkami.- Rozpozna³eœ prawid³owo to pomieszczenie - powiedzia³ Kynes.Do czego byœwykorzysta³ takie miejsce.Paulu Atrydo?- Do uczynienia tej planety miejscem odpowiednim dla istot ludzkich - odpar³ -Paul.Mo¿e w³aœnie dlatego im pomagam - pomyœla³ Kynes.Odg³osy maszynerii raptownie przesz³y w buczenie i ucich³y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]