[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbyt wiele rozk³adaj¹cych siêcia³.Wystarczy powiedzieæ, ¿e powstawali ubrani w niegdyœ eleganckie, a teraznad¿arte przez czas i robactwo stroje, z twarzami pozbawionymi piêkna.Ci¹glenadchodzili, opuszczali cmentarz tyln¹ bram¹ i ruszali do "Elysium".Z dalekas³ychaæ by³o jad¹ce samochody.Nad ich g³owami przelecia³ odrzutowiec.Jeden zbraci Peacock zagapi³ siê na przelatuj¹cego olbrzyma i przewróciwszy siêroztrzaska³ sobie szczêkê.Podniesiono go troskliwie i poprowadzono.Nicwielkiego siê nie sta³o.Czym by³oby Zmartwychwstanie bez niespodzianek?Przedstawienie siê zaczê³o."Je¿eli muzyka jest po¿ywieniem mi³oœci, grajmy.Daj mi jej zbyt du¿o, a¿ do przesytu;To spowoduje, ¿e stracê apetyt i umrê".Nie znaleziono Callowaya za kurtyn¹, jednak Ryan otrzyma³ od Hammersmithapolecenie, które przekaza³ mu wszechobecny pan Lichfield, aby zaczynaæniezale¿nie do tego, czy re¿yser jest, czynie.- Na pewno jest na górze, w lo¿y - powiedzia³ Lichfield.-Widzê go st¹d.- Uœmiecha siê? - zapyta³ Eddie.,- Od ucha do ucha.- No to go olewam.Aktorzy siê rozeœmiali.Dzisiejszego wieczora mieli powody do radoœci.Przedstawienie przebiega³o bez zgrzytów i - mimo ¿e nie widzieli publicznoœciz powodu zainstalowanych œwiate³ pod³ogowych - wyczuwali jej przychylnoœæ.Aktorzy zeszli ze sceny podekscytowani.- Wszyscy siedz¹ w lo¿ach - rzek³ Eddie - ale pañscy przyjaciele Lichfieldzachowuj¹ siê œwietnie.S¹ cisi, ale szeroko siê uœmiechaj¹.Akt I, Scena II.Pierwsze ukazanie siê Constantii Lichfield w roli Violispotka³o siê z ogromnym aplauzem.Wielkim aplauzem.Przypomina³o to bicie w dziurawe bêbny lub walenie jednym wyschniêtym kijem odrugi.Hojne, obfite brawa.I, na Boga, ona potrafi³a wykorzystaæ tê okazjê.Rozpoczê³a w wielkim stylu,wk³adaj¹c w rolê ca³¹ duszê.Nie musia³a nawet gestami podkreœlaæ g³êbi swychprze¿yæ, wystarczy³o ¿e deklamowa³a cudowne wersy z tak wielk¹ m¹droœci¹ iuczuciem, ¿e prosty, nic nie znacz¹cy gest jej rêki, wart by³ tysi¹cagestykulacji innych aktorów.Po jej pierwszym wejœciu ka¿de nastêpne witaneby³o tak samo entuzjastycznie.Po gor¹cych oklaskach nastêpowa³a niemalklasztorna cisza.Za kulisami, miêdzy wszystkimi aktorami powsta³a jakaœ niæ porozumienia.Zrozumieli, ¿e ich d¹¿enia s¹ wspólne.Wszyscy wyczuwali sukces, który wydawa³siê byæ cudem.Jeszcze wczoraj nie mogli nawet marzyæ o czymœ takim.Jeszcze raz! Oklaski! Oklaski!Do siedz¹cego w biurze Hammersmitha dociera³y tylko strzêpy objawów uznaniawidowni.Nie ma siê zreszt¹ czemu dziwiæ.Biuralista by³ zdrowo pijany.W³aœnieosusza³ ósmego drinka, gdy otworzy³y siê drzwi.Podniós³ wzrok i stwierdzi³, ¿egoœciem jest ten plebejski Calloway."ChodŸ i wypowiedz swój triumf - pomyœla³Hammersmith.- Powiedz, jak bardzo siê myli³em".- Czego chcesz?Intruz milcza³.Hammersmithowi wydawa³o siê, ¿e k¹tem oka widzi szeroki uœmiechna twarzy Callowaya.Uœmiech samozadowolenia.- Przypuszczam, ¿e ju¿ s³ysza³eœ? Przytakniêcie.- Umar³a - rzek³ Hammersmith.- Umar³a kilka godzin temu, nie odzyskuj¹cprzytomnoœci.- Nie powiedzia³em aktorom.Nie s¹ tego warci.Calloway nic nie odpowiedzia³.Czy nic go to nie obchodzi³o? Czy nie widzi, ¿eto koniec œwiata? Kobieta umar³a.Umar³a w "Elysium".Bêdzie oficjalneœledztwo, sprawdz¹ zabezpieczenia i ubezpieczenie.Dochodzenie mo¿e ujawniæpewne niewygodne fakty.Opró¿ni³ szklankê do dna, nie przejmuj¹c siê obecnoœci¹ Callowaya.- Twoja kariera przysiadzie po tym, synu.Nie z mojego powodu, o nie.Callowaynadal milcza³.- Nie obchodzi ciê to? - zapyta³ Hammersmith.Chwila ciszy, po której rozleg³asiê odpowiedŸ re¿ysera:- Gówno mnie to obchodzi!- Jesteœ tylko podskakuj¹cym asystentem re¿ysera.Wszyscy wy, pieprzenire¿yserzy, nimi jesteœcie.Jedno dobre przedstawienie i czujecie siê bogami.Pozwól, ¿e ci coœ powiem na ten temat.Spojrza³ na Callowaya.By³ ju¿ jednak tak pijany, ¿e widzia³ niezbyt ostro.Wkoñcu jednak skoncentrowa³ siê.Calloway, ta wstrêtna pluskwa, by³ nagi od pasa w dó³.Mia³ na sobie tylko butyi skarpetki, nie by³o widaæ spodni, ani majtek.Ca³a ta scena by³aby nawetkomiczna, gdyby nie wyraz twarzy re¿ysera.NajwyraŸniej oszala³: przewraca³oczami, z ust i nosa ciek³a mu œlina i œluz, jêzyk zwisa³ na brodê jakdysz¹cemu psu.Hammersmith odstawi³ szklankê i spojrza³ ni¿ej.Koszula Callowaya by³azakrwawiona.Jego szyja by³a rozciêta.Rana bieg³a niemal od prawego do lewegoucha, z którego stercza³ nale¿¹cy do Diany Duvall pilnik do paznokci.Jegoostrze z pewnoœci¹ siêga³o mózgu.Re¿yser by³ niew¹tpliwie martwy.Jednak sta³, mówi³ i chodzi³.Z teatru dobieg³a kolejna fala oklasków.Wydawa³o siê, ¿e dŸwiêk ten dobiegajakby z innego œwiata.Ze œwiata, do którego Hammersmith nigdy nie nale¿a³.Nigdy nie zosta³ aktorem, chocia¿ Bóg wie, ¿e próbowa³, a dwie napisane przezniego sztuki by³y okropne.Stara³ siê czytaæ du¿o ksi¹¿ek i nowoœci ze œwiatateatru, ABY NIE TRACIÆ kontaktu ze scen¹.Za brak artystycznych zdolnoœcinienawidzi³ samego siebie do tego stopnia, ¿e w koñcu wrogiem sta³ siê dlaniego ka¿dy, kto te zdolnoœci posiada³.Oklaski umilk³y.Calloway ruszy³ w stronê Hammersmitha, tak jakby dosta³nies³yszalne polecenie z zewn¹trz.Maska, któr¹ sta³a siê nagle jego twarz,by³a jednoczeœnie groteskowa i przera¿aj¹ca.Ocieka³ krwi¹ i œmia³ siê.Hammersmith skuli³ siê w k¹cie pokoju za biurkiem.Calloway wskoczy³ na nie /wygl¹da³ bardzo œmiesznie z dyndaj¹cymi genitaliami / i z³apa³ Hammersmitha zakrawat.- Filister - powiedzia³ Calloway, który nigdy nie zna³ Hammersmitha naprawdê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]