[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chi rozejrzał się.- To był prawdopodobnie kamieniołom wapienia, uŜywanego przez staroŜytnych dobudowy świątyń i domów.Jesteśmy w centrum działalności Majów.- Nie sądzę, by staroŜytni uŜywali kerozynowych lamp.- Ja teŜ nie.Dobra wiadomość: gdzieś tu musi być wyjście.Znaleźli dziesiątki poukładanych na paletach skrzyń.Chi przeszedł się wzdłuŜ nich,zaglądając do kaŜdej.- Niesamowite.- szepnął.- Muszą tu być setki majowskich artefaktów.UŜywają tegokamieniołomu do magazynowania skradzionych zabytków.- To ma sens.Przemyt jest przywoŜony rzeką i stąd przerzucany dalej.Zaraz, zaraz.przecieŜ oni potrzebują transportu drogowego, by zabrać stąd te rzeczy!Chi nie słuchał.Stał przed zamocowanymi do ściany szerokimi półkami.Promień jegolatarki wędrował po wielkich kamiennych blokach.- Znowu statki.- szepnął.Gamay podeszła bliŜej, by obejrzeć płaskorzeźby.- Podobne do tych w ruinach.- Wygląda na to, Ŝe proceder odbywa się na znacznie większą skalę, niŜ sądziłem.Musieli znaleźć podobne miejsca jak to, które odkryłem.UŜyli piły diamentowej do wycięciakamieni z muru.- Westchnął cięŜko.- To tragedia.Ciekawość intelektualna czasami przytłumia instynkt samozachowawczy.GdybyGamay nie zauwaŜyła białawego przebłysku w głębi kamieniołomu, mogliby stać tak całydzień i porównywać notatki.Światło dzienne.Nareszcie wyjście z tego okropnego miejsca.Od opuszczenia łodzi Gamay prześladowało wraŜenie, Ŝe nie są sami.Szybko obejrzała się zasiebie, złapała Chi za rękę i odciągnęła go siłą od kamiennych obiektów.Światło wpadało przez otwór o szerokości drzwi garaŜowych, zwieńczony typowymdla sztuki Majów łukiem na kroksztynie.Wyszli na zewnątrz.Przejście z ciemnego chłodu naoślepiający upał zadziałało jak uderzenie; musieli zamrugać, by przyzwyczaić oczy dojaskrawego słońca.Otwór wychodził na prymitywną rampę załadunkową, przy której stałdźwig ze zwisającą liną wyciągarki.Ziemia wokół rampy była nasączona olejem napędowymi poznaczona śladami opon.Gamay zrobiła krok do przodu, by lepiej się przyjrzeć, ale coś ją zatrzymało.Odwróciła się w prawo, potem w lewo.To co ujrzała, wcale jej się nie spodobało.Po kaŜdejstronie wrót wyciętych w zboczu stał męŜczyzna.Jeden celował do niej z karabinu, drugi zestrzelby w Chi.Prócz tego mieli zatknięte za pasy pistolety.Gamay i Chi porozumieli sięwzrokiem; wiedzieli, Ŝe trzeba unikać wszelkich gwałtownych ruchów.Jedyną moŜliwościąbył powrót do wnętrza góry.Zaraz jednak i ta droga została odcięta przez trzeciegomęŜczyznę, który wyszedł z kamieniołomu.Gamay ze smutkiem pomyślała, Ŝe miała trafneprzeczucie.Rzeczywiście byli śledzeni.Wszyscy trzej męŜczyźni byli brudni i zarośnięci, jak przystało na miejscowychchicleros.Wyglądali jednak na twardszych i bardziej zdyscyplinowanych niŜ ci, którzy ścigaliich na rzece.Logiczne.Szabrownicy w miasteczku Majów byli na szarym końcu - ot,wyrobnicy od kopania w ziemi i transportu antyków.Ci tutaj musieli być straŜnikami.Ten,który pojawił się na końcu, wydał pozostałej dwójce rozkaz.MęŜczyźni machnęli bronią naGamay i Chi, wskazując, by ruszyli Ŝwirową drogą, odchodzącą od wejścia do kamieniołomu.Szli kilka minut przez las, aŜ dotarli do poręby, gdzie zaparkowano poobijanego izabłoconego pikapa GMC z napędem na cztery koła.Drzwi stojącej obok szopy były otwarte,w środku widać było brudne narzędzia.Ktoś majstrował przy silniku samochodu, ale kiedyusłyszał kroki, wyjrzał spod podniesionej maski.Był to chudy osobnik o woskowobiałejskórze i spiczastej bródce.Jeden ze straŜników zaczął z nim rozmawiać.Nawet bezznajomości hiszpańskiego Gamay domyśliła się, Ŝe mechanik jest tu szefem.Zadał pytanie Chi, który przyjął postawę pokornego peona.Chwilę rozmawiali, potemmęŜczyzna zmarszczył czoło i pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć: “Wystarczy”.Gamayz ulgą zauwaŜyła, Ŝe nikt tu na nią nie patrzy jak na obiekt potencjalnego gwałtu.Wcale jejsię jednak nie podobało, Ŝe rozmawiając z Chi “mechanik” nie zdejmuje dłoni z kolbypistoletu.Chwilę zastanawiał się, wsiadł do samochodu i odbył cichą rozmowę przeztrzeszczące radio.Konwersacja była miejscami dość zapalczywa.Mimo to “mechanik”wysiadł uśmiechnięty i rzucił straŜnikom komendę.Złapali Gamay i Chi, brutalnieprzewrócili na ziemię za furgonetką, związali im nogi i przywiązali ręce do zderzaka.- Co powiedział? - spytała szeptem Gamay, kiedy zostawiono ich samych.- Starałem się mu wmówić, Ŝe zabłądziliśmy.Pani jest naukowcem, a japrzewodnikiem i trafiliśmy do jaskini przez przypadek.- Kupił to?- NiewaŜne.Powiedział, Ŝe ma rozkaz zabić kaŜdego, kto tu się zjawi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]